Polska służba zdrowia od lat kuleje. Aż 2,17 mln Polaków, zamiast czekać w kolejce do państwowego lekarza, korzysta z prywatnej opieki zdrowotnej. Prognozy nie są optymistyczne, wskazują, że liczba ta będzie rosła.
Jak zauważa Dorota M. Fal, ekspert ds. ubezpieczeń zdrowotnych Polskiej Izby Ubezpieczeń, wiąże się to z problemami, z którymi od boryka się publiczna służba zdrowia. Z przedstawionych przez izbę danych wynika, że już teraz na prywatną opiekę zdrowotną wydajemy od 40, do nawet 46 mld zł rocznie.
Na taki stan ma również wpływ słaby system regulacji w dostępie do bezpłatnych świadczeń medycznych. To powoduje, że część pacjentów nadużywa publicznej opieki zdrowotnej.
Ubezpieczenia prywatne, a szybka pomoc
Wielu z Polaków decyduje się na dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne ze względu na ułatwienie dostępu do lekarzy pierwszego kontaktu. Jak mówi Dorota M. Fal, takie ubezpieczenia gwarantują dostęp do takiej pomocy w ciągu 1-2 dni, co pozwala na szybką interwencję w przypadku przeziębienia, czy grypy. Różnica w czasie oczekiwania jest jeszcze bardziej widoczna w przypadku dostępu do specjalistów. Przeważnie na taką wizytę będziemy czekać 5-7 dni. To czas nieporównywalnie krótszy niż w przypadku publicznej służby zdrowia, gdzie na wizytę u specjalisty czeka się od kilku miesięcy do nawet roku. - Jak pokazują ostatnie statystyki na wizytę u ortopedy trzeba czekać 9-10 miesięcy, na tomografię dolnego odcinka kręgosłupa blisko pół roku, a na rezonans magnetyczny blisko 10 miesięcy – zauważa Dorota M. Fal.
Na szarym końcu w europie
Polska służba zdrowia jest w złym stanie, świadczy o tym Europejski Konsumencki Indeks Zdrowia. W tym zestawieniu nasz kraj znalazł się na szóstym miejscu od końca. Zdaniem Doroty M. Fal wszelkie prace mające na celu poprawę obecnych warunków powinny być wzorowane na państwach, które znajdują się w czołówce indeksu. W rankingu prowadzą Holandia, Szwajcaria, państwa skandynawskie.