Ruchy antyszczepionkowe nie ustają w próbach udowodnienia, że profilaktyczne szczepienia przynoszą więcej szkody niż pożytku. Próbują np. dowieść, że szczepionki powodują autyzm. Aby to udowodnić, sfinansowali szeroko zakrojone badanie. Jego wyniki jednoznacznie wykazały, że szczepionki z autyzmem nie mają nic wspólnego.
Spektakularnego strzału we własną stopę dokonała organizacja SafeMinds. Jej członkowie od lat próbują udowodnić, że szczepionki powodują autyzm. Nie były ich w stanie przekonać żadne naukowe dowody ani badania już opublikowane.
Organizacja zebrała więc środki na własne eksperymenty. Zleciła je niezależnemu laboratorium, bo nie wierzyła w twierdzenia naukowców i lekarzy. Badania zostały przeprowadzone na grupie makaków, z zachowaniem porządnej metodologii, trwały kilka lat.
Ich wyniki zostały opublikowane w piśmie Proceedings of the National Academy of Sciences, są też dostępne online na stronie PNAS.org. Najważniejszy wniosek z badania jest taki, że szczepionki zawierające tiomersal (szczególnie znienawidzony przez antyszczepionkowców) w żaden sposób nie wpływają na powstawanie autyzmu u szczepionych organizmów.
Wspomniany tiomersal to substancja zawierająca śladowe ilości rtęci, stosowana w niektórych starszych szczepionkach jako konserwant. Rtęć jest toksyczna, ale ta umieszczona w tiomersalu jest wydalana z organizmu, nie kumuluje się w nim. Na dodatek ta substancja jest dziś stosowana już bardzo rzadko. Co więcej, wyszło na jaw, że liczba przypadków autyzmu u dzieci nie ma związku ze stosowaniem tiomersalu.
Teraz SafeMinds, która sfinansowała badanie, by było niezależne od koncernów farmaceutycznych, lekarzy i władz, usiłuje podważać wnioski, jakie z niego wypływają. Wraca też do swojej sprawdzonej retoryki – czyli odgrzebuje wyniki nierzetelnych, skompromitowanych w środowisku naukowym badań, które mają wykazywać związek między szczepieniami a autyzmem i innymi chorobami.