Warszawski klub disco polo - alkohol leje się strumieniami, ale koncesji brak. Ponoć zgodnie z przepisami.
Warszawski klub disco polo - alkohol leje się strumieniami, ale koncesji brak. Ponoć zgodnie z przepisami. Facebook.com/SaskaClub
Reklama.
Przepis na obejście koncesji okazał się dziecinnie prosty. Otóż alkoholu wcale nie trzeba sprzedawać, wystarczy pozwolić go wnieść gościom. Klub mieszczący się przy Wale Miedzeszyńskim organizuje duże imprezy co piątek. Wstęp kosztuje 30 złotych, ale – jak czytamy na plakatach reklamujących zabawy – każdy może wnieść tyle alkoholu, ile zechce.

Alkohol bez koncesji

Warunek jest jeden – alkohol musi się znajdować w butelkach po coli. Właściciel Saskiej, Tomasz Sierakowski, zapewnia w rozmowie z Gazetą Stołeczną, że jest to forma zabezpieczenia. Plastikowe butelki się nie potłuką, trudno też zrobić nimi komuś krzywdę. Sierakowski dodaje, że jego imprezy cieszą się wielką popularnością, a w piątki klub jest pełen.
Alkohol bez ograniczeń
Co ciekawe, w lokalu obowiązuje nie tylko formuła BYOB (bring your own bot tle – przynieś własną butelkę). Można tam też kupić alkohol na miejscu. Ale właściciel Saskiej nie musi – jak się okazało – dysponować koncesją na alkohol. Formalnie organizatorem imprez jest firma cateringowa, która takowe zezwolenie posiada.
Klubowi, który nie ma koncesji, ale alkohol jest w nim dostępny niemal bez ograniczeń, przyglądają się teraz warszawscy urzędnicy i policja. Chodzi nie tylko o kwestię koncesji, ale i o plakaty reklamujące imprezy, które – jak sądzą urzędnicy – mogą naruszać ustawę o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi.