Zaledwie dwa dni temu odbyła się premiera polskiego wydania biblii mody - magazynu Vogue, a już wczoraj pojawiły się pierwsze głosy rozpaczy. Nie dotyczyły one jednak treści czy layoutu, smogu czy krzywizny Pałacu Kultury. Influencerki żaliły się, że nie dostały zamówionego egzemplarza na czas.
Długo zapowiadana premiera magazynu odbyła się w walentynki. Ci szczęśliwcy, którzy w porę dokonali zakupu przez stronę internetową, mogli liczyć na dostawę bezpośrednio do domu. I to nie byle jaką dostawę. Vogue Polska w wersji zamawianej przez internet opakowany był w estetyczne tekturowe opakowanie z logo magazynu.
Ogromne rozczarowanie musiało towarzyszyć tym influencerkom, które nie otrzymały upragnionej przesyłki ani w walentynki, ani nawet wczoraj.
Vogue nie przyszedł na czas
O swoim dramacie poinformowała między innymi użytkowniczka Instagrama o pseudonimie grey_dots. Zwierzyła się: "A jaki dziś jest dzień u Was - walentynki czy środa? U nas wbrew pozorom środa, dom, dresy i "Przyjaciele" w tle. Miałam wprawdzie nadzieje, ze dzisiejszy wieczór spędzę w objęciach @vogue.polska, który przezornie zamówiłam już w styczniu, ale jakos do mnie nie dotarł" (pisownia oryginalna).
Pod wpisem pojawiło się kilka komentarzy, w których inne dziewczyny podzieliły się swoją tragedią, pisząc że też nie otrzymały długo wyczekiwanej przesyłki: „Do mnie też nie dorarl, Pani przyjela reklamacje ale cóż...totalne rozczarowanie...Mial dotrzec szybciej niz w kioskach , wyslany zwykłą przesyłką bez możliwości kontroli gdzie jest...” (pisownia oryginalna).
Słowa krytyki pod adresem magazynu, związane z brakiem przesyłki w dniu premiery, pojawiły się również na instagramowym profilu Vogue Polska: "Porażka... Każda niezadowolona klientka, to każda wasza @vogue.polska porażka... Bo tak jak wiele kobiet cieszy się magazynem w domu, tak cała masa czuje zażenowanie, pogardę i brak szacunku. Wszyscy którzy zamówili magazyn w przedsprzedaży, a nie dostali go do tej pory - tak jak ja cieszą się pewnie, że nie zdecydowali się na prenumeratę bo jak widać szkoda naszego cennego czasu i pieniędzy..." (pisownia oryginalna).
Były też bardziej oszczędne w słowach, ale konkretne komentarze: "Słabo Wam to wyszło". Choć premiera była przyjęta ciepło przez większość odbiorców, najwyraźniej nikt nie jest stanie dopilnować wszystkich szczegółów.
Sprzedaż polskiego Vogue'a
W zespole redakcyjnym magazynu Vogue znalazło się kilka „gorących” nazwisk. Redaktorem naczelnym został Filip Niedenthal, który wcześniej pełnił tę funkcję polskiej edycji magazynu dla panów "Esquire”.
Pierwsze wydanie rozeszło się niemalże na pniu, jednak część uważa, że o ile pierwsze wydanie Vogue'a ma szansę rozejść się w nakładzie 160 tys. egzemplarzy, to kolejne prawdopodobnie osiągną niższy wynik. - Sprzedaż zatrzyma się w okolicy 20 -30 tys. egzemplarzy, podobnie jak zbliżonego najbardziej do tego tytułu magazynu „Harper's Bazaar” – powiedziała „Wirtualnym Mediom” Joanna Wilkomirska z domu mediowego MediaCom.
Na razie jednak polski Vogue się rozpędził i ani myśli zwalniać. Jego pierwsza okładka jest przedmiotem żywiołowej dyskusji w internecie od kilku dni.