Rafał Mielnik/Agencja Gazeta
REKLAMA
Eliminuj z diety cukier, ogranicz ilość niezdrowych kwasów tłuszczowych, nie przesadzaj z nabiałem – w ciągu ostatnich lat mnożą się porady dotyczące zdrowego odżywiania. Okazuje się jednak, że inne, realne zagrożenie dla naszego zdrowia czai się w zupełnie innym miejscu. Tam, gdzie raczej nikt by się go nie spodziewał.
– Opakowania na jedzenie są po prostu niebezpieczne –stwierdziła w trakcie audycji w TOK FM prof. Magdalena Popowska, dyrektorka Instytutu Mikrobiologii Uniwersytetu Warszawskiego. Skąd taka opinia? Naukowcy ostrzegają, że jedzenie pakowane jest w plastik, który przenika do naszego organizmu. Szczególnie groźna jest Bisfenol A, składnik wykorzystywany przy produkcji popularnych tworzyw sztucznych. Substancja dostaje się do organizmu przez skórę, układ pokarmowy i oddechowy. Może przyczynić się do rozwoju wielu chorób przewlekłych np. cukrzycy, zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi, prostaty, zaburza libido i może prowadzić do bezpłodności. – Polska ma nie tylko problem z żywnością najwyższej jakości, ale i z wszechobecnym plastikiem - zauważyła pani profesor.
Problem dostrzeżono już za granicą – obostrzenia (które zostały wprowadzone m.in na terenie UE, USA i Kanady) dotyczą jednak głównie produkcji butelek dla dzieci, przy której zakazano używania Bisfenolu A. Nieco dalej ustawodawcy poszli we Francji, gdzie od 2020 roku sztućce i talerze zamiast z plastiku, będą wykonywane z biotworzywa. Ograniczenia wprowadzili u siebie również Szwedzi. Substancja trafia jednak do Unii, bo wciąż wykorzystują ja firmy z Dalekiego Wschodu, zwłaszcza z Chin. Polacy muszą sobie radzić na własną rękę. Produkty, które nie zawierają Bisfenolu A są oznaczone symbolem „BPA FREE”.
W 2016 r. Parlament Europejski zwrócił się do Komisji Europejskiej o zakaz stosowania Bisfenolu A we wszystkich materiałach mających kontakt z żywnością. Prace są jednak w toku.
Prof. Popowska zauważyła też, że udając się w poszukiwaniu jedzenia, lepiej zajrzeć do jednego z supermarketów, niż np. na bazar. Szczególnie wtedy, gdy zależy nam na tym, by żywność, którą kupujemy, była uprawiana w dobrych warunkach. – Hipermarkety muszą przestrzegać rygorystycznych norm. Zdarza się, że nie przyjmują od rolników konkretnego jedzenia. W takim przypadku powinno być ono zutylizowane. Jednak zdarza się, że zamiast tego nie sprzedane sklepom jedzenie trafia na bazary, gdzie nikt niczego nie sprawdza – tłumaczyła.