Już za kilka dni Polacy płci męskiej masowo ruszą po kwiaty dla Polek. Na Dzień Kobiet Andrzej Nowacki przyszykował dostawę kilku milionów tulipanów ze swojej szklarni, będą dostępne w sklepach sieci Lidl. Opowiada nam, jak udało mu się zdobyć takiego klienta i jak wykosił słynących z tulipanów Holendrów z polskiego rynku.
Uprawą. Bo hodowca przede wszystkim tworzy nowe odmiany róż czy tulipanów. A tym akurat się nie zajmujemy.
Ale samą hodowlą to się zajmujecie już długo.
To prawda – od 1972 roku. Zajmowali się tym oboje nasi rodzice. Kilka lat temu, w 2014 roku, zdecydowali się przekazać gospodarstwo mi i bratu, Zbyszkowi. Zresztą i tak już od dawna prowadziliśmy wszystko razem z nimi. W każdym razie Zbyszek zajmuje się różami, ja – tulipanami.
I wywindował pan ich produkcję na nowy poziom.
Przede wszystkim wybudowałem nowy obiekt, szklarnia ma 5 000 metrów kwadratowych, towarzysząca jej hala z chłodnią, pakownią i sortownią – 3 000 metrów. A w tym wszystkim jeździ tysiąc mobilnych stołów z kółkami. Szklarnia jest całkowicie zautomatyzowana, stoły z kwiatami jeżdżą po szklarni, sortowni i pakowni.
To potężna inwestycja. Musiał pan wiedzieć, że te tulipany ktoś od pana kupi.
Tak, to fakt. W 2014 roku współpracowaliśmy z jedną polską siecią, Dino. Rok później sprzedawaliśmy też do Polomarketu, a pod koniec 2015 roku zaczęliśmy dostarczać kwiaty do Lidla. Poszło dobrze, bo już w styczniu mieliśmy podpisany kontrakt na stałe dostawy. Jednocześnie przenosiliśmy się ze starego zakładu do nowego i udało nam się trzykrotnie zwiększyć produkcję, do 9 milionów kwiatów rocznie. W 2017 roku było to już ponad 11 milionów.
A teraz, w dwóch pierwszych miesiącach 2018 roku zrobiło się z tego prawie 13 milionów. Teraz mamy sezon na tulipany, od stycznia do końca maja ścinamy dziennie od 100 do 160 tysięcy tulipanów.
Ale dzięki tej inwestycji praktycznie wyciął pan holenderskie tulipany z polskiego rynku.
Nie wiem, czy można tak powiedzieć, ale faktycznie sprzedajemy duże ilości. Głównie do sieci handlowych – na pewno Lidl zrezygnował z tulipanów z Holandii na rzecz naszych. Dlaczego? Bo nasze kwiaty są dość duże, dobrej gramatury, wysokiej jakości. Holendrzy specjalizują się w mniejszych kwiatach. Ale przede wszystkim u nas od ścięcia do wazonu kwiaty mają naprawdę krótką drogę – dużo krótszą, niż holenderskie.
Jak krótką? Dzień?
Dzień byłby nierealny, nawet przy tak świetnej logistyce, jaką mamy. Jeśli zetniemy kwiat dziś, to on jutro trafi do centrum dystrybucyjnego Lidla, czyli 2 – 3 dni od ścięcia można go kupić. Oczywiście kwiaty są przechowywane i przewożone w odpowiednich warunkach. Dzięki temu w domu, w wazonie wytrzymają przynajmniej tydzień. Oczywiście są też święta czy okazje, podczas których tulipany nieco dłużej muszą poczekać na kupno.
Na przykład niedługo będziemy mieli Dzień Kobiet. Niemożliwością byłoby dostarczenie do sklepów 2 mln kwiatów ściętych dzień czy dwa wcześniej. Dlatego mamy chłodnię, w której gromadzimy kwiaty ścięte przez kilka dni. Jeśli będą trzymane w odpowiednich warunkach, to wytrzymają w wazonie przynajmniej tydzień od kupienia ich w sklepie.
Lidl twierdzi, że ma pan najnowocześniejszą, innowacyjną metodę produkcji tulipanów.
W tym jest może troszkę przesady, faktycznie jest to zebranie różnych metod hodowli tulipanów i nowoczesnych technologii. Ale i tradycji. Bo u nas tulipany są uprawiane na substracie torfowym, tymczasem Holendrzy robią to głównie metodą hydroponiczną, bez użycia podłoża. Natomiast produkcja jest w dużej mierze zautomatyzowana.
Jak to wygląda w praktyce?
Jesienią cebulki – pochodzące z Holandii – trafiają do skrzynek z podłożem torfowym, tam są podlewane, zaprawione substancją grzybobójczą i zasypywane piaskiem. Przez większość czasu rosną sobie w chłodni. Kiełkują, ukorzeniają się i z końcem listopada pierwsze z nich trafiają do szklarni. Rosną 4 – 5 tygodni do ścięcia. Natomiast te, które mamy teraz w szklarni dojrzewają szybciej – nawet w 16 – 17 dni. W szklarni odbywa się wiele cykli, jest tu ok. 2 mln kwiatów. Dzięki temu w kilka miesięcy jesteśmy w stanie dostarczyć 12 – 13 mln kwiatów.
Czyli nie da się ich uprawiać cały rok?
Teoretycznie jest to możliwe, ale w praktyce byłoby z tym ciężko. W czerwcu panują już zbyt wysokie temperatury, a wtedy w Polsce nie ma też wielkiego popytu na tulipany. My kończymy nasz sezon tuż po Dniu Matki – 26 maja. Na tę datę szykujemy do supermarketów bardzo duże dostawy. Trzeba też pamiętać, że tulipany są jednymi z najtańszych kwiatów, a więc każdego na nie stać, nawet dziecięca kieszeń nie ucierpi na kupnie bukietu. A w maju mamy jeszcze komunie.
A co pan robi przez pozostałą część roku?
W czerwcu zajmujemy się głównie sprzątaniem. Trzeba wyrzucić większość ziemi, torfu, wyczyścić 120 tysięcy skrzynek, zrobić ich dezynfekcję, to samo zrobić z komorami, posprzątać całą halę. Potem sadzimy cebulki, które przyjeżdżają do nas z Nowej Zelandii, jesienią trafią do szklarni i do sprzedaży trafią na przełomie listopada i grudnia. A pod koniec sierpnia sadzimy już cebulki z Holandii.
Czerwiec jest więc luźniejszym miesiącem, staram się wtedy odwiedzić Holandię, na mały urlop. W lipcu cały zakład idzie na urlop, w sierpniu część pracowników też się urlopuje, część – mówiąc żartobliwie – „wypożyczam” bratu, który hoduje róże. A od końca sierpnia mamy już sporo pracy, choćby z sadzeniem cebulek – to jest wręcz ogromne zadanie.
Nowoczesne technologie?
One pochodzą z Holandii. Mamy wszystko to, co najbardziej sprzyja uprawie tulipana, wszystkie nowinki – weźmy choćby mobilne stoły. Dzięki nim kwiaty nie są ścinane w szklarni, gdzie jest gorąco, ale w hali o temperaturze 18 stopni Celsjusza. Dzięki temu lepiej znoszą to zarówno tulipany, jak i pracownicy. Nowoczesne kanałowe ogrzewanie świetnie radzi sobie z wilgocią, na którą tulipany są szczególnie wrażliwe. To wręcz zmora każdego producenta. Podlewanie w szklarni jest w pełni zautomatyzowane.
Lidl ostatnio wypuścił serię spotów telewizyjnych, stał się pan bohaterem jednego z nich.
Nie da się ukryć, że to nasz największy odbiorca. Ale sprzedajemy też kwiaty innym sieciom handlowym, stosunkowo najmniej trafia na giełdy i do kwiaciarni. To trudny rynek, bardzo niejednorodny. A Lidla to sam przekonałem do współpracy. W roku 2016 na Dzień Matki kupili ode mnie i mojego kolegi, również uprawiającego tulipany, stosunkowo niewielką partię. Okazały się hitem, rok później Lidl zamówił dużą ilość, teraz ma zakontraktowaną kolejną dużą partię.
Fajnie, że sprzedaż rośnie, ale mnie cieszy też, to, że takie firmy, jak moja są postrzegane jako nowoczesne. I stają się coraz bardziej nowoczesne. Do niedawna mało kto w naszej branży miał choćby jeszcze stronę internetową.