Wraz z końcem 2017 roku Warren Buffet rozstrzygnął swój słynny zakład. 10 lat temu amerykański miliarder szukał doradców inwestycyjnych, którzy będą w stanie „pobić rynek”, czyli uzyskać lepsze wyniki niż pasywnie zarządzany fundusz Vanguarda (który odzwierciedla wyniki indeksu S&P 500). Wyzwania podjęła się tylko jedna osoba - Ted Seides z Protege Partners.
Choć zakład został rozstrzygnięty dopiero wraz z początkiem 2018 roku, Buffet nie wytrzymał i już pod koniec ubiegłego roku opublikował list do akcjonariuszy, w którym naigrywał się z menedżerów.
– Usiadłem i czekałem na paradę zarządzających funduszami, gotowych zaciekle bronić sensowności swojej pracy zawodowej. Wszakże, ci menedżerowie namawiają innych, by postawili miliardy na ich umiejętności. Dlaczego więc mieliby obawiać się postawienia małej sumy z ich własnych pieniędzy na ten zakład? – wspominał historię sprzed 10 lat.
Buffet wytykał doradcom, że ci każą sobie płacić „oszałamiające sumy”. – Niestety wyniki generowane dla ich inwestorów były kiepskie - bardzo kiepskie – zauważył.
Miliarder założył się o pół miliona dolarów o to, że Seides nie wskaże pięciu zestawów dużych funduszy ze stałymi opłatami za zarządzanie, które w ciągu 10 lat zarobią więcej niż fundusz indeksowy Vanguard S&P fund. Tłumaczył, że chce w ten sposób pokazać, że profesjonaliści uzyskają gorsze stopy zwrotu od amatorów, „którzy nic nie robią poza siedzeniem na szeroko zdywersyfikowanych pakietach akcji, zakupionych pośrednio przez fundusze indeksowe o niskich kosztach”.
I to mu się udało. Seides wytypował 5 grup funduszy i...poległ na całej linii. Żaden z nich nie otarł się o zysk, jaki można było zrobić pasywnie siedząc na Vanguard S&P fund. Specjaliści okazali się lepsi tylko w 2008 roku, potem regularnie zostawali w tyle. Najlepsi z nich uzyskali w ciągu 10 lat stopę zwrotu na poziomie 88 proc. podczas gdy indeks S&P 500 pozwalał na zysk rzędu 126 proc.