A wydawać by się mogło, że w Warszawie z nowym konceptem kawiarnianym trudno się będzie przebić. W ciągu kilku ostatnich lat na ulicach stolicy zaroiło się od sieciówek w rodzaju Costa Coffe albo Green Caffe Nero. A za ich plecami nieśmiało rozbudowuje się przecież światowy potentat - Starbucks. Michał Ratajczyk się tym jednak nie zraził. Przedsiębiorca wbija się do kolejnych warszawskich „Mordorów” z kawą premium i otwiera placówkę za placówką.
– Jeszcze w czasach studenckich byłem menedżerem głównym w restauracji Mateusza Gesslera. Miałem więc styczność z gastronomią. Fanem kawy byłem natomiast od zawsze. Często odwiedzałem warszawskie kawiarnie i stwierdziłem, że na rynku wciąż są pewne nisze – opowiada w rozmowie z INN:Poland Michał Ratajczyk.
Morze białych kołnierzyków
Ulice, ulicami, jest jeszcze cała masa klientów, dla których wyjście do kawiarni to zbyt duży wydatek czasowy – pomyślał. Chodzi o zapracowanych pracowników warszawskich korpo. Przedsiębiorca uznał, że skoncentruje się wyłącznie na nich. Nikt w drodze do pracy albo w trakcie półgodzinnej przerwy na lunch nie będzie przecież biegał po okolicy i szukał miejsca, w którym może się napić dobrej kawy.
Gdzie ich szukać? Oczywiście w miejscach, do których lgną jak ćmy do świata, czyli w dużych centrach biznesowych. W Warszawie, obok słynnego Mordoru, powstało ich jeszcze kilka. Duży biznesowy hub mamy chociażby w okolicach Ronda Daszyńskiego na Woli i przy Dworcu Gdańskim (ochrzczony mianem „Shire”). DaftCafe zabukował już sobie wszystkie te lokalizacje. Dwa lokale otworzył w Warsaw Spire, jeden przy Domaniewskiej, następny przy Pokornej, kolejny dołożył w Alejach Jerozolimskich 96 w ciągu biurowców idących od Placu Zawiszy do Dworca Zachodniego.
Szybki rozwój
Pięć lokali to całkiem niezłe tempo rozwoju, biorąc pod uwagę, że Ratajczyk wystartował ze swoją siecią w 2014 roku. A zanim firmie stukną czwarte urodziny, będzie miała na koncie kolejne trzy kawiarnie.
– W tym momencie jesteśmy w trakcie wykańczania wnętrz trzech kolejnych lokali. Jeden to budynek West Station II na Dworcu Zachodnim, kolejne dwa to popularny „Mordor” - ul. Postępu 14 oraz budynek na zbiegu ulic Domaniewskiej i Postępu – opowiada przedsiębiorca.
Bez dobrej kawy się nie obejdzie
Przedsiębiorca zastrzega jednak, że jego model biznesowy opiera się jeszcze na drugiej nodze. Dobrze opłacani pracownicy korporacji nie zadowolą się przecież byle czym, nawet jeżeli konsumpcja odbywa się nierzadko w biegu. Dlatego Ratajczyk uznał, że byle lura w jego lokalu nie przejdzie.
– Nasza wizja polega na tym, by serwować kawę jakości speciality, taką, jaką można spotkać w małych, niszowych kawiarniach. My dostarczamy ją niejako w standardzie – wyjaśnia. Czym jest owa topowa jakość? Tytuł speciality kawa może otrzymać, gdy dostanie od Q-Graderów (osób które na zlecenie Coffee Quality Institue badają jakość napoju) ocenę co najmniej 80 punktów na 100.
Pod potrzeby korpo biznesmen dobiera również wystrój i obsługę. Musi być z jednej strony odpowiednio hipstersko, z drugiej – praktycznie. W Spire uwagę przykuwa np. ogromna ściana zieleni za barem, która ma nawet specjalny system nawadniania. W oczy rzuca się również to, że w środku nie ma utworzonych tzw. wysp (wydzielonych fragmentów lokalu), czyli miejsc projektowanych po to, by klienci mogli się zasiedzieć.
– Nasi klienci przychodzą tu najczęściej na krótkie spotkania biznesowe lub prywatne. Stąd taki sposób zaprojektowania przestrzeni. To samo tyczy się obsługi, która powinna być przede wszystkim szybka i dynamiczna – opowiada Ratajczyk.
Mimo pierwszych sukcesów odniesionych w stolicy, założyciel DaftCafe nie ma na razie planów wychodzenia poza Warszawę. – To miasto jest idealnie skrojone na potrzeby naszego modelu biznesowego – zauważa przedsiębiorca.