Nie jest dobrze. – Na platformach społecznościowych piętrzą się teorie spiskowe, fałszywe konta na Twitterze i Facebooku podsycają napięcia społeczne, zewnętrzni gracze ingerują w wybory, a kryminaliści kradną dane osobowe – tak wygląda internet w oczach swojego wynalazcy. Sir Tim Berners-Lee nie pozostawia złudzeń – wszystko idzie w złą stronę.
Sir Tim Berners-Lee to twórca współczesnego internetu. W 1989 roku opracował World Wide Web, czyli WWW. Dzięki niemu internet oparty jest na stronach, sam zresztą stworzył pierwszą na świecie witrynę – info.cern.ch. 13 marca to rocznica powstania WWW.
29 lat po premierze swojego wynalazku, Berners-Lee opublikował list ostrzegający przez współczesnym internetem i demaskujący zagrożenia, jakie w obecnej formie niesie dla ludzkości.
Twórca światowej sieci ostrzega przed koncentracją władzy kilku firm kontrolujących internet, które mają wspólne pomysły. Jednocześnie wezwał do uregulowania działalności i zwiększenia kontroli nad gigantami światowego internetu, by nie dopuścić do "uzbrojenia sieci".
62-letni informatyk nazwał rzeczy po imieniu: to Facebook, Google i Twitter kontrolują idee i opinie. To te serwisy sprawiają, że są one pozytywnie postrzegane i udostępniane.
– To, co kiedyś było bogatym wyborem blogów i stron internetowych, zostało zmiażdżone pod ogromnym ciężarem kilku dominujących platform – twierdzi Sir Tim Berners-Lee.
Kto rządzi internetem?
Mężczyzna przypomniał, że Google odpowiada za około 87 proc. wyszukiwań w internecie na całym świecie. Facebook ma ponad 2,2 miliarda aktywnych użytkowników miesięcznie – ponad 20 razy więcej, niż MySpace w najlepszym okresie. Razem te dwie firmy (w tym ich filie: Instagram i YouTube) trzymają w rękach ponad 60 proc. wydatków na reklamę cyfrową na całym świecie.
Berners-Lee twierdzi, że chociaż obie firmy są świadome problemów i podjęły wysiłki, aby je naprawić – opracowując np. systemy do zwalczania fałszywych wiadomości, botów i operacji wpływania na wybory – zostały zbudowane, aby "maksymalizować zyski bardziej niż maksymalizować dobro społeczne".
Ostrzega też przed "dwoma mitami", które "ograniczają naszą wspólną wyobraźnię". Pierwszy mówi o tym, że reklama jest jedynym możliwym modelem biznesowym dla firm internetowych. Drugi zaś dotyczy tego, że jest już za późno, aby zmienić sposób działania platform internetowych.
– Chcę, aby sieć odzwierciedlała nasze nadzieje i spełniała nasze marzenia, zamiast powiększać nasze obawy i pogłębiać nasze podziały – napisał Berners-Lee.
Czy Rosjanie wpłynęli na wynik wyborów w USA?
Jego list pojawił się rok po tym, jak informatyk wezwał do ściślejszego uregulowania internetowych reklam politycznych, które, jak powiedział, były wykorzystywane "w nieetyczny sposób".
Od tego czasu przed Kongresem pojawili się przedstawiciele Facebooka, Twittera i Google'a, aby odpowiedzieć na pytania dotyczące zakresu, w jakim ich platformy były wykorzystywane w operacji rosyjskiej, aby wpłynąć na wybory prezydenckie w 2016 roku.
Cała trójka przyznała, że rosyjskie podmioty kupowały reklamy, próbując wpłynąć na wynik wyborów. Wydały też dziesiątki tysięcy dolarów, by szerzyć dezinformację w YouTube i Google. Na Twitterze chmary botów pomagały promować fałszywe wiadomości.
Od tego czasu wszystkie trzy firmy wdrożyły mechanizmy mające na celu zwiększenie przejrzystości reklam, szczególnie politycznych.
List otwarty informatyka pokrywa się z pewnym kamieniem milowym: w roku 2018 ponad połowa światowej populacji będzie dostępna online.
– Dziś bycie offline wyklucza ludzi z możliwości uczenia się i zarabiania, dostępu do cennych usług i uczestnictwa w demokratycznej debacie. Jeśli nie zainwestujemy w likwidację tej luki, ostatni miliard ludzi nie zostanie połączony do sieci do roku 2042. Zostawimy za sobą całe pokolenie – ostrzega Berners-Lee.