Oglądałem ten film kilkanaście razy, za każdym razem pytając „czy ja bym zdążył?”. Nie wiem. Na reakcję miałbym pewnie jakieś pół sekundy. Jeśli jedzie się w nocy, teoretycznie pustą drogą, to piekielnie mało czasu. A w tym przypadku ciała dali wszyscy uczestnicy wypadku – najbardziej autonomiczny robot-kierowca, zaś życiem zapłacił człowiek.
Od kilku dni jest głośno o pierwszym w historii wypadku, w którym autonomiczny samochód zabił człowieka.
Pierwsze doniesienia z Kalifornii brzmiały sensacyjnie – auto Ubera przejechało kobietę. Potem okazało się, że kobieta z rowerem wtargnęła na jezdnię w niedozwolonym miejscu. A teraz policja ujawniła film z całego zdarzenia, po którym wiemy chyba jeszcze mniej.
Zastanawiam się, czy ja bym zdążył. Może tak, ale byłoby trudno. Niełatwo zmierzyć nawet czas, w jakim wszystko się rozegrało. Od momentu, gdy w światłach auta pojawiła się kobieta z rowerem do uderzenia minęło pewnie z półtorej sekundy. Mimo wszystko znam kierowców, którzy daliby radę uniknąć wypadku. A na pewno większość próbowałaby hamować, wymijać kobietę z rowerem, nawet gdyby było na to już za późno. Autonomiczny kierowca nie zrobił nic.
Co wiemy o wypadku?
Wydarzył się w niedzielę, 18 marca, na ulicach miasta Tempe w stanie Arizona. Testowe auto Ubera jechało w trybie autonomicznym, za kierownicą siedział człowiek, mogący w każdej chwili przejąć kontrolę nad samochodem. W ciemności na jezdnię weszła kobieta z rowerem, dostała się pod koła auta. Zmarła w szpitalu w wyniku odniesionych obrażeń.
Kto jest winny? Piesza. 49-letnia Elaine Herzberg przechodziła z rowerem przez czteropasmową drogę. Według ustaleń policji, kobieta weszła na jezdnię poza przejściem dla pieszych. Do najbliższych pasów miała około 100 metrów. W Polsce mogłoby to zostać uznane za „wtargnięcie” na jezdnię.
Kierowca. Za kierownicą autonomicznego auta siedział pracownik Ubera, 44-letni Rafael Vasquez. Zeznał, że kobieta pojawiła się znienacka i nie miał czasu na reakcję i hamowanie. Ale na nagraniu widać, że jak na kierowcę testowego jest niezwykle rozproszony – przez większość czasu patrzy w dół, prawdopodobnie w jakiś ekran. Na drogę dosłownie rzuca okiem, raz na kilka sekund. Tuż przed wypadkiem patrzy w dół, nie przed maskę. Kobietę dostrzega ułamek sekundy przed uderzeniem. To daleko posunięta niefrasobliwość, wręcz bezmyślność.
Auto. A raczej system autonomicznej jazdy. Autonomiczny samochód jest wręcz naszpikowany kamerami i czujnikami. Musi mieć radar krótkiego zasięgu, musi mieć LIDAR (coś w guście laserowego radaru) omiatający drogę na 100 metrów przed autem i przynajmniej kilka innych czujników i kamer.
Od zaawansowanej elektroniki można oczekiwać, że będzie widzieć więcej, niż ludzkie oko. Tu ewidentnie zawiodła – kobieta z rowerem przeszła w ciemności trzy pasy jezdni, zanim dostała się pod koła samochodu Ubera. Od elektroniki można też wymagać, że będzie widziała i reagowała szybciej – ta funkcja również nie zadziałała. Policja podkreśla, że na drodze nie ma śladów hamowania.
Na dodatek testowe auto przekroczyło dozwoloną prędkość – w momencie uderzenia poruszało się z prędkością 38 mil na godzinę (ok. 61 km/h). Dopuszczalna prędkość w tym miejscu to 35 mil na godzinę (ok. 56 km/h). Oczywiście nie jest to wina samochodu, ale programistów, którzy pozwolili na to, by auto przekroczyło dopuszczalną prędkość.
Komendant policji w Tempe, Sylvia Moir powiedziała mediom, że po obejrzeniu filmu jest pewna, iż "trudno byłoby uniknąć tego wypadku, niezależnie od tego, w jakim trybie by się jechało (autonomicznym lub standardowym)". "Trudno" to nie znaczy „niemożliwe”.
Pewne jest, że częściową winę ponoszą wszyscy uczestnicy tego wypadku, ale system autonomicznej jazdy okazał się dalece zawodny.
Tesla też była w opałach
Trzeba też przypomnieć, że to nie pierwszy wypadek z udziałem autonomicznego pojazdu. W 2016 roku Tesla prowadzona przez pewnego mężczyznę wbiła się w skręcającą ciężarówkę z prędkością prawie 120 km/h. Systemy auta nie zdołały odróżnić białej naczepy od jasnego nieba. Ale wszystko odbywało się w dzień i śledczy uznali, że Tesla nie ponosi winy za ten wypadek.
Kierowca aktywował system półautonomicznej jazdy na zwykłej drodze ze skrzyżowaniami, choć ten był przystosowany tylko do autostrad. Auto wiele razy alarmowało, że kierowca powinien położyć ręce na kierownicy – nie zrobił tego. Nie wiadomo, czy znaczenie dla wypadku miały śladowe ilości marihuany w organizmie mężczyzny.
Tesla została oczyszczona z zarzutów, choć śledczy zarekomendowali kilka rozwiązań. Obecnie auto w trybie półautonomicznym zatrzyma się, jeśli wyczuje, iż nie trzymamy rąk na kierownicy.