Niemcy mają dość dopłacania do polskich dzieci. Dziś każdy pracujący u naszych zachodnich sąsiadów ma prawo do zasiłku na dziecko, nawet mieszkające poza granicami kraju. Połowę budżetu na dzieci obcokrajowców zgarniają Polacy. Niemcy chcą sprytnie zmienić przepisy, by nie dokładać już do dzieci mieszkających w Polsce.
"Niemieckie 500 plus" nazywa się Kindergeld. To pieniądze, jakie rodzice mieszkający w tym kraju otrzymują na swoje dzieci. Pierwsze oznacza wypłatę z państwowej kasy 194 euro, drugie – 200 euro, trzecie – 225 euro. Ten zasiłek otrzymują wszyscy rodzice, pracujący na terenie Niemiec – nawet, jeśli ich dzieci mieszkają w innym kraju.
Niemiecki rząd już kolejny raz przymierza się do przycięcia tych świadczeń. Obecnie władze mają pomysł, by wysokość dotacji dostosować do kosztów utrzymania w kraju, w którym przebywają dzieci. Trudno im się dziwić, skoro z roku na rok budżet programu rośnie.
Zasiłek Kindergeld trafia do ponad 215 tysięcy rodziców, których dzieci przebywają za granicą. Niemal połowa (103 tysiące) to rodzice z Polski. W sumie gra toczy się o 343 mln euro z niemieckiego budżetu. Jest to suma aż dziesięciokrotnie wyższa, niż w roku 2007.
Wszyscy są "za"
Niemcy nie chcą już dotować dzieci przebywających poza ich krajem.
– Ograniczenia lub likwidacji tego wsparcia domagają się nie tylko politycy opozycyjnej i skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec, ale także rzecznicy federalnych ministerstw. Potwierdzili, że rząd będzie kontynuował prace nad ograniczeniem tego wsparcia – relacjonuje Natalia Skawińska, reporterka TVN24 BiS w Berlinie.
Pierwsza próba ograniczenia tego przywileju tylko do niemieckich rodziców, skończyła się skarceniem Niemiec przez Komisję Europejską. W UE obowiązuje bowiem zasada, że wszyscy pracownicy z danego kraju muszą być traktowani jednako. Więc nie ma możliwości odebrania zasiłku wyłącznie polskim pracownikom.
Niemiecki rząd wpadł więc na pomysł, by wysokość świadczeń uzależnić od kosztów utrzymania w kraju, w którym przebywają dzieci. Pozwoliłoby to Niemcom oszczędzić miliony euro bez narażania się na gniew Komisji Europejskiej.