Czym różni się balkon od nauczyciela? Balkon jest w stanie utrzymać trzyosobową rodzinę – to gorzki żart, przewijający się od lat przez nauczycielskie fora i dyskusje. Nauczyciele jak mantrę powtarzają, że zarabiają za mało. Z nami dzielą się historiami o tym, jak dorabiają sobie do pensji.
Jeszcze kilka dni i nauczyciele zaczną świętować swoją pierwszą od 6 lat podwyżkę. Nie wszyscy jednak są zachwyceni.
– To, co proponuje nauczycielom minister Anna Zalewska od 1 kwietnia, to nie są podwyżki. Trudno bowiem mówić o realnym wzroście płac, kiedy pensja rośnie od 95 do 168 zł brutto w zależności od stopnia awansu zawodowego – mówił na konferencji prasowej prezes ZNP Sławomir Broniarz.
– Moja miesięczna podwyżka wyniesie tyle, ile mogę zarobić z dwie godziny korepetycji – tłumaczy nam jeden z nauczycieli, fizyk z warszawskiego liceum.
Zarówno on, jak i znaczna część jego koleżanek i kolegów po fachu, po pracy w szkole pędzi do drugiej pracy, która pozwala zarobić na nieco godniejsze życie.
Jeden z bohaterów serialu „Belfer”, wuefista, dorabiał po lekcjach jako striptizer na wieczorach panieńskich i innych babskich imprezach.
– Aż takich przypadków akurat nie znam, ale to nie znaczy, że ich nie ma. Większość nauczycieli, jakich znam dorabia sobie korepetycjami. Ceny są różne, średnio biorą 30 – 40 złotych za godzinę, ale znam i takich, którzy zarabiają po 20 złotych. Szczególnie na wsi. Tam więcej nie mogą, bo nikt nie zapłaci – mówi w rozmowie z INN:Poland Maria, 32-letnia nauczycielka języka polskiego z Pomorza.
Ma szczęście, bo pracuje w szkole w średniej wielkości mieście. Jak mówi, zarabia ok. 2100 złotych na rękę. Jak dorabia do pensji? Przede wszystkim korepetycjami.
– Kiedyś jeździłam też na kolonie i obozy jako wychowawczyni, ale szczerze mówiąc to dość wyczerpujące. To wbrew pozorom duża odpowiedzialność, trzeba mieć oczy dookoła głowy przez 20 godzin na dobę, być wychowawcą, lekarzem, kucharką i zastępczą mamą w jednym. Są ludzie, którzy to lubią, ja jakoś nie umiałam się w tym odnaleźć – mówi nam.
Z ludzi, z którymi studiowała, rzadko utrzymuje kontakty. W zawodzie została – jak twierdzi – może jedna trzecia.
Co oprócz "korków"?
– Mój kolega został instruktorem nauki jazdy. Pracuje tak przede wszystkim w weekendy i dni, kiedy ma mniej zajęć. Zresztą ludzie i tak najchętniej biorą lekcje popołudniami i wieczorami. Bardzo sobie chwali to zajęcie. W sumie uczy, ale czegoś innego niż w szkole, sam wybiera sobie czas, nie musi się spieszyć. Może nie dostaje za to góry pieniędzy, ale nie narzeka. Wynagrodzenie z jazd wystarcza mu akurat na ratę kredytu za mieszkanie – opowiada INN:Poland Mariusz.
Sam jest nauczycielem fizyki w warszawskim liceum. Dorabia korepetycjami – i to całkiem nieźle. Bierze 50 złotych za godzinę i dzięki temu nie musi szukać mniej prestiżowych zleceń.
Dodaje jednak, że co jakiś czas w środowisku roznoszą się pogłoski o tym, jak potrafią dorabiać inni, szczególnie młodzi nauczyciele.
– I powiem ci, że nikt się nie dziwi, że młody geograf na dwa miesiące wakacji jedzie do Niemiec, bo jego szwagier ma firmę budowlaną. W dwa miesiące zarobi więcej, niż w pół roku w szkole. Dzięki temu jakoś sobie radzi. Bardziej dziwi mnie to, że w ogóle chce wracać. Podobno lubi swoją pracę – podsumowuje Mariusz.
Za kierownicą i z tacą
– Korepetycje to za mało. Moi znajomi jeżdżą wieczorami i w weekendy jako kierowcy w firmie Uber, wielu stoi za barem. Ja sama dorabiam jako kelnerka. To zaczyna być norma w naszym środowisku – mówi w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim Anna, nauczycielka z Tczewa.
– W dużych miastach nauczyciele dorabiają też na imprezach dla dzieci. Jest taki trend, że dzieciom robi się urodziny w wynajętej sali, z obsługą. Czasem chodzi o pilnowanie, czasem o dmuchanie balonów. Zawsze przychodzą do nas młode nauczycielki, szczególnie te wczesnoszkolne. Dla nich dorobienie nawet minimalnej stawki godzinowej to możliwość zarobienia na jakiś ciuch czy nowe buty – opowiada nam Marzena, organizatorka dziecięcych imprez.