Czarny francuski jacht SFS II stoi właśnie w stoczni, gdzie jest przemalowywany w biało-czerwone barwy. Za kilka miesięcy na jego pokładzie znajdzie się m.in. Mateusz Kusznierewicz, który stanie na czele ekipy mającej przepłynąć 40 tys. mil morskich, pięć kontynentów i trzy oceany. A po drodze weźmie udział w kilku ważnych regatach. – Wszystko ku chwale ojczyzny. Tylko czemu jacht, który ma promować Polskę, pochodzi z zagranicy? – dziwią się internauci.
– Mogliśmy zamówić nowy jacht w polskiej stoczni, a wzięliśmy używany, 7-letni od Francuzów – zatrzęsła się z oburzenia opinia publiczna. Nic dziwnego, Polska wszak stoczniami stoi. Niedawno przed arabskimi szejkami na targach Dubai International Boat Show 2018 prężyli się np. przedstawiciele Sunreef Yachts. Tyle że gdańska firma słynie na świecie głównie z produkcji luksusowych katamaranów. To potwornie szybkie bestie, ale PFN już wcześniej odrzucił możliwość odbycia rejsu dwukadłubowcem, a taka propozycja miała ponoć paść z ust Romana Paszke. Dlaczego tak się stało?
Tłumaczenia PFN
Być może dlatego, że rejs katamaranem "Gemini" miał kosztować 6 mln złotych. PFN nie odpowiedziało na nasze pytania, ale w rozmowie z portalem wpolityce.pl członek zarządu PFN Antoni Kołek wyjaśnił, że roczny budżet projektu to... 3 mln złotych. Z drugiej strony według szacunków „Gazety Wyborczej” francuski jacht miał kosztować 5 mln zł, a całkowity koszt rejsu miał oscylować w granicach 20 mln zł.
Ale to nie koniec. Problemem okazuje się również moment, w którym została podjęta kontrowersyjna decyzja. – Czas jest kluczowy dla tego projektu, a zbudowanie takiego jachtu to dość długa praca. Dlatego zdecydowaliśmy się na poszukiwanie jachtu, który jest już dostępny na rynku – tłumaczył Kołek.
I wydaje się, że właśnie w tych dwóch kwestiach jest pies pogrzebany. Pytani przez nas eksperci nie chcieli komentować decyzji PFN, wskazują jednak, że budowa nawet mniej zaawansowanego technicznie statku to kwestia co najmniej 6-9 miesięcy. A Kusznierewicz i spółka ruszają w rejs już w lipcu – fundacja decydując się na wybór jachtu na jesieni 2017 roku nie zostawiła sobie czasu na jakiekolwiek manewry.
Nie bez znaczenia mogły okazać się również koszty. – Z nowym jachtem jest jak z nowym samochodem, który błyskawicznie traci na wartości wraz z opuszczeniem salonu – opowiada osoba z branży prosząca o anonimowość. PFN wciąż nie podał z jakim wydatkiem będzie wiązać się przygotowanie francuskiego SFS II do regat – jedno jest jednak pewne, jeżeli fundacja będzie go chciała w przyszłości sprzedać, nie będzie ryzyka tak znacznej utraty wartości. Choć wersja na dziś brzmi – po zakończeniu rejsu oddajemy jacht i nie będziemy go dłużej utrzymywać.
Jacht kupiony przez Polską Fundację Narodową to klasa Volvo Open 70. – To wyjątkowo dzielne i superszybkie jednostki stworzone do ścigania się na morzach i oceanach. W marcu 2017 nasz jacht (startujący pod nazwą SFS II) ustanowił nowy rekord trasy w wyścigu Round St. Maarten Race na Karaibach – pochwalono się na profilu akcji „Polska100”. Pytanie tylko, czy trzeba było koniecznie upierać się na jacht klasy Volvo Open 70 i pchać się na regaty?
Niepozorna firma z Olecka
Gdy mowa o jachtach żaglowych, warto skierować spojrzenie na niewielką mazurską miejscowość. Olecko to 20-tys. miasteczko położone mniej więcej w połowie drogi między Suwałkami a Giżyckiem. Gros mieszkańców zatrudnionych jest w jednym, rodzinnym przedsiębiorstwie. To założona przez braci Wojciecha i Piotra Kotów spółka Delphia Yachts – jeden z największych producentów jachtów żaglowych w Europie.
Na jesieni 2017 roku otworzyła w Olecku własne centrum badawczo-rozwojowe o powierzchni ponad 3 tys. m2. 16 osób pracuje tam nad nanomateriałami, których zastosowanie ma zmniejszyć opory wodne, a co za tym idzie, przyspieszyć łódź. Zaangażowani są naukowcy z Politechniki Gdańskiej, Politechniki Warszawskiej i Instytutu Chemii Przemysłowej w Warszawie. Warte promowania? Zdaniem PFN jak widać nie.
– Od prawie 30 lat nieustannie się rozwijamy, stawiamy na nowe technologie, zatrudniamy doświadczonych inżynierów. Wprowadziliśmy ponad 40 modeli jachtów żaglowych i motorowych o długości od 7 do 15 metrów (SFS II Ma nieco ponad 20 metrów – przyp. red.). Dzięki maszynom CNC realizujemy zamówienia dla przemysłu jachtowego, lotniczego, kolejowego i automotive. Ale produkcją jachtów klasy VO70 się nie zajmujemy – rozkłada ręce Ewa Kot, Public Relations Manager Delphii.
Rejs dookoła świata
Takie szczegóły nie przeszkodziły jednak Tomaszowi Cichockiemu w opłynięciu całego świata na jachcie oceanicznym Delphia 40.3. Osiągnięcia Delphii doceniane są jednak bardziej za granicą niż w kraju, spółka 95 proc. swojej produkcji eksportuje - głównie do Niemiec, Holandii i – uwaga, uwaga – Francji.
Olecka firma już od kilkunastu lat doprowadza zresztą swoją zagraniczną konkurencję do rozpaczy. W 2006 roku pracownicy jednej z dużych francuskich stoczni postanowili zemścić się na znienawidzonym polskim producencie. – Zabiera nam miejsca pracy – skarżyli się. Podnieśli więc Delphię na wysokość 8 metrów i z hukiem upuścili. Nic się nie stało. Jacht trzeba było dopiero spalić. Zdarzenie miało miejsce 12 lat temu, ale dzisiaj stoczniowcy ucieszyliby się zapewne, że PFN, mając pod nosem własnych producentów, doceniła kunszt Francuzów.