Podczas drugiego dnia przesłuchań w amerykańskim Kongresie, szef Facebooka Mark Zuckerberg został zapytany, czy jego dane wyciekły w aferze Cambridge Analytica. Odpowiedział twierdząco, uchylając się od szerszych wyjaśnień.
Zuckerberg dostał od przesłuchujących go kongresmenów kilka trudnych pytań. Oprócz sprawy wycieku jego osobistych danych, musiał także wyjaśnić, czy Facebook zbiera dane o osobach, które nie są jego użytkownikami. Zdecydowanie zaprzeczył.
Mimo wszystko okazało się, że użytkownicy, którzy nie mają konta na Facebooku, mogą dotrzeć do strony, która pozwala ściągnąć swoje dane, które Facebook gromadzi na temat każdego, kto posiada konto. Zuckerberg stwierdził, że to błąd i Facebook musi go naprawić. Później doprecyzował, że serwis nie zbiera żadnych danych o osobach, które nie mają konta a jedynie sugeruje im propozycje zainteresowań.
Był też pytany o dostępną na Facebooku propagandę terrorystów. Wyjaśnił, że 99 proc. materiałów ISIS i podobnych organizacji jest blokowanych. Pracuje nad tym zespół 200 osób, posługujących się 30 językami oraz algorytmy sztucznej inteligencji. Mimo wszystko co jakiś czas można znaleźć w serwisie strony z materiałami terrorystów.
Senatorowie dopytywali Zuckerberga o stosowane w firmie definicje internetowego hejtu i mowy nienawiści. Szef Facebooka przyznał, że nie ma ścisłej definicji tych pojęć i wszystko opiera się na wyczuciu administratorów serwisu.
Trzeba przyznać, że w trakcie drugiego dnia przesłuchań, senatorowie są dużo lepiej przygotowani, niż dzień wcześniej, gdy zadawali szefowi Facebooka mnóstwo infantylnych pytań. W środę pytania były dużo bardziej szczegółowe, dotyczyły głównie kwestii bezpieczeństwa i sprzedawania danych.
Zuckerberg zdecydowanie bronił stosowanych w firmie procedur, choć przyznał, że w przeszłości były w nich luki. Dodał też, że pełny audyt bezpieczeństwa Facebooka może zająć miesiące.