A gdyby tak odtworzyć w samym centrum Warszawy klimat swojskiego wesela? – pomyślał twórca klubu... Wesele. Piotr Suski swój lokal wcisnął w okolicy rojącej się od dobrych restauracji, teatrów i oddziału Uniwersytetu Warszawskiego. Biznes kręci mu się świetnie. W weekendowe wieczory do klubu ustawiają się długie kolejki chętnych.
Wjazd free. Muzyka - weselna. Selekcja - brak. Tak reklamują swoja inicjatywę na stronie internetowej klubu Wesele. I tyle mieszkańcom Warszawy wystarczy do szczęścia. A podobno to tacy zblazowani konsumenci.
Tłumy przed wejściem
Kwietniowa sobota, ul. Żurawia, godz. 23:47. Organizatorzy imprezy wrzucają na fanpage nagranie ze środka klubu. Ścisk taki, że niektórym zostaje tylko podniesienie rąk do góry i gibanie się w rytm muzyki. Choć klub musi rywalizować z otwierającymi się lokalami nad Wisłą i znaną z podobnego, swojskiego klimatu, okoliczną „Metą Setą Galaretą”, do wejścia ustawia się ogonek chętnych.
Jeszcze zabawniej robi się, gdy pomyślimy, że na Żurawiej w ciągu dnia przemykają w te i wewte całe zastępy białych kołnierzyków. Pobliski Plac Trzech Krzyży to popularne miejsce spotkań biznesowych, tuż obok mamy też świeżo powstałe Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii.
- Skrzyżowanie Żurawiej i Parkingowej to dzisiaj drugie zagłębie imprezowe Warszawy. Ważne jest dla mnie również to, że jesteśmy w ścisłym centrum Warszawy. Część naszych klientów stanowią osoby przyjezdne, a w okolicy jest Dworzec Centralny i autobusy nocne, które mogą rozwozić ich do domów - opowiada INN:Poland Piotr Suski, menedżer klubu Wesele.
Wbić się w niszę
Popularność Wesela polega na jego bezpretensjonalności. W stolicy roi się od modnych miejscówek z bardzo rygorystyczną selekcją. Z drugiej strony na mapie stolicy bez trudu odnajdziemy również lokale uznawane za dość „dresiarskie”. Klub Suskiego zdaje się lokować gdzieś pomiędzy, wbijając się idealnie w niezagospodarowaną dotąd niszę.
– Ludzie potrzebowali takiego miejsca, żeby pobawić się w luźnej atmosferze. Wcześniej pracowałem w miejscach, w których obowiązywała ostra selekcja. Nie podobało mi się to, postanowiłem stworzyć klub, w którym mogą się spotkać wszyscy: starsi i młodsi. Jedyną formą selekcji jest wprowadzenie opłaty wejściowej po godz. 23. Chcieliśmy uniknąć sytuacji, w której pojawialiby się u nas podpici klienci, szukający tylko awantury – wyjaśnia Suski.
Menedżer klubu bardzo wziął sobie do serca nazwę. Zaglądamy do menu, bardzo swojsko. W karcie „czterdziestka” wódki, tatar, nóżki, smalec czy słoik ogórków. Parkiet został podzielony na dwie części. W jednej usłyszymy rasowe disco-polo, znane z prawdziwych imprez weselnych, w drugiej bardziej „radiowa” muzyka.
W klubie nie obowiązuje żaden dresscode, wielu gości wczuwa się jednak w klimat. Na sali pojawiają się osoby w białych koszulach, a część kobiet przywdziewa nawet suknie ślubne. Pojawiają się też wynajęci przez klub aktorzy, którzy wznoszą toasty i całują się na zawołanie. Całości dopełniają rozpoczynające się o trzeciej w nocy oczepiny.
Klimat podtrzymuje też to, że w przeciwieństwie do większości warszawskich klubów, w Weselu rozpiętość wiekowa gości jest dość spora. Na Żurawią lubią bowiem zaglądać nieco starsi klienci. To dzięki temu, że właściciele postawili na marketing dwoma kanałami.
– Poza portalami społecznościowymi postanowiłem wykorzystać ulotki. Nasi animatorzy rozdają je w strategicznych miejscach Warszawy, dzięki czemu docieramy też do starszych osób. Mamy XXI wiek, ale w takim biznesie jak mój plotka to wciąż jedna ze skuteczniejszych form dotarcia do klienta – mówi Suski.
Biznes kręci mu się zresztą na tyle dobrze, że do jednej lokalizacji postanowił się nie ograniczać. Kolejne lokale otworzył na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie i przy ul. Świętego Mikołaja we Wrocławiu.