W zeszłym roku Narodowy Bank Polski nie wypracował ani złotówki zysku, notując potężną stratę w wys. 2,5 mld złotych. Rok wcześniej miał najwyższy zysk w historii – ponad 9 mld złotych. Czy coś poszło nie tak?
Wbrew pozorom brak zysku nie jest w przypadku NBP niczym nowym. W 2007 roku był on 12,4 mld zł pod kreską, wychodził na zero w latach 2008, 2013 i 2014. Ale w pozostałych dostarczał budżetowi państwa naprawdę pokaźnych sum.
Rząd nie może tak po prostu zabrać sobie pieniędzy Banku, ale jeśli wypracuje on zysk, to 95 proc. z danego roku wpłaca do budżetu jako dywidendę. Pozostałe 5 proc. zachowuje dla siebie.
W zeszłym roku Minister Finansów miał się z czego cieszyć, bo do państwowej kiesy wpadło dzięki temu aż 8,74 mld zł. Przez ostatnie 10 lat ta suma wyniosła ponad 40 mld złotych. W tym roku nie ma się z czego cieszyć, bo bank nie wpłaci nic. Ale też nic nie trzeba mu dopłacać, bo jest to strata typowo księgowa.
Jednym z zadań Narodowego Banku Polskiego jest inwestowanie rezerw walutowych Polski. Obecnie w różnych walutach mamy ok. 97 mld euro. To oszczędności państwa. Problem w tym, że złotówka umocniła się w stosunku do innych walut i ich wartość spadła. Stąd wzięła się strata NBP, czysto wirtualna. W przypadku, gdy Bank notuje zysk, również nie robi przelewu dla rządu. Po prostu dodrukowuje pieniądze o wyznaczonej wartości.
Trzeba pamiętać o tym, że NBP nie ma za zadanie spekulowania posiadanymi przez siebie walutami, ale utrzymywać odpowiednią sumę na swoich kontach.