Stało się. Zapowiadana niedawno przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego ustawa o obniżeniu wynagrodzeń parlamentarzystów została przegłosowana przez Sejm. Teraz zostało jeszcze głosowanie w Senacie i podpis prezydenta Andrzeja Dudy. Jedno i drugie wydaje się formalnością. I choć pensje zostały obniżone wszystkim, to najbardziej minorowe nastroje panują w obozie rządzącym.
– Gdyby pan redaktor widział miny tych posłów PiS i ich komentarze, kiedy głosowania się skończyły. „Chodźmy na jednego, bo to już ostatki”, przecież oni sami uderzyli we własne środowisko – opowiada nam Witold Zembaczyński, poseł Nowoczesnej.
2,5 tys. w plecy
Ustawa zakłada, że parlamentarzyści stracą 1/5 swoich pensji. Jak wyliczył naTemat, przełoży się to na obniżkę o 2473 zł miesięcznie. Po cięciach standardowa pensja poselska wyniesie 7913,84 zł brutto (wcześniej 9892,30 zł). Dieta poselska pozostanie bez zmian na poziomie 2473,08 zł brutto. Za odebraniem sobie pieniędzy głosowało 240 posłów.
Kontrowersje wzbudza jednak nie tylko decyzja, ale i sposób jej uchwalenia. Wszystko odbywało się na wariackich papierach. Pierwotnie głosowanie miało odbyć się w piątek o godz. 9. Po południu zmieniono jednak harmonogram i przeniesiono głosowanie na czwartek na 21.00.
W związku z tym trzeba było również przenieść posiedzenie komisji regulaminowej ds. wynagrodzeń. Ta zaplanowana została na 16:10. Poseł Nowoczesnej Krzysztof Truskolaski dostał sms-a ze stosowną informacją o...16:11. - Gdzie PiS się tak spieszy? - pytał na Twitterze. No i masz babo placek – za pierwszym razem nie udało się uzyskać kworum.
– Zawrzały telefony, zwołano komisję między głosowaniami po raz drugi i w końcu udało się jakoś na granicy to kworum uzyskać. Dzięki temu ustawę można było procedować na głosowania w trzecim czytaniu – relacjonuje Zembaczyński.
Zachłanność władzy
On sam jest jednym z głośniejszych przeciwników tej decyzji. – To efekt kaca moralnego, który spadł na PiS, gdy już opadło upojenie premiami. Prezes postanowił autorytarnie obniżyć pensje, karząc za zachłanność władzy wszystkich – podkreśla.
Jego zdaniem, z punktu widzenia państwa to bardzo szkodliwe rozwiązanie. Poseł Nowoczesnej przytacza tu przykład Włoch. – Oni już to przerabiali. Okazało się, że nisko opłacani posłowie partii rządzącej są bardziej podatni na korupcję – wskazuje.
Zembaczyński zgłaszał wcześniej dwie poprawki do ustawy. Pierwsza została odebrana jako „grillowanie” PiS-u. Chodziło bowiem o to, by pensje poselskie zostały obniżone do końca kadencji do zera.
– Likwidacja uposażeń do zera to jedyna adekwatna reakcja na chciwości i zachłanność tej władzy. Do końca kadencji posłowie PiS nie powinni dostać złotówki. My oczywiście też się na to łapiemy, z tą różnicą, że nie mamy synekur i nie bierzemy kredytów. Proszę spojrzeć na parking przed sejmem. Posłowie PiS wcześniej przyjeżdżali starymi gruchotami, a po 2,5 roku kadencji widzę tam same fajne samochody – wytyka.
W następnej kadencji Zembaczyński proponował natomiast powiązanie wysokości wynagrodzeń ze średnią płacą. Jej 3-krotność byłaby zbliżona do dzisiejszych zarobków parlamentarzystów. – Dzięki temu powiązalibyśmy wynagrodzenia posłów z tym, w jakiej kondycji jest gospodarka – dodaje.
Premie dla ministrów
Głosowanie nad obniżeniem pensji jest efektem afery z premiami dla ministrów. Platforma Obywatelska policzyła, że PiS tylko w 2017 roku wydał na nie ponad 2 mln złotych. Dla porównania PO w ciągu 8 lat rządów miała nagrodzić członków Rady Ministrów 38 tys. złotych.
– Ministrowie nie zwrócili pieniędzy do budżetu ani nie obniżono im wynagrodzenia. Karę za to wszystko dostał za to poseł Brejza, który wyjawił ten skandaliczny proceder. A całego głosowania pilnowali liderzy partii rządzącej: Marszałek Terlecki i Marszałek Mazurek, którzy śmiali się w twarz posłom PiS. Ich pensje się wszakże nie zmieniają – zauważa Kinga Gajewska z PO.
W przeciwieństwie do posłów opozycji, politycy PiS nie byli dzisiaj zbyt rozmowni. Jacek Żalek grobowym głosem poinformował, że nie będzie udzielał komentarza. Decyzję o obniżce uposażeń próbował za to tłumaczyć Stanisław Pięta. – W tych okolicznościach uznaliśmy, że taka decyzja jest konieczna – tłumaczy.
– Mówi pan o premiach dla ministrów? – dopytuję.
– Politycy, jako grupa, są oskarżani o chciwość. Myślę, że warto odpowiedzieć na te oskarżenia realnym działaniem. Żale polityków opozycji mnie nie interesują – mówi Pięta.