Nie pogardzi żadną sumą. Z powodzeniem sprzedała nawet stare etui na telefon komórkowy. Zarobiła 9 złotych. Niby mało, ale starczyło na kolację. Rybkę zrobioną nad morzem z kawałka patyka sprzedała za 36 złotych. To, co dla innych jest gratami, jej przynosi niezły zysk.
Ile zarabia Joanna Dymmel? Trudno powiedzieć, ale pieniądze widzi wszędzie. Napisała o tym książkę, którą pochłania się szybko, przy okazji rzucając okiem na wyposażenie własnego mieszkania. Bo Dymmel podpowiada, co zrobić z rzeczami, których nie potrzebujemy, nie używamy i w zasadzie nie powinniśmy mieć.
Przy tym nie jest typem minimalistki, osoby, której do życia potrzebny jest materac i jeden komplet bielizny. W swojej książce "Gdzie rosną pieniądze" pokazuje nie tylko, jak pozbyć się niepotrzebnych rzeczy, ale i znaleźć fajne bibeloty do domu. I nie jest to czcze gdybanie o wychodzeniu ze strefy komfortu, ale konkretne przykłady zmian, które mogą nam przynieść pieniądze.
– W książce nie nawołuję do odejścia z pracy i rzucenia się w wir lepienia garnków, tkania dywanów czy biegania po lasach. Biznes z tego może będzie, ale raczej nieliczni zbudują w ten sposób prosperującą firmę – pozostałym może nie wystarczyć na życie od pierwszego do pierwszego – twierdzi autorka.
Sprzedaż przez internet
Pytamy ją, gdzie jest granica opłacalności takiego działania. Wiele osób może sobie przeliczyć, że samo znalezienie zbędnej rzeczy, wystawienie jej, zapakowanie i wysłanie może zająć powiedzmy godzinę. Gdybyśmy w tym czasie pracowali, zarobilibyśmy więcej, niż kilka złotych.
– Ta granica opłacalności będzie oczywiście inna dla na przykład emeryta, dostającego 800 zł, i inna w przypadku osoby zarabiającej powiedzmy 3500 złotych. Ale przecież nie musimy w ten sposób myśleć, przeliczać roboczogodzin. Dla jednych osób 10 złotych to wyżywienie na cały dzień albo nawet dwa. Inne nie uważają 20 czy 30 złotych za pieniądz. Ja nauczyłam się myśleć o każdej kwocie. Mam wolny zawód, zdarzają się mi momenty przestoju. I jeśli mam w tym czasie nie zarobić nic, to wolę zarobić cokolwiek – mówi Joanna Dymmel w rozmowie z INN:Poland.
W swojej książce Dymmel prowadzi nas przez wszystkie pomieszczenia w domu, podpowiadając, co można w nich znaleźć. Okazuje się, że większość z nas ma sporo rzeczy, których nie używa, nie chce i nie lubi. Ale nie umie ich wyrzucić. Łatwiej jest zobaczyć w nich pieniądze na konkretny cel – na przykład wakacje. Wtedy do sprzedaży droga już niedaleka.
Zaczynamy od kuchni
Joanna Dymmel podpowiada, że z kuchni można spokojnie pozbyć się na przykład nadprogramowych serwisów do kawy, herbaty czy obiadów, wielu misek, ozdób, foremek a nawet słoików. Sprzedać można nawet zdekompletowane serwisy – część osób ma takie same i szuka ich uzupełnienia. A innym nie są potrzebne pełne, wystarczy na przykład czajniczek i dwie filiżanki.
– Nie pozbywaj się sprzętów impulsywnie, niech to będzie przemyślana i zaplanowana akcja. Zanim wystawisz cokolwiek przed blok czy dasz ogłoszenie "oddam na działkę", sprawdź, czy nie pozbywasz się perełki, lub przynajmniej spróbuj to spieniężyć. Nawet symboliczna kwota jest lepsza niż nic. Zacznij nowy etap życia od przeglądania wszelkich zakamarków, porządkowania szuflad, półek, pojemników w kanapach i zasobów bibliotecznych. Segreguj i dawaj ogłoszenia – twierdzi autorka.
Spienięż wszystkie graty
Nie przypadkiem radzi, by w pierwszej kolejności zaglądać do pawlaczy i różnych schowków. Tam gromadzimy rzeczy, których nie używamy na co dzień. Większość z nich da się sprzedać. A jak nie, to czemu ich nie wyrzucić. Można się też pokusić o renowację.
Według Dymmel żadne pieniądze nie są warte pogardy. Przypomina, że wspomniane wcześniej etui na komórkę, sprzedane za 9 złotych to duża paczka papieru toaletowego albo dwa płyny do mycia naczyń. Albo 4 litry mleka lub 5 bułek, twarożek, 10 plastrów sera żółtego i ogórek – a więc pełnoprawne śniadanie dla dwóch osób.
Pieniądze są. A czas?
Wiele osób boi się tego, że sprzedaż różnych gratów z domu to czasochłonne zajęcie. Owszem, niestety tak jest. Ale i na to Joanna Dymmel ma kilka rad. Podpowiada jak szybko i skutecznie zrobić inwentaryzację rzeczy, jak je pomysłowo zapakować i wysłać bez tkwienia w kolejkach. Przy pakowaniu można na przykład użyć kulek zrobionych ze starych gazet, zamiast kupować folię bąbelkową, kartony również można poskładać samodzielnie.
Dymmel podpowiada, żeby podczas sprzedaży dobrze rozplanować wysyłkę. Kiedy na Allegro, OLX czy innych portalach sprzedajemy różne produkty, zaznaczmy, że wysyłki realizujemy w konkretne dni. W ten sposób unikniemy spędzania na poczcie wielu godzin i wyślemy wszystko za jednym zamachem.
– Wiem też w jakich godzinach warto wpaść na pocztę, nie robię też tego specjalnie, ale zawsze przy okazji, jest to jeden z przystanków. A kupując większe rzeczy, zamawiam je odbiorem osobistym na poczcie. To zawsze kilka złotych mniej, w skali miesiąca można zaoszczędzić kilkadziesiąt złotych – mówi nam.
W książce podpowiada też, jak szybko i dobrze coś sprzedać. Ważne są i zdjęcia, i opis.
– Cały czas się kształcę i mam wiedzę na temat tego, co sprzedaję. Wiem, czy to jest rzadka przedwojenna filiżanka, czy serwis z Ćmielowa. Warto tak skonstruować opis, żeby zainteresowana osoba łatwo znalazła daną rzecz. Jak się napisze "Sprzedam filiżankę", to można czekać miesiącami. Ale dzięki dobremu opisowi, dobranym słowom kluczowym można wszystko szybko sprzedać – twierdzi.
– Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że na sprzedaż świetnie nadają się na przykład kółka od stolika, udało mi się sprzedać też takie rzeczy, jak ograniczniki do fotela bujanego, żeby się nie przewrócił – śmieje się Joanna Dymmel.
Rzeczy warto sobie posortować. Na przykład ubrania, których nie nosimy. Dymmel radzi, by codzienne ciuchy podzielić na kilka grup i złożyć na jedną kupkę te, których nie mieliśmy na sobie od przynajmniej 3 miesięcy.
– Może warto przestać się oszukiwać, że sytuacja zmieni się za miesiąc, dwa i nagle zaczniemy nosić nieużywane od dawna rzeczy… Ustal zasadę: jeśli czegoś nie włożę przez te trzy miesiące, to znaczy, że nie włożę tego już nigdy – twierdzi.
Podobnie jest z zabawkami. Nawet zdekompletowane klocki Lego mogą być niezłym źródłem zarobku. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że pojedynczy klocek ma wartość od 50 groszy do złotówki a za ludzika można zgarnąć od 5 do 15 złotych. Więc jeśli twoje dziecko przestało się już nimi bawić, to można je wystawić i dostać całkiem godne pieniądze. Za które można kupić dzieciakowi coś innego.
Dymmel podpowiada też, w jaki sposób w swoich gratach wyłuskać prawdziwe perełki designu sprzed wojny lub okresu PRL. Okazuje się, że komplet kieliszków i karafka po babci mogą być warte setki złotych. Nawet jeśli my nie widzimy w nich piękna, to mogą znaleźć się koneserzy, skłonni zapłacić spore sumy.
– Naprawdę warto regularnie przeglądać swoje rzeczy, bo nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile nowych nam dochodzi. Nie pamiętamy, że coś kupiliśmy, że schowaliśmy, że gdzieś leży coś zbędnego. Myślę, że regularne sprawdzanie strychów, piwnic, szaf powinno być nawykiem każdego – podsumowuje.