W sieci pojawiła się dość nieprawdopodobnie brzmiąca historia. Tajemniczy bloger twierdzi, że sklepy internetowe z zagranicy coraz częściej blokują wysyłkę swoich towarów do Polski. Powodem ma być proceder oszustów, polegający na odsyłaniu towaru z powrotem i żądaniu sporych pieniędzy za wysyłkę.
Według autora bloga BiałeKołnierzyki.com (prowadzącego także swój profil na Facebooku), polscy użytkownicy zagranicznych sklepów internetowych uczynili sobie z nich źródło zarobku. Prawo pozwala bowiem odesłać kupiony przez internet towar w ciągu maksymalnie 14 dni od zakupu.
Jest to zrozumiałe – na nawet najlepszym zdjęciu nie widzimy wszystkich szczegółów, nie wiemy jak działa dane urządzenie, jak leży w dłoni, czy buty pasują etc. W ciągu dwóch tygodni można odesłać towar i nie trzeba tego w żaden sposób tłumaczyć. Oczywiście dostajemy zwrot ceny produktu oraz kosztów wysyłki towaru do nas.
Wiele sklepów oferuje jednak darmową wysyłkę oraz darmowy zwrot – i na tym właśnie mieli żerować oszuści. Według blogera odsyłali oni towar, ale przedstawiali sfałszowany i zawyżony rachunek za nadanie paczki. W ten sposób niewielkim wysiłkiem zdobywali nawet po kilkadziesiąt euro na każdych zwróconych zakupach.
"Grupa ta stosowała ten schemat najprawdopodobniej przez kilka lat i ciężko jednoznacznie stwierdzić, jak duże szkody spowodowała – szacunkowo w grę mogło wchodzić kilka tysięcy paczek, co dawałoby zarobek w wysokości kilkuset tysięcy Euro" – czytamy na blogu BialeKolnierzyki.com
Zwrot kosztów wysyłki towaru
Czy taki proceder jest możliwy i jak bardzo mógł zaszkodzić polskim klientom? Kilku zapytanych przez nas ekspertów od e-commerce rozłożyło ręce i odmówiło komentarza.
– Teoretycznie, w przypadku niektórych sklepów, takie wyłudzenia byłyby możliwe. Faktem jest, iż zagraniczne duże sklepy internetowe są nastawione tak prokonsumencko, że jestem w stanie uwierzyć w to, że dały się nabrać. Ale w praktyce należy w to powątpiewać, bo po jednym czy dwóch przypadkach obsługa takiego sklepu zorientowałaby się, że coś jest na rzeczy – mówi nam Bartosz Słupski, ekspert ds. handlu internetowego.
Dodaje, że w e-commerce standardem jest rozszerzanie listy krajów, do których wysyła się towar, a nie ich zawężanie. Zrobił tak na przykład Amazon, który polski rynek obsługuje przez swój niemiecki oddział. Obecnie oferuje darmową wysyłkę do Polski, o ile kupione towary są warte przynajmniej 39 euro. Nie odbiega tym od wielu polskich sklepów, wysyłających towary na swój koszt, o ile ich łączna cena będzie wyższa od 100 - 150 złotych.
– W praktyce coraz trudniej znaleźć sklep, który nie wysyła swoich produktów do Polski. Może sobie sporo zażyczyć za przesyłkę, możemy długo czekać, ale trudno specjalnie omijać prawie 40-milionowy rynek, bo ktoś został na nim ponoć oszukany – twierdzi Słupski.
Podobnego zdania są użytkownicy Wykopu (tam również pojawiła się ta historia), wątpiący w ten proceder. Przypominają, że sklepy internetowe mają podpisane umowy z firmami kurierskimi i płacą o wiele niższe stawki, od zwykłych użytkowników. Na dodatek w większości umożliwiają odbiór zwracanego towaru przez kuriera – udostępniają nawet specjalne formularze.
– W ten sposób mają porządek, decydują się na współpracę z jednym operatorem, który zarówno odbiera od nich paczki, jak i przywozi z powrotem. To w efekcie jest prostsze i tańsze, niż bawienie się w odbieranie przesyłek od innych przewoźników czy poczty. Mamy mniej chaosu – twierdzi Słupski.
Warunki wysyłki towarów z zagranicznych sklepów internetowych
W Europie obowiązują bardzo podobne standardy. Bloger twierdzi, że ofiarą oszustów padały najczęściej sklepy z Włoch, Francji i Niemiec, wysyłające dość duże i ciężkie rzeczy – np. meble. Chodzi o to, że w takich przypadkach najłatwiej było zawyżyć koszty przesyłki.
– To również wydaje się dziwne, bo naprawdę trudno znaleźć sklep z tych krajów, który umożliwiałby odesłanie towaru i brałby na siebie koszt tej operacji. We wszystkich znanych mi przypadkach w regulaminie sklepu znajduje się zapis, że kupujący odsyła produkt na własny koszt. Na dodatek nie znam żadnego poważnego sklepu z tych krajów, który obraziłby się na Polskę i odmawiał wysyłki do naszego kraju – podsumowuje Słupski.
Pytanie o rzekome blokady wysyłki towarów do Polski zadaliśmy też kilku zagranicznym organizacjom zrzeszającym przedstawicieli europejskiej branży e-commerce. Żadna z nich nie może potwierdzić tej teorii.
– Szczerze mówiąc, nigdy nie słyszałem, aby ktokolwiek z moich partnerów handlowych miał politykę niewysyłania towarów do Polski. Nigdy też nie słyszałem, żeby narzekali na polskich klientów. Wiem jednak, że w przypadku niektórych innych krajów, takich jak Rumunia, Bułgaria i Nigeria, niektórzy sprzedawcy bardzo ostrożnie podchodzą do wysyłki produktów. To przykra sprawa – twierdzi w rozmowie z INN:Poland Jorij Abraham, General Manager z holenderskiej Ecommerce Foundation.
Poprosiliśmy też autora bloga BiałeKołnierzyki.com o uwiarygodnienie całej historii. Odpisał nam, że rzeczona sytuacja miała miejsce kilka lat temu, ale do dziś ciężko zamawiać na przykład części samochodowe w Wielkiej Brytanii.
– Wiele sklepów po podaniu adresu wysyłki odpisywało, że do Polski nie wysyłają, choć oficjalnie nie mieli tego na swoich stronach – podkreśla.