Każdy dzień zaczynam od jogi (...)Gdy już skończę ćwiczyć i umyję zęby, niezależnie od pogody wsiadam na mój ukradziony komuś rower i jadę do modnej kawiarni, gdzie jem wegańskie, bezglutenowe i organiczne śniadanie kupione za miliony monet z zasiłku dla bezrobotnych, z którego się utrzymuję" – zaczyna opowieść o sobie samym Krystian Nowak, bohater książki „Wszyscy ludzie, których znam, są chorzy psychicznie” autorstwa... Krystiana Nowaka.
Twórca takich fanpage'y jak Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty czy Tak trzeba żyć z charakterystycznym dla siebie sarkazmem odmalowuje pokolenie millennialsów. Choć sam się do niego zalicza – nie szczędzi młodym Polakom złośliwości, wytykając im wadę za wadą. Jednocześnie mając dla nich wiele czysto ludzkiego zrozumienia i wyrozumiałości.
Napisałeś tę książkę jako pan od „zdelegalizować coaching i rozwój osobisty”…
Nie do końca. Gdy wysłałem ją do wydawnictwa, nikt nie wiedział o tym, że prowadzę fanpage. Wydawcy wygadałem się dopiero w późniejszym czasie.
Ale w książce żartów z coachów praktycznie nie ma. Zmęczył cię ten temat?
Bo to nie miała być nigdy książka o coachach. Ale tak, temat mi się przejadł. Mam też wrażenie, że ludzie są już zmęczeni żartami z coachów. Obśmiewamy ich od lat, wszyscy już wiedzą, że są żenujący. Wiedzą to też sami coachowie i coraz częściej odchodzą od nazywania siebie coachami. Boją się tego słowa.
Mamy za to głównego bohatera książki, Krystiana – typowego millennialsa. Jemu akurat trochę takiego głupiego motywowania mogłoby się jednak przydać. Sprawia wrażenie mocno niezdolnego do działania.
O to chodziło. Obserwuję to w przekazie medialnym dotyczącym mojego pokolenia. Co chwila trafiam na artykuły o „roszczeniowych millennialsach”, z którymi „nic nie da się z nimi osiągnąć”.
I co sobie wtedy myślisz?
Że to bardziej skomplikowane. Z jednej strony ta roszczeniowość oznacza, że chcieliby płatny urlop, godziwą pensję i brak nadgodzin, czyli mieć po prostu zwykłe warunki zatrudnienia.
Z drugiej strony, gdy rozmawiam z pracodawcami, słyszę skandaliczne opowieści o tym, że ludzie chcieliby pracować, ale nie pracować. Młodzi kandydaci nie przychodzą na rozmowy kwalifikacyjne, a jeżeli już się na nich pojawią, opowiadają, że nie wiedzą, czy są gotowi do podjęcia pracy.
Marudzą na konieczność poświęcenia zarabianiu ośmiu godzin dziennie. To musi być irytujące. Tak więc ta roszczeniowość ma dwie twarze. Z jednej strony dotyczy podstawowych praw, z drugiej milennialsi sami dają pracodawcom amunicję do zmasowanej krytyki.
Sam Krystian też jest taki niejednoznaczny. Sprawia wrażenie leniwego i przemotywowanego jednocześnie.
I nie tylko. Jest też przemęczony.
Jak to? Przecież prawie nie pracuje.
To zmęczenie swoim lenistwem. Ale to nie tylko jego problem. Bo jak spędzamy weekend? Przeglądamy telefon, odpalamy Netflixa, wieczorem impreza z alkoholem. I czujemy się zmęczeni nie pracując.
Przez pewien czas tego nie rozumiałem. Potem trafiłem do korporacji i zobaczyłem, że taki cotygodniowy restart z pomocą alkoholu to najprostszy sposób na odreagowanie stresu. I teraz patrzę na to już zupełnie inaczej – przestałem się z tego śmiać.
W trakcie pisania książki przez pewien czas byłeś bezrobotny. To jakoś wpłynęło na twoją percepcję?
Nigdy nie byłem tak zmęczony, jak siedząc na bezrobociu. Chwytałem się wtedy różnych dorywczych prac – pisałem, pomagałem przy przeprowadzce, dorabiałem jako barman czy kierowca. A do tego dochodzi jeszcze szukanie stałej pracy. Z tej perspektywy etat wydaje się odpoczynkiem.
Gdy Krystian zaczyna narzekać na swoje życie od razu nacina się na ripostę: „tak działa wolny rynek”.
Tak, słyszałem to przez całe dzieciństwo. Powtarzano nam, że każdy jest kowalem własnego losu, a jeżeli coś nam się nie udaje, to nie dlatego, że zadziałała jakaś siła zewnętrzna, tylko dlatego, że coś źle robimy. A to nie jest reguła. Jeszcze kilkanaście lat temu wszyscy podkreślali, że jeżeli będziemy coś robić dobrze, to osiągniemy sukces. Bzdura.
Te czasy już minęły?
Nigdy ich nie było. Czy Tesla osiągnął w życiu sukces? Nie, został oszukany przez Edisona. Tak właśnie działa wolny rynek.
Przypomina mi się rysunek satyryczny, który to nieźle tłumaczy. Wystawa wynalazców, dookoła same stoiska z różnymi skompilowanymi urządzeniami. A na samym środku mężczyzna uhonorowany pierwszym miejscem. Na stole miał kartkę z napisem, że wie, jak zmonetyzować wszystko dookoła.
To dobre podsumowanie. Hasło „tak działa wolny rynek” stało się w pewnym momencie wytrychem tłumaczącym zarówno każdy życiowy sukces, jak i niepowodzenie. Na szczęście to się powoli zmienia. Świadomość społeczeństwa urosła, temat został podjęty przez mainstreamowe media. Wyszło na to, że nie wystarczy „nie przeszkadzać”.
Mam wrażenie, że ta wajcha zaczyna się nawet niebezpiecznie przechylać w drugą stronę. Z „jestem kowalem własnego losu” na „sukces to głównie kwestia farta i okoliczności”. Wyznawcą tej drugiej opcji jest chyba właśnie Krystian.
Krystian w książce narzeka na los, niesprzyjające okoliczności, brak przysłowiowych pleców, żali się na to, że ma zbyt pospolite nazwisko, żeby zostać sławnym pisarzem. Ma ogromne ambicje, być może nieprzystające do jego możliwości. Tego się jednak nie dowie, bo sam nie pomaga sobie w odniesieniu sukcesu.
Gdzie tu logika?
Nie ma logiki. Chciałem, żeby był postacią sprzeczną. Jak bardzo nie wmawialibyśmy sobie, że jesteśmy racjonalni, to na koniec w naszym postępowaniu brakuje często właśnie logiki.
To sprawia, że postać głównego bohatera, poza tym, że jest śmieszna, zaczyna z czasem irytować. Biorąc pod uwagę, że jest emanacją cech millennialsów, to trochę smutne.
Bo tak jesteśmy postrzegani, trzeba sobie zdać z tego sprawę. Każdy z nas się jakoś umiejscawia i kreuje. Nie każdemu się to podoba. Tak podobno działa nasze pokolenie – wnerwiamy wszystkich, którzy do niego nie należą.
Ciebie coś w Krystianie irytuje?
Właśnie ten brak sprawczości. To problem, który nie wynika jednak tylko z jego bierności. Z jednej strony niewiele robi w celu spełnienia swoich marzeń, z drugiej – jeżeli coś robi, to jego możliwości są mocno ograniczone.
Jak to?
W sensie zawodowym nadal rządzi starsze pokolenie i jeszcze trochę porządzi, bo ludzie żyją coraz dłużej. Z drugiej strony prędkość, z jaką dokonują się zmiany technologiczne i społeczne oznacza, że kiedy przyjdzie nasza kolej, stracimy pozycję na rzecz ludzi młodszych od nas. Nie możemy być cały czas na bieżąco z nowymi technologiami, sprawdzać nowych aplikacji itd.
W pewnym momencie uwagę odciągają tzw. dorosłe rzeczy jak rodzina, kredyt, praca. Po zejściu ze sceny obecnego pokolenia ich miejsca zastąpią ludzie, którzy najlepiej ogarniają rzeczywistość. A my już nimi wtedy raczej nie będziemy.