W Polsce przybywa miejsc, gdzie z można zaszyć się wśród winorośli z kieliszkiem wybornego wina w dłoni. Ocieplenie klimatu i miliony złotych włożone w ziemię i rośliny powodują, że rodzimi winiarze zaczynają doganiać konkurencję z Francji i Włoch. A nasze wina biją je smakiem na głowę.
Wysiadasz w Krakowie z pociągu, wsiadasz do taksówki i po 10 – 15 minutach jesteś w kompletnie innym świecie. Z dala od miejskiego zgiełku, u stóp monumentalnego klasztoru kamedułów, pośród setek rzędów rosnących winorośli.
To nie sen. Mało kto wie, że tak blisko od słynnego z cesarsko-królewskiej historii miasta znajduje się wspaniała, jedna z największych w Polsce winnic. Na dodatek robi świetne wino, wysoko cenione przez specjalistów. Co więcej – nie jest drogie.
Do niedawna w Polsce z winem kojarzyła się chyba jedynie Zielona Góra. W zasadzie tylko tam warunki klimatyczne pozwalały na hodowlę winorośli. Ale kiedyś w Polsce wino robiono również w Małopolsce, a nawet pod Warszawą. Potem zniknęły, dziś jednak miłośnicy win próbują je odtwarzać – z powodzeniem.
Wino spod Krakowa
Winnica Srebrna Góra leży ledwie kilka kilometrów w linii prostej od centrum Krakowa. W 2010 roku posadzono tam pierwszych kilkanaście tysięcy sadzonek. Miejsce u stóp klasztoru kamedułów znalazło się praktycznie przypadkiem.
Wcześniej Mikołaj Tyc i Mirosław Jaxa Kwiatkowski szukali miejsca do założenia winnicy. Zawsze z problemami. Tyc opowiada, że w jednym z przypadków trafili na grunt, do którego prawa miało kilkudziesięciu właścicieli. Nie doszli z nimi do porozumienia.
Zniechęcenie inwestorów narastało, w końcu Mikołaj Tyc zawędrował pod bramę klasztoru kamedułów. Dobrze mu znanego, bo często spacerował z psem po tej okolicy – zresztą mieszka o przysłowiowy rzut beretem. Zapukał do bramy, poprosił o przekazanie pytania przeorowi. Kilka dni później to do jego drzwi zapukał furtian z prezentem: całym workiem starych szpuntów. W tym momencie Tyc wiedział, że współpraca się ułoży.
I tak się stało – na kamedulskich gruntach udało się stworzyć pełnoprawną winnicę. Okazało się zresztą, że wino w tym miejscu przed wiekami rosło. Warunki są wprost idealne – w okolicy było sporo innych winnic. Obecnie produkcja odbywa się w klasztorze, niestety nie można jej podejrzeć.
Reguła braci zakonnych wyklucza wprowadzanie turystów lub gości na teren klasztoru. Wcześniej było to możliwe, ale zakonnicy powrócili do dużo bardziej restrykcyjnej reguły określonej w 1560 roku.
Kameduli bez oporów zgodzili się na współpracę – wiedzieli, że na ich gruntach winorośl urośnie i ma tu świetne warunki. Przed wiekami była tu już winnica, w okolicy znajdowało się ich co najmniej kilka. A w produkcji specjalizowali się mnisi.
Bracia lubią wino
Dlaczego właśnie oni? Bo według kościelnych przepisów do odprawienia mszy niezbędne było wino. Żaden inny napój nie wchodził w grę. Dochodziło nawet do takich sytuacji, gdy misje wysyłane w najróżniejsze zakątki świata całymi tygodniami obywały się bez mszy, gdyż liche dostawy wina miały miejsce raz na kilka miesięcy.
Mnisi stali się więc alkoholową potęgą. Wojciech Bosak, znawca wina, wykładowca i winiarski krytyk opowiadał na spotkaniu w Srebrnej Górze, iż zużycie wina w przeciętnym średniowiecznym klasztorze sięgało 5 – 8 litrów na mnicha na dobę.
Czy to znaczy, że braciszkowie non stop chodzili ciężko nietrzeźwi? Nic z tych rzeczy – wino było w owych czasach używane do wielu rzeczy. Jego picie było bezpieczniejsze, niż spożywanie wody, często zanieczyszczonej. Częstowano nim gości, było używane w szpitalach prowadzonych przez mnichów, również do mycia. Było po prostu napojem i cieczą, którą nie sposób było się zatruć. Było również wydawane pracującym na roli, bo to napój wysokoenergetyczny. Stąd brało się tak duże jego zużycie.
W XV wieku polscy mnisi zaczęli handlować swoim winem – i szło im nieźle. W tym okresie klimat był wyjątkowo ciepły i to sprzyjało uprawie. Jego późniejsze ochłodzenie załamało produkcję, choć nawet w XVII wieku i to w okolicach Warszawy istniały winnice. W międzywojniu produkcję dobiły podatki, potem przyszła wojna a w socjalizmie praktycznie nikt nie myślał o uprawie winorośli.
Idealny czas na wino
Dopiero teraz winiarstwo zaczyna przeżywać swój renesans. Do tego jest potrzebne kilka czynników. Oprócz odpowiedniej ziemi i infrastruktury niezbędne są pieniądze, cierpliwość i czas.
Winnica Srebrna Góra nawiązuje do sięgającej początku X wieku historii krakowskich upraw winorośli oraz klasztornych tradycji wytwarzania wina.
Wina powstają w zabytkowych pomieszczeniach gospodarczych kamedulskiego klasztoru i wytwarzane są w nowoczesnych tankach ze stali nierdzewnej, niektóre dojrzewają potem w kontakcie z drewnem akacjowym lub dębowym.
– To dzieło dopracowane w każdym szczególe – stanowi przemyślany i dokładnie przygotowany projekt, jest efektem nie tylko pracy i życiowej pasji, ale przede wszystkim prawdziwej miłości do wina – opowiada z dumą Mikołaj Tyc, współwłaściciel Winnicy Srebrna Góra.
Mikołaj Tyc podkreśla, że teraz, po upływie kilku lat produkcja wina jest już opłacalna. Szczególnie, że w sprzedaż trunków ze Srebrnej Góry włączył się Lidl. Wina o nazwie Polka są dostępne w tej sieci sklepów co roku, obecnie do sprzedaży trafił rocznik 2017. Jest dostępny w trzech wersjach – białej, różowej i czerwonej. Każda z nich zyskała spore uznanie winnych krytyków – to po prostu pyszne wina, o bogatym bukiecie i naprawdę niewygórowanej cenie.
Każde z nich kosztuje 35 zł za butelkę, ale jeśli weźmiemy przynajmniej dwie (mogą być różne), cena jednostkowa spada do 30 złotych.
Było blisko katastrofy
Mikołaj Tyc opowiada też o klęsce, jaka dotknęła winnicę kilka lat temu. Niedługo po jej założeniu nad Kraków nadciągnęła potężna, długotrwała ulewa. W 2010 roku, dwa lata po starcie inwestycji, całe zbocze razem z winnicą po prostu spłynęło na dół. Do tamtej pory inwestycja pochłonęła ok. 2 mln złotych.
– Pan Bóg nauczył nas pokory. Kupiliśmy mnóstwo słomy, by przykryć i zabezpieczyć ziemię, ale wtedy przestało lać. Było już za późno. Płakaliśmy jak mali chłopcy i zastanawialiśmy się co robić dalej – opowiada Mikołaj Tyc.
Wraz z Mirosławem Jaksą Kwiatkowskim nie poddali się – wynajęli ludzi i ciężarówki, by wszystko, co spłynęło wwieźć z powrotem na zbocze. Była to gleba specjalnie przygotowywana do uprawy winorośli, wcześniej sadzono na niej rzepę, rzepak i inne, specjalnie dobrane rośliny, które miały odpowiednio użyźnić ziemię.
Obecnie wino rośnie na 12 ha kamedulskich gruntów i kolejnych 12 obsadzonych w 2015 roku. Łącznie uprawia się tu 16 gatunków winogron. Dzięki temu rocznie winnica wypuszcza kilkadziesiąt tysięcy butelek trunków.
Co ciekawe, w Polsce powstaje coraz więcej winnic, które radzą sobie całkiem nieźle. Duży wpływ na to ma ocieplenie klimatu, przez które łatwiej u nas uprawiać winorośl. W kłopoty wpadają za to winiarze z południa kontynentu, które staje się po prostu zbyt gorące dla wina. Włosi zastanawiają się nawet nad ograniczeniem produkcji słynnego prosecco.