Emilia Sambor ma dopiero 19 lat, ale drzwi międzynarodowej kariery baletowej stoją przed nią otworem. Sambor jako jedyna Polka w historii dostała się i ukończyła prestiżową szkołę baletową Opery Paryskiej. Teraz zbiera pieniądze na wyjazd do San Francisco, gdzie zamierza kontynuować swoją przygodę z baletem.
Emilia Sambor swoją przygodę z baletem rozpoczęła już w wieku 4 lat. Na pierwszą lekcję baletu zaprowadzili ją rodzice. Wszystko dlatego, że radomszczanka na szkołę muzyczną była za młoda.
– Moja rodzina jest bardzo muzykalna więc wszystko wyszło bardzo naturalnie. To nie był mój wybór, ale go nie żałuję. Nie zawsze trzeba dziecku pozostawiać możliwość podjęcia decyzji. W wieku 4 lat nie wiedziałam przecież jeszcze, czego chcę – wspomina w rozmowie z INNPoland.pl Emilia.
Szybko okazało się, że młoda Polka ma do baletu wyjątkową smykałkę. – Stopa córki jest ponoć podręcznikowym przykładem stopy baletowej. Ma wysokie podbicie, z łatwością wygina się w łuk. Wszyscy wykładowcy zawsze zwracali na to szczególną uwagę – opowiadałkilka lat temu jej ojciec, Witold.
Po 5 latach jedna z nauczycielek stwierdziła, że Emilia ma duże większe możliwości. Za jej sugestią rodzice wysłali więc swoją 9-letnią wówczas córkę do szkoły baletowej w Łodzi.
„W Polsce za szybko zostaje się gwiazdą”
Punktem kulminacyjnym okazał się finał Międzynarodowego Baletowego Konkursu Stypendialnego Youth America Grand Prix. Emilia znalazła się tam wśród 12 najlepszych młodych baletnic. Wraz sukcesem posypały się propozycje z całego świata. Dla nastolatki w Polsce zaczęło robić się zwyczajnie zbyt ciasno.
– W Polsce nie podobało mi się to, że szybko zostaje się gwiazdą. Trochę za szybko. W wieku 13 lat w szkole wszyscy zaczęli mnie traktować jako przyszłą gwiazdę. To był niebezpieczny moment, bo mogłam pomyśleć, że mam już to, co chciałam – wspomina Polka.
Do tego doszedł zresztą inny problem – w porównaniu z zachodem, w Polsce możliwości dla baletnic są stosunkowo niewielkie. – Dobry zespół baletowy jest w Warszawie, rozwija się również zespół w Gdańsku. To wszystko jednak trochę potrwa – tłumaczy Sambor. A na to nie ma czasu. Kariera profesjonalnej baletnicy kończy się najpóźniej w wieku 35-40 lat.
Radomszczanka zdecydowała się więc na wyjazd do L'École de Danse de L'Opéra National de Paris, uznawanej za najbardziej prestiżową szkołę baletową na świecie. Dostała się tam jako pierwsza Polka w historii i jako jedna z 7 na 1600 dziewczyn, które starały się o przyjęcie.
– Zostałam momentalnie sprowadzona na ziemię. Wśród czołowych baletnic byłam zupełnie zwyczajną dziewczyną – opowiada.
Nauka w Operze Paryskiej
Po przyjeździe do stolicy Francji okazało się, że edukacja w prestiżowej placówce to nie przelewki – reżimem przypomina nieco profesjonalne klubu piłkarskie w rodzaju FC Barcelony czy Ajaxu Amsterdam.
Skoszarowane w akademikach baletnice dzień zaczynają od typowych zajęć szkolnych jak matematyka, biologia, chemia, angielski czy francuski. Te trwają od 8 do 12. Potem następuje półtoragodzinna przerwa. Od 13.30 ruszają z zajęciami zawodowymi czyli tańcem klasycznym, współczesnym, jazzem, tańcem ludowym, basenem, pilates, jogą. W tym czasie odbywają również próby przed spektaklami. Dzień „pracy” kończy się dla nich dopiero około 18.30.
Wolne? Te baletnice mają tylko w weekendy. Wracają wówczas do swoich rodzin, albo rodzin zastępczych, które zdecydowały się je gościć przez czas trwania nauki. Wszystkie powinny mieszkać w Paryżu albo okolicach, by w razie występu przed publicznością, były dla szkoły na wyciągnięcie ręki.
Francuska szkoła dba również o to, by jej uczestniczkom nie odbiła „sodówka”. – Nie ma tu gwiazd klasowych, które jeżdżą na konkursy. Mamy zakaz brania w nich udziału, jesteśmy tu po to, by nauczyć się tańczyć, a nie rozpraszać przez ciągłą rywalizację z innymi – mówi Emilia.
W czerwcu, po 5 latach edukacji, radomszczanka zakończyła swoją przygodę z Paryżem. – Jestem z Operą w stałym kontakcie, jeżeli będą potrzebować kogoś do spektaklu wystarczy jeden telefon. Nie chcę jednak siedzieć i czekać. Mogę w tym czasie dalej się rozwijać – deklaruje.
Nauka w Ameryce
Polka postawiła na San Francisco Ballet School, gdzie spędziła ostatnie wakacje. Zrobiła tam tak dobre wrażenie, że szkoła zadeklarowała opłacenie jej czesnego, które wynosi 8 tys. dolarów rocznie.
– Otwieram sobie w ten sposób nowe furtki – spotkam się z nowymi dyrektorami, moje środowisko artystyczne się poszerzy. Nie chce zamykać się w jednym miejscu. Opera jest fajna, ale na niej świat baletowy się nie kończy – wyjaśnia.
Pojawił się jednak jeden problem. Koszty utrzymania w mieście położonym na granicy Doliny Krzemowej są niebotycznie wysokie. - Na utrzymanie potrzebuję przynajmniej 10 tys. dolarów rocznie – szacuje Emilia.
Baletnica przez pewien czas prowadziła zbiórkę przez portal gofundme, nie udało jej się jednak zebrać całości potrzebnej kwoty. Opowiada jednak, że prywatnie wciąż zgłaszają się do niej osoby (można to zrobić np. za pomocą maila: emilia_sambor@spoko.pl), które chcą pomóc jej w karierze. A ta zapewne zakończy się w Polsce, bo Sambor zapowiada, że po osiągnięciu swoich celów zamierza wrócić do kraju i wspomóc rodzimą scenę baletową swoim doświadczeniem.