Sam sobie zawieś marchewkę. Czy job crafting to klucz do pracowniczego szczęścia?
Karolina Pałys
17 września 2018, 12:37·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 17 września 2018, 12:37
Pieniądze szczęścia nie dają, szczęście daje praca — to slogan, który spokojnie mógłby trafić na firmowe koszulki, choć jeszcze kilkanaście lat temu raczej w kategoriach żartu. Dzisiaj liczba pracowników, która nosiłaby je bez cienia zażenowania rośnie. Pokolenia od millenialsów w górę rzeczywiście nie chcą pracować tylko dla pieniędzy. W zamian za zaangażowanie chcą czegoś więcej: możliwości „krojenia “ stanowisk na własną miarę. Część pracodawców zaczyna to rozumieć.
Reklama.
Pieniądze szczęścia… nie gwarantują
CEBOS od lat pyta Polaków, co jest dla nich najważniejsze w życiu. W zeszłorocznym zestawieniu na czubku piramidy wartości znajduje się rodzina — jako najważniejszą wskazało 54 proc. badanych. Kolejne zdrowie ceni najbardziej 38 proc. ankietowanych. Praca zajmuje pozycję czwartą (9 proc.), ale pieniądze i zamożność uplasowały się jeszcze niżej — na miejscu piątym (8 proc.).
Wbrew stereotypowej opinii, wysokość wynagrodzenia nie jest również czynnikiem najważniejszym dla tych, którzy dopiero wkraczają na rynek pracy. Kiedy w maju ubiegłego roku pracownia SW Research na zlecenie Rady Biznesu przepytywała świeżo upieczonych absolwentów uczelni ile chcieliby zarabiać, ich „roszczenia” okazały się wyjątkowo skromne. Kiedy zapytano ich natomiast o cechy, które sprawiłyby, że ich pierwsza praca byłaby idealna, wysokość wynagrodzenia znalazła się dopiero na 6. miejscu.
Młodym trudno pozbyć się łatki roszczeniowców, choć dowodów na to, że dla pracy gotowi są poświęcić sporo, dostarczają kolejne raporty. W 2015 roku firma Deloitte w swoim badaniu „Młodzi na rynku pracy” podzieliła absolwentów wyższych uczelni na cztery grupy: tytanów, alpinistów, umiarkowanych i sceptyków. Jedno z twierdzeń, które musieli zweryfikować członkowie każdej z nich, brzmiało: “Pracował(a)bym, nawet gdybym nie potrzebował(a) pieniędzy”.
Powyższe zdanie za prawdziwe uznało 92,5 proc. „tytanów”, co nie powinno aż tak dziwić, bo to grupa, dla której „praca jest źródłem spełnienia i satysfakcji”. Odsetek ten był nawet wyższy w grupie „alpinistów” (93,5 proc.), czyli tych, którzy zamiast „pracy” wolą „karierę”. Co ciekawe, zasadniczo niewiele mniej (92,9) „umiarkowanych” zadeklarowało, że pracy nie rzuci nawet wygrywając kilka milionów w lotto. Statystykę zaniżają dopiero sceptycy. Wśród nich bez zarobkowej motywacji pracowałoby zaledwie 46,6 proc. ankietowanych.
Skoro więc jesteśmy skłonni pracować nawet nie mając nad sobą „bata”, jak musiałaby wyglądać marchewka?
Job crafting, czyli sam sobie zawieś marchewkę
Prawdopodobnie powinna mieć kształt, który moglibyśmy modyfikować w zależności od aktualnych potrzeb. Te już teraz układają się zupełnie inaczej niż choćby dekadę temu.
W 2006 roku, kiedy ARC Rynek i Opinia po raz pierwszy zapytało Polaków, jak rozumieją pojęcie „work-life balance”, wiedzieliśmy właściwie tylko tyle, że należy oddzielać życie osobiste od zawodowego . Dzisiaj dostrzegamy szerszy kontekst: chcemy, aby przełożeni respektowali nasze potrzeby.
Dodatkowo, coraz wyraźniej zaczynamy zdawać sobie sprawę, że „work-life balance” to tak naprawdę utopia, którą należy porzucić na rzecz mniej konserwatywnego „work-life blending”. „Coraz więcej osób jest zdania, że praca powinna być ważną sferą życia, ale nie powinna być oddzielona sztuczną barierą od pozostałych życiowych aktywności” - czytamy w komentarzu do badania.
Nasze zaangażowanie w pracę ma jednak cenę: chcemy mieć możliwość dostosowania panujących w niej warunków do naszych potrzeb i oczekiwań. Psychologowie pracy określają to zjawisko jako „job crafting”.
Job crafting to nie tylko poszukiwanie nowych wyzwań czy podnoszenie sobie zawodowej poprzeczki - to również możliwość realizacji celów i pasji, które z naszym profilem zawodowym są związane luźno, a czasem nawet w ogóle.
Pomaganie również rozwija
Coraz większa liczba zarówno pracowników, jak i pracodawców, zaczyna dostrzegać, że wpływ na jakość naszej pracy ma nie tylko rozwój zawodowy, ale również ten postrzegany w szerszym kontekście - ogólnoludzkim, czego przykładem jest rosnąca popularność wolontariatu pracowniczego.
Na świecie trend ten jest zauważalny już od kilku lat. W badaniu przeprowadzonym w 2011 roku przez Deloitte, 61 proc. millenialsów stwierdziło, że wybierając pomiędzy dwoma podobnymi stanowiskami w różnych firmach, czynnikiem decydującym byłaby możliwość uczestniczenia w wolontariacie pracowniczym.
Firmy prześcigają się więc w liczeniu pomocogodzin. W zeszłorocznym zestawieniu 10 firm o najlepszej CSR-owej reputacji magazynu Forbes na szczycie znalazło się Lego. Duński producent klocków prowadzi działania pomocowe w 20 krajach. W samym tylko 2016 roku setki zatrudnionych w firmie wolontariuszy zorganizowało ponad 180 wydarzeń w których wzięło udział ponad 100 tys. dzieci.
W pozabiznesowe pomaganie angażują się również polskie firmy. Przykładem może być LPP - właściciel takich marek odzieżowych jak Reserved czy Cropp. W ramach inicjatywy „LPP Team for Kids” 150 pracowników przejechało 70 tysięcy kilometrów na rowerach, hulajnogach czy deskorolkach. Dystans stał się w tym przypadku walutą: każdy kilometr akcji był wart 50 groszy. W efekcie udało się zebrać 35 tysięcy złotych, które przekazano Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznych oraz do Krakowskich Domów dla Dzieci.
Sport to zdrowie - pracownicze
Innym kierunkiem rozwoju wpisującym się w ideę job craftingu jest możliwość realizacji pasji sportowych. Siłownie i strefy fitness w piwnicach biurowców już właściwie nikogo nie dziwią. Bijący nieustannie licznik wykonywanych po pracy pompek czy brzuszków, działa jednak ku obopólnej korzyści - zarówno pracodawcy jak i pracownika.
Jak pokazały badania naukowców z Uniwersytetu Cornell, osoby, które w czasach szkolnych regularnie brały udział w zawodach sportowych, w dorosłym, zawodowym życiu przejawiają więcej inicjatywy, pewności siebie i zdolności przywódczych niż ci, którzy takich doświadczeń nie mieli. Sportowcy, zarówno indywidualni, jak i drużynowi, lepiej radzą sobie ze stresem oraz nie załamują się w obliczu porażki.
Nic więc dziwnego, że firmy intensywnie kibicują swoim pracownikom, sponsorując różnorodne aktywności. Sklasyfikowany jako numer jeden listy “najbardziej przyjaznych pracownikom miejsc” magazynu Forbes - Google, ma w swojej siedzibie kręgielnię oraz strefę do gry w bocce - włoską odmianę buli. Z kolei pracownicy konkurencyjnego Yahoo mogą przez cały rok za darmo uczyć się grać w golfa, trenować kickboxing czy jogę, a zimą - korzystać ze zniżek na karnety narciarskie i brać udział w wyprawach, z których najbardziej ekstremalną zafundowali sobie pracownicy oddziału kanadyjskiego. Tamtejsi informatycy dotarli na Biegun Południowy.
Polskie firmy wcale nie łapią w kwestii sportu zadyszki. Wręcz przeciwnie. Zarząd wspomnianej wcześniej firmy LPP w zeszłym roku podsumował, że na rozwój sportowych pasji swoich pracowników w 2017 roku przeznaczył ponad 250 tys. zł. Kwota ta trafiła do drużyny LLP Team złożonej ze 150 pasjonatów biegania, triatlonu i kolarstwa.
Z myślą o zdrowiu pracowników, ale i środowisku naturalnym spółka zakupiła do centrali i gdańskich oddziałów firmy służbowe rowery. Kilkanaście dwukołowców służy pracownikom m.in. do przemieszczania się na spotkania w odleglejszej części miasta.
Przestrzeń stymuluje kreatywność
W trakcie spaceru, na schodach, na kanapie, przy schludnie sprzątniętym biurku - pewnie też. To, w jakich okolicznościach przychodzą nam do głowy najlepsze pomysły, jest sprawą indywidualną, na którą nie mamy specjalnego wpływu. Dlatego też wymóg, aby praca przebiegała w atmosferze biurowej sterylności, ciszy i nabożnego skupienia powoli odchodzi do lamusa.
Trend ten jest szczególnie wyraźny w branżach technologicznych i kreatywnych, czyli wszędzie tam, gdzie każde innowacyjne rozwiązanie jest na wagę złota. Ten tok myślenia znajduje swoje odzwierciedlenie zarówno w wystroju wnętrza, jak i zasadach rządzących kulturą organizacyjną.
O ile bowiem łatwiej jest zaproponować szefowi nowe rozwiązanie, siedząc z nim w pokoju przypominającym domowy salon (AirBnb)?Albo podzielić się z kolegami z teamu swoją opinią na temat projektu jednocześnie grając szybki mecz w kosza (Google)? Czy planowanie listy zadań na kolejny dzień, nie będzie łatwiejsze, gdy zamiast schodzić schodami do wyjścia zjedziemy zjeżdżalnią (Lego)?
Z kolei nad projektami nowych kolekcji ubrań pracuje się z pewnością bardziej efektywnie, kiedy wzrok sprzed komputera można na chwilę przenieść nie tylko na białą, mało inspirującą ścianę, ale na przykład na stojące pośrodku przestronnego korytarza zielone, żywe drzewo. Właśnie z takiego założenia wyszli projektanci Fashion Lab - głównej siedziby LPP.
Ciasne sale byłego Gdańskiego Monopolu Tytoniowego ustąpiły miejsca otwartym przestrzeniom, w ramach których strefy pracy przenikają się ze strefami relaksu. Relaksu, którego dzisiejsi pracodawcy nie mylą już z lenistwem, ale traktują jak niezbędny czynnik napędzający kreatywność.
Czy samo rozumienie pojęcia „job crafting” wystarczy, aby do danej firmy CV lały się strumieniami? Niekoniecznie. Czy nowocześnie urządzone biuro, sauna i siłownia to wystarczające wabiki na utalentowanych pracowników? Zapewne nie, ale mimo wszystko warto w to inwestować dla pracowniczego szczęścia. Ono bez wątpienia jest nie do przecenienia.