Maria Konieczna, założycielka The Wrap Outwear.
Maria Konieczna, założycielka The Wrap Outwear. fot: Amanda Kubiak

Przez 20-kilka lat nie wiązała swojej przyszłości z branżą modową. Ba, uważała nawet zainteresowanie ciuchami za bardzo próżne zajęcie. W ciągu kilku lat, pracując po godzinach, Maria Konieczna wypromowała swoje kolekcje do tego stopnia, że dzisiaj zgłaszają się do niej znane magazyny – np. włoski Vogue.

REKLAMA
O jej płaszcze pyta co druga blogerka modowa, a w Berlinie pierwsza kolekcja zeszła na pniu. Historia Marii Koniecznej to właściwie opowieść o tym, jak przekuć swoje zainteresowania w poważny biznes, nie mając tak naprawdę nic, poza chęciami i talentem. Polka łącząc pracę zawodową na pełen etat z projektowaniem z impetem weszła do branży modowej, gdzie interesują się nią coraz poważniejsze tytuły.
Mało poważne zajęcie
– Urodziłam się w niewielkiej miejscowości w wielodzietnej rodzinie o tradycjach lekarskich. Z tego względu zawsze wydawało mi się, że w życiu można być prawnikiem albo lekarzem. Odpruwanie i przyszywanie rękawów wydawało mi się durne i mało poważne – wspomina w rozmowie z INNPoland.pl Maria.
Po przyjeździe do Warszawy, Polka szybko wpadła w sidła firm z obszaru promocji, marketingu i PR-u. Do świadomego zainteresowania ubraniami zaczęła się przekonywać dopiero po studiach. Początkowo chodziło jej tylko o uzupełnienie swojej garderoby. Nie stać mnie na płaszcze od Max Mara, zrobię sobie własne – pomyślała.
logo
Historia Marii Koniecznej to właściwie opowieść o tym, jak przekuć swoje zainteresowania w poważny biznes fot: Amanda Kubiak
Do pracy zabrała się praktycznie bez żadnego przygotowania. – Nie potrafiłam i wciąż nie potrafię szyć, nie mam żadnego wykształcenia w tym kierunku. Cała moja wiedza pochodzi z obserwacji. Chodząc po sklepach patrzyłam, w jaki sposób są zszyte podszewki, jak wszycie rękawa działa na sylwetkę. Po szwie jestem w stanie rozpoznać markę jeansów. Po za tym w ciuchach chodzi przede wszystkim o proporcje i wyczucie – opowiada.
Korzystając z pomocy profesjonalnych szwaczek, Maria zaczęła produkcję na swoje własne potrzeby. Z czasem jej szafa zaczęła jednak puchnąć w szwach – kobieta rozdawała swoje płaszcze znajomym, a jeden z nich trafił do jej koleżanki w Berlinie. Ta pochwaliła się zdobyczą swojej koleżance, która okazała się… właścicielką sklepu wielobranżowego z ubraniami.
– Nie mogła uwierzyć, kiedy usłyszała, że robię to tylko dla siebie. Tłumaczyła: „Przecież to powinno trafić do sprzedaży” – wspomina Maria.
Idąc za radą, Konieczna zaczęła przygotowywać swoją pierwszą profesjonalną kolekcję. Na początek – dość skromną, składającą się z trzech modeli. Łącznie 9 sztuk płaszczy, która sama określiła mianem wrapów. Dlaczego? Słowo wzięło się od kanapki zawiniętej w tortillę, znaną np. z sieci fast foodów. – Moimi płaszczami można się otulić, projektuje je zresztą tak, by miały jak najmniejszą liczbę szwów – tłumaczy projektantka.
logo
Stoisko The Wrap Outwear facebook.com/The Wrap Outwear
Coś, co miało być tylko hobby, nagle zaczęło nabierać konkretnych kształtów. Kolejne 8 miesięcy to intensywne prace nad kolekcją. - Wspierali mnie najbliżsi. Wojtek pomógł ułożyć myśli i projektował materiały promocyjne, Amanda budowała mi pierwsze lookbooki za darmo, Majki kręcił krótkie spoty, a Stryju pomagał założyć konto na FB - wspomina.
Pieniądze na materiały szły bezpośrednio z portfela Marii. A nie były to małe pieniądze, bo Polka nie wpycha do swoich ubrań poliestru, decydując się na wyższej jakości materiały - jak wełna.
– Szwaczka mieszkała 20 km ode mnie, a jeździłam do niej co chwilę. Odczuwałam to na swoje pracy, w pewnym momencie byłam już na skraju wyczerpania nerwowego. Ostatnie poprawki robiłam w dniu wysłania płaszczy do Niemiec – opowiada.
Jakie było więc jej zaskoczenie, gdy okazało się, że wszystkie ubrania zeszły w ciągu pierwszych dwóch miesięcy. – Cieszyłam się tylko przez chwilę. Potem usiadłam do excela i zauważyłam, że przez zbyt niską cenę koszty produkcji pokryły się z wartością sprzedaży. A do tego trzeba było przecież doliczyć jeszcze kuriera. Tak naprawdę musiałam do tego jeszcze dopłacić – wzdycha.
Towar sezonowy
Drugie podejście miało być zrobione bardziej z głową. Polka naprodukowała jeszcze więcej płaszczy, podniosła cenę i… sprzedaż stanęła. – Nie przewidziałam, że to towar sezonowy. W środku lata mało kto się nimi interesował – wspomina.
logo
Wrapy pojawiły się na włoskiej stronie Vogue'a, w „Twoim Stylu”, a za niedługo będzie je można zobaczyć również w "Glamour" fot: Amanda Kubiak
Po tym potknięciu Maria wpadła na inny pomysł. Postanowiła wziąć wolne w pracy na dwa tygodnie i zatrudniła się w butiku w centrum handlowym. Traf, rzecz jasna nieprzypadkowy, chciał, że stał on dokładnie naprzeciwko butiku, w którym wisiały jej wrapy.
– Przez kilka dni siedziałam i przez szybę obserwowałam swoje potencjalne klientki. Okazało się, że to kobiety po 30 roku życia, z gustem bardzo zbliżonym do mojego. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że idę dobrą drogą – mówi.
Po powrocie z Berlina, Konieczna miała już w głowie gotowy plan i założyła sklep internetowy "The Wrap Outwear". Wcześniej wróciła również z Warszawy do Łodzi, gdzie, jak mówi, ma na co dzień kontakt z bardziej artystycznym środowiskiem. Rzuciła też stałą pracę na rzecz freelance'u.
Zmiana otoczenia może jednak i rozwijała kreatywność, stworzyła jednak nowe problemy. – Widziałam tam fajnych ludzi, z fajnymi projektami, którzy nie mieli jednak tyle zaparcia co ja. Trochę się wtedy wstydziłam, tłumacząc, czemu moje płaszcze kosztują nawet po 400 euro. A marża naprawdę nie była wielka – potrzebowałam drogich materiałów, płaciłam podatki i korzystałam z pracy polskich szwaczek – wyjaśnia.
logo
Swoje płacze Polka określiła mianem wrapów. Dlaczego? Słowo wzięło się od kanapki zawiniętej w tortillę, znaną np. z sieci fast foodów fot: Amanda Kubiak
Sesja w włoskim Vogue'u
Upór jednak się opłacił. Po kilku latach modowej aktywności Konieczna zaczęła przebijać się do mainstreamu. Jej płaszcze pojawiły się na włoskiej stronie Vogue'a, w „Twoim Stylu”, a za niedługo będzie je można zobaczyć również w "Glamour". Rozmowy w sprawie dodatkowej promocji podjęła również platforma Shoowroom Polska – największa w Polsce sieć, skupiająca niezależnych projektantów i marki modowe.
- Plasują moje ciuchy w swoich sesjach wizerunkowych, promują w fizycznym showroomie, użyczają ubrań „influencerkom” do sesji - dopowiada Konieczna.
Wrapy trafiły także do offowych butików m.in. do sklepu Cloud Mine na Saskiej Kępie w Warszawie i piece of k8 we Wrocławiu.
Najlepsze jest jednak to, że mimo kolejnych sukcesów Konieczna wciąż zajmuje się realizowaniem projektów z zakresu marketingu. – Wstaje o 7.30, kończę pracę o 17. Nigdy tak naprawdę nie przestałam pracować w trybie „etatowym”. Czy kiedyś rzucę to wszystko i zajmę się wyłącznie projektowaniem? Trudno powiedzieć, ten projekt narodził się z przypadku, wciąż nie mogę do końca uwierzyć w to, co się dzieje – przyznaje.