
Od wielu lat w Polsce nie działa żadna fabryka prochu. Poprzedni rząd dał 55 mln fabryce w Pionkach, gdzie niegdyś był produkowany. Obecny twierdzi, że trzeba dorzucić do tego kolejne 400 mln i poczekać nawet 5 lat, by zakład wznowił działalność.
REKLAMA
Chodzi o proch nitrocelulozowy, który jest używany w wielu rodzajach amunicji, produkowanych w Polsce. Do tej pory kupujemy go za granicą i jeszcze przez kilka lat temu tak będzie. W efekcie polskie czołgi strzelają polską amunicją z niemieckim albo czeskim prochem.
Zakład w Pionkach próbował już reaktywować poprzedni rząd PO-PSL. Przyznał mu 55 mln złotych wsparcia. Po trzech latach rządów PiS wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz, pytany przez posłów PO o proch, powiedział, że przyznana suma została już skonsumowana. Jego zdaniem potrzeba kolejnych 400 milionów a uruchomienie produkcji potrwa od 3 do 5 lat.
Czemu tak długo i drogo?
Posłowie opozycji niespecjalnie wierzą w zapewnienia Skurkiewicza, przypominając inne słynne pozorowane inwestycje rządu, jak choćby położenie stępki pod nieistniejący prom czy wkopywanie słupków pod przekop Mierzei Wiślanej.
Posłowie opozycji niespecjalnie wierzą w zapewnienia Skurkiewicza, przypominając inne słynne pozorowane inwestycje rządu, jak choćby położenie stępki pod nieistniejący prom czy wkopywanie słupków pod przekop Mierzei Wiślanej.
Co ciekawe, produkcję prochu w Pionkach uruchomiono prawie 100 lat temu, fabryka jest więc niemal rówieśniczką świętowanej w tym roku rocznicy odzyskania niepodległości.
