– Twoja faktura nie została w pełni opłacona. Prosimy o dopłatę 1 zł lub Twój numer zostanie zablokowany – smsy o mniej więcej takiej treści dostaje w ostatnim czasie bardzo wielu Polaków. Za wiadomością, na którą natknął się każdy, komu zdarzyło się kiedyś nie opłacić rachunku, kryje się jednak kolejna próba internetowego oszustwa.
– Wygląda na to, że nie ma już dnia, aby Polacy nie otrzymywali SMS-ów z prośbą o dopłatę złotówki – pisze portal niebezpiecznik.pl, który opisuje cały proceder.
Zaczyna się od niepozornego smsu z nadawcą oznaczonym jako: „operator”. W treści pojawia się prośba o dopłacenie 1 zł. Pod spodem dostajemy link, który odsyła nas na stronę wyglądającą jak witryna PayU. Następnie fałszywa domena przekierowuje nas na stronę, która wyglądem przypomina stronę naszego banku.
Kolejne kroki również wyglądają dość standardowo. Podajemy dane dostępowe i dokonujemy przelewu, o który zostaliśmy poproszeni w wiadomości. W ramach autoryzacji przychodzi do nas sms z kodem. I zonk. Po wczytaniu okazuje się, że zamiast potwierdzić wysyłkę pieniędzy tak naprawdę dodajemy nowego odbiorcę zaufanego.
Dalszy scenariusz jest łatwy do przewidzenia. Oszuści mają już przecież nasze dane logowania i korzystając z dodania do listy „zaufanych odbiorców” szybko czyszczą nam konto. Ogranicza ich w tym momencie tylko dzienny limit wysokości przelewu.
Problemy ze ściganiem internetowych przestępców?
Jak twierdzi Adam Heartle, twórca Zaufanej Trzeciej Strony, utalentowany internetowy przestępca może zarobić nawet 100 tys. dziennie. Dla wielu taka pokusa zarobienia takich pieniędzy okazuje się nie do odparcia. Tymczasem polskie organy ścigania pozostają w sprawach internetowych oszustw dość bierne.
– Polski policjant rozliczany jest z wykrywalności, a nie z przyjętych zgłoszeń. Taki policjant na komisariacie, którego przełożony siedzi z kalkulatorem i liczy mu procenty wykrycia, zrobi wszystko, żeby zgłoszenia o internetowym oszustwie nie przyjąć, bo będzie wiedział, że to mu obniży statystykę – opowiadał Heartle.