Nie milkną echa tzw. taśm Kaczyńskiego. Jednym z ciekawszych wątków jest pozbycie się przez ludzi ze spółki Srebrna zabytku ze swojej działki. Zrobili to tak samo, jak zabierali się za budowę biurowca – od wymiany ludzi na kluczowych stanowiskach, by zmienić prawo na takie, jakie im odpowiada.
Działka na ul. Srebrnej
Październik 2016 roku był łaskawy dla Jakuba Lewickiego. Ten architekt i historyk sztuki otrzymał wtedy od prezydenta Dudy tytuł profesora. Powszechnie uważa się, że to nagroda za działania, które umożliwiły spółce Srebrna myślenie o inwestycji w biurowiec. A to nie koniec nagród, jakie spłynęły na profesora, jak pisze Wyborcza.pl.
Srebrna dostała od Fundacji Prasowej "Solidarność" kilka nieruchomości, w tym XIX-wieczne biura przy ul. Srebrnej 16. Była to pozostałość po zburzonej podczas wojny fabryce kotłów Borman i Szwede. Był to zabytek, ale skoro na ich miejscu miał powstać wieżowiec, trzeba było go pozbawić tego statusu.
Zabiegi zaczęły się jeszcze w 2014 roku. Wtedy Srebrna zamówiła ekspertyzę w firmie Archaios. To spółka prowadzona przez byłego wojewódzkiego konserwatora zabytków Piotra Głowacza i byłego wiceprezydenta Warszawy z SLD Ryszarda Miklińskiego. Specjalizuje się teoretycznie w konserwacji zabytków i usługami archeo. Zlecenie dostał Jakub Lewicki. Nie jest niespodzianką, iż postulował, by budynek wykreślić z rejestru zabytków.
Tak się stało i po zmianie władzy postawa Lewickiego została doceniona – wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipera mianował go wojewódzkim konserwatorem.
I Lewicki nie zawiódł, przyklepując wszystko, co "dobra zmiana" podsunęła mu do podpisania, szczególnie po tym, jak Sipera wyjmował kolejne kawałki Warszawy spod władzy stołecznego konserwatora zabytków. Bez problemu zgodził się choćby na budowę pomnika smoleńskiego pod Grobem Nieznanego Żołnierza.
Metoda "na PiS"
W skrócie: PiS wymienił wojewódzkiego konserwatora zabytków i odebrał część kompetencji miejskiemu, tylko po to, by postawić pomnik oraz wyburzyć budynek, któremu wcześniej specjalnie odebrano status zabytku.
Był to jeden z kroków do zbudowania tzw. K-Towers. Drugim miało być zdobycie władzy w Warszawie – dzięki temu budowa mogłaby ruszyć z kopyta. Na razie "wieżowiec pani Basi" nie ma wymaganych zezwoleń. Kluczowy jest fakt, że miasto dopuszcza w tym rejonie zabudowę o wysokości do 30 metrów. To zaś o wiele za mało jak na plany Srebrnej, bo ich budynek w zamyśle ma mieć aż 190 metrów.