Życie jest tym, czym je uczynimy. Ruch, który zyskuje coraz więcej entuzjastów na całym świecie
Dawid Wojtowicz
25 lutego 2019, 09:04·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 lutego 2019, 09:04
Życie jest tym, czym je uczynimy. Jak w grze obowiązują w nim zasady, a przecież każdą grę da się... zhakować. Można więc spróbować uczynić życie taką grą, jaką chcemy, żeby było. Owa filozofia myślenia stoi u podstaw rosnącego w siłę na całym świecie ruchu lifehackerów, których drugie imię to ultrazaradność.
Reklama.
Hakowanie kojarzy się z wirusami, włamaniami do komputerów i ściąganiem tajnych danych. W niektórych kręgach za tym słowem kryje się jednak stosowanie trików w celu ułatwiania sobie szeroko rozumianego życia. Tzw. lifehacking (z ang.: ''hakowanie życia'') szuka zawsze odpowiedzi na pytanie: ''Co można robić inaczej, żeby życie było lepsze?''.
Aby zwiększyć swoją produktywność, zaoszczędzając czas albo pieniądze, albo to i to, lifehacker sięga po rozmaite sztuczki (lifehacki). Niekiedy posiłkuje się przy tym najnowszymi technologiami, których rozwój napędza m.in. idea poprawy komfortu użytkowników w trakcie pracy czy relaksu – tu każda zmiana ma służyć wzrostowi efektywności.
Lifehackerzy zachowują się zresztą jak rasowi twórcy aplikacji mobilnych – tak jak oni cały czas szukają funkcjonalności usprawniających pracę apek, tak ci cały czas szukają nowych sposobów na życie, żeby było ono prostsze i przyjemniejsze. Życiowy haker nigdy nie spoczywa na laurach, a na problem patrzy przez pryzmat narzędzia, który go rozwiąże.
Zjawisko lifehackingu kwitnie w sieci. Internet jest bowiem kopalnią poradników, podpowiadających, jak poradzić sobie z kłopotliwą sytuacją, jak wykonać daną rzecz prościej, taniej, oszczędniej czy szybciej. Lifehackerzy tworzą specjalne serwisy internetowe lub kanały na portalu YouTube, aby w tej dziedzinie sztuki oświecać innych.
Fakt, że entuzjastów tego ruchu przybywa i przybywa wynika z fenomenu lifehacków. Triki, czyli porady, jakimi dzielą się lifehackerzy, są proste i ogólnodostępne. Oznacza to, że nie trzeba być krezusem, żeby móc z nich skorzystać np. zaopatrując się w drogie narzędzia. Ponadto lifehacki cieszą się popularnością, gdyż ich zastosowanie jest nieograniczone.
Kto chce działać nieszablonowo i chodzić na skróty, znajdzie praktyczne porady praktycznie w każdej sferze życia. W jaki wygodny sposób wysprzątać kuchnię? Jak niedrogimi dodatkami poprawić smak potraw? Co zrobić, żeby przyspieszyć pracę komputera? Jakie kroki podjąć, aby lepiej zorganizować sobie czas pracy? Każdy z tych życiowych ''programów'' został przez kogoś zhakowany, a jego ''kod'' upubliczniony.
Symbolicznym już przykładem lifehackingu jest czyszczenie kuchenki mikrofalowej. Lifehacker, zamiast zakupu specjalnego środka czyszczącego, wybierze bardziej ekonomiczne rozwiązanie w postaci mieszanki wody z sokiem z cytryny. Dlaczego? Bo podgrzewany w mikrofalówce napój wytworzy parę, która skutecznie rozpuści zgromadzony na ściankach tłuszcz i brud.
Sztuka hakowania życia polega też na umiejętności wyszukiwania ofert skrojonych w duchu minimalizmu – bez zbędnych czasochłonnych formalności, długich męczących regulaminów czy skomplikowanych zasad, których przestrzegania usługobiorca musi pilnować jak oka w głowie, aby nie być stratnym, zwłaszcza finansowo.
W tym aspekcie dobrym przykładem może być wybór konta bankowego opartego na prostych warunkach i niskich opłatach. Wiele rachunków osobistych ma tzw. ukryte koszty, które uderzają właściciela po kieszeni, a on/ona wiecznie zaganiany/a nawet nie zwraca na nie uwagi. Lifehacker woli więc poświęcić więcej czasu na przegląd ofert celem znalezienia najbardziej przejrzystego konta niż brać pierwszą z brzegu opcję i potem pluć sobie w brodę.
Z myślą o lifehackerach maksymalnie uproszczone konto osobiste wprowadził mBank. Nowe eKonto oferuje wiele bezpłatnych opcji (otwarcie, prowadzenie, wypłaty w bankomatach pow. 100 zł) przy minimalnym poziomie aktywności. W dłuższej perspektywie obsługa takiego rachunku przyniesie posiadaczowi oszczędność i czasu i pieniędzy.
Bo w lifehackingu nie chodzi o jednorazowe sztuczki, tylko o efekt kumulacji. Raz zaoszczędzone w ciągu dnia 10 minut wygeneruje w perspektywie tygodnia godzinę więcej w naszym grafiku. Zaoszczędzone 7 zł w miesiącu przełoży się w rozliczeniu na cały rok na oszczędność w wysokości 84 zł. To malutkie zyski, ale świetnie ilustrujące potencjał takiej gospodarności.
Nie wolno jednak mylić lifehackingu z kombinatorstwem. Wpraszanie się na imprezy w stroju kucharza, symulowanie choroby w celach urlopowych, wyzyskiwanie pracowników w ramach ''optymalizacji'' kosztów... to nie lifehacking, a co najwyżej lifecracking. W końcu rzecz w tym, żeby ułatwiać sobie życie, nie utrudniając go innym.