Na nasz rynek trafiły nowe słuchawki dla graczy - HyperX Cloud MIX. Jak dla graczy, to wiadomo – niezła jakość, kiepski design i wysoka cena. Ale to akurat jedne z niewielu słuchawek, które znakomicie sprawdzają się niemal w każdej sytuacji. Warto zwrócić na nie uwagę nawet wtedy, gdy ostatnią grą, w którą grałeś, był Wolfenstein na archaicznym pececie.
Niech was nie zwiedzie marka HyperX. To linia sprzętów dla graczy, produkowana przez firmę Kingston. W tym środowisku znana i ceniona, ale widać, że HyperX wkracza w nowe rejony. Może nie jest to stuprocentową zasadą, ale dość często sprzęt dla komputerowych graczy jest po prostu krzykliwy. Logo większe i na środek, podświetlenie, migotanie przedsionków, feeria barw. Na tym tle Cloud Mix są wręcz dostojne. Logo jest spore, ale o wodotryskach nie ma tu mowy.
Czemu te słuchawki są fajne?
Bo są niesamowicie wielofunkcyjne. Zakładasz HyperX-y na głowę, podpinasz na kablu do komputera, tabletu, wieży czy dowolnego źródła i możesz cieszyć się naprawdę świetnym dźwiękiem.
Ten model nie jest może ultralekki, ale głowy nie urywa, nic nie przeszkadza w ich użytkowaniu. Konstrukcja jest solidna, wytrzymała, bardzo dobrze wykończona. Po spędzeniu w nich kilku godzin mamy nieco przyklapniętą fryzurę, ale uszy nie powinny nikogo boleć. Na kablu jest pilot do regulowania głośności i wyłączania mikrofonu.
Druga sprawa to łączność bezprzewodowa. Bluetooth 4.2 pozwala połączyć je choćby z komputerem albo smartfonem. Wbudowany mikrofon pozwala na prowadzenie rozmów. Ale to nie wszystko – Cloud Mix mają dodatkowy dołączany mikrofon na elastycznym pałąku. Jest świetny. Tłumi szumy i sprawia, że rozmów nic nie zakłóca.
Owszem, sprawdzi się to podczas gier, ale jeszcze lepiej podczas długich rozmów przez telefon. Świetny dźwięk dla obu stron, łączność bezprzewodowa, a na dodatek - wolne ręce. Przyłapałem się na tym, że planując nieco dłuższą rozmowę odruchowo sięgam najpierw po te słuchawki, a nie smartfona.
Gracz też człowiek
Ten model sprawdzi się więc świetnie jako słuchawki do pracy, autobusu, na dłuższą podróż i gdziekolwiek sobie zamarzymy. Sterowanie głośnością i ich pracą jest łatwe i intuicyjne, już po chwili każdy wie, gdzie ma jaki przycisk. Aha – nie ma tu sytuacji znanej z wielu innych produktów, gdy wcisnęliśmy jakiś przycisk i czekamy, aż coś się zadzieje. Nawet klawisz do włączania asystenta Google i przełączania utworów działa błyskawicznie. Nie wiem, czy to dobre określenie, ale te słuchawki są po prostu szybkie.
Obrazu całości dopełniają bardzo porządne baterie, teoretycznie i praktycznie wystarczające na 20 godzin pracy. To po prostu słuchawki do wszystkiego, charakteryzujące się bardzo dobrym, świetnie odwzorowanym dźwiękiem. Nie bez przyczyny dorobiły się certyfikatu Hi-Res Audio.
Oczywiście, nie są to słuchawki dla audiofilów, ale nikt nawet nie udaje, że zadowolenie tej grupy było celem projektantów.
Mają minusy?
Stara prawda mówi, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. W przypadku HyperX-ów można jedynie na siłę przyczepić się do tego, że nie nadają się zbytnio do uprawiania sportu. To zamknięta, wokółuszna konstrukcja, więc ucho bardzo szybko się poci.
Nie mają też żadnej możliwości złożenia, więc zajmują sporo miejsca w torbie czy plecaku. Są osoby, którym to może przeszkadzać, więc warto uprzedzić.
To są w zasadzie drobiazgi. Największym minusem tego modelu jest niestety cena. To bodaj najdroższe słuchawki w ofercie Kingstona, wycenione w Polsce na 849 złotych. Na Zachodzie sprzedawane są po 199 dolarów. To niestety dużo. Oczywiście Bose czy Sony za swoje produkty z funkcją noise cancelling żądają sporo więcej, ale mają też bardziej znane marki i oferują nieco więcej. Mimo wszystko HyperX-y są bardzo ciekawą propozycją.