4 marca policja ujęła mężczyznę, który próbował terroryzować prezydentów polskich miast, wysyłając im groźby śmierci i naboje do karabinu. Dopiero dziś, 7 marca, taka przesyłka dotarła też do Roberta Biedronia. Wygląda na to, że zidentyfikowanie i zatrzymanie terrorysty poszło szybciej, niż dostarczenie listu przez Pocztę.
"Zagrajmy w grę. Masz 7 dni na ogłoszenie swojej dymisji. W przeciwnym razie ostatni raz widzisz rodzinę. (…) Co wybierasz? Życie czy śmierć" – taką wiadomość otrzymał na przełomie lutego i marca prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.
Groźby dostali także między innymi Lech Wałęsa, prezydent Łodzi Hanna Zdanowska, prezydent Kielc Bogdan Wenta i prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc. Przesyłki do 10 prezydentów miast i byłego prezydenta RP były takie same. W każdej znajdowała się łuska z karabinu maszynowego i nabój – bez prochu.
Sprawcą okazał się 28-letni mieszkaniec Krakowa. Zatrzymano go w Warszawie, wszystkie listy wysyłał z tej samej poczty w Nowej Hucie. Przyznał się policji do zarzucanych mu czynów.
Okazuje się jednak, że z liczbą wysłanych przez niego gróźb należy poczekać, aż z przesyłkami upora się Poczta Polska. Dziś, trzy dni po zatrzymaniu sprawcy, identyczną przesyłkę z pogróżkami i nabojem do karabinu dostał Robert Biedroń. Lider Wiosny właśnie poinformował o tym na Facebooku.
Wygląda na to, że przesyłek może być więcej. Zadanie polegające na przesłaniu listu z punktu A do punktu B okazuje się bardziej czasochłonne, niż zbadanie dowodów, zidentyfikowanie sprawcy i jego zatrzymanie oraz przesłuchanie.