Zatrzymanie Zbigniewa Paszkowicza, byłego prezesa Lotosu pod zarzutem wyrządzenia szkody w mieniu spółki było nielegalne. Tak uznał sąd, który zresztą już wcześniej zwrócił mu wolność. To już kolejny z całej plejady menedżerów państwowych spółek, który wyszedł z aresztu po głośnym zatrzymaniu przez służby. Za kratami pozostali tylko ci, którzy pracowali dla "dobrej zmiany".
Zbigniew Paszkowicz trafił do aresztu 27 lutego. Zatrzymania dokonali funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zleciła im to gdańska prokuratura regionalna. Sąd dość szybko uznał, że nie ma potrzeby trzymania Paszkowicza w areszcie i uznał, że powinien on czekać na ewentualny proces na wolności.
Teraz były prezes Lotosu poinformował, że po jego zażaleniu sąd uznał zatrzymanie za nielegalne oraz uchylił wszystkie środki zapobiegawcze postanowione przez prokuraturę. Chodzi m.in. o dozór policyjny, zakaz opuszczania kraju i poręczenie majątkowego w wysokości 1 mln zł – informuje portal Trójmiasto.pl. Decyzja sądu jest prawomocna.
Zarzuty miały być mocne
Prokuratura zatrzymała b. prezesa pod zarzutem "niedopełnienia obowiązków w trakcie realizacji inwestycji dotyczącej wykorzystania jednego ze złóż ropy naftowej oraz przebudowy platformy wiertniczej Petrobaltic, czego skutkiem było wyrządzenie w mieniu tej spółki szkody w wielkich rozmiarach, w wysokości nie mniejszej niż 47 mln zł".
Jak przypomina PB.pl, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Gdańsku Maciej Załęski tłumaczył wówczas, że postawione zatrzymanym osobom zarzuty grożą karą do 10 lat więzienia.
Paszkowicz to kolejny z byłych menedżerów i urzędników, których aresztowania i trzymanie za kratami było co najmniej niepotrzebne. W aresztach pozostali praktycznie tylko ci, którzy piastowali swoje stanowiska już za czasów rządów PiS.