O tym pubie było głośno w całej Polsce. Właściciel ogłosił, że nie będzie obsługiwał "bandytów z domiaru niesprawiedliwości" (sędziów, prokuratorów, kuratorów) i "wszelkich komunistów" (multikulti, multisex, zielonych, genderowców). Dziś na jego ścianie wisi baner z informacją o wynajmie.
Informację, że miejsce, w którym do tej pory mieścił się pub podała "Gazeta Wyborcza". O miejscu zrobiło się głośno kilka lat temu, kiedy na jednej ze ścian lokalu pojawiła się informacja, że nie jest to miejsce gościnne dla wszystkich klientów.
Gdy zainteresowała się tym radna PO, została dopisana do listy. Po dwuletniej walce, sprawą w końcu sprawą zajęła się prokuratura. Ta zakwalifikowała sprawę jako wykroczenie i przekazała policji.
Policja nie znalazła jednak podstaw do działania. Problem polegał bowiem na tym, że właściciel ma prawo napisać sobie, cokolwiek mu się podoba. Dopiero kiedy policja miałaby dowód, że ktokolwiek nie został obsłużony bezprawnie, mogłaby podjąć działania.
Zarzuty bez potwierdzenia
Właściciel zapewniał, że osoby wymienione na liście nie zostaną obsłużone, jednak nie udało się znaleźć nikogo, kogo rzeczywiście spotkała taka sytuacja. Właściciel regularnie opłacał czynsz, więc w jego sprawie nie interweniowała spółdzielnia, od której wynajmował budynek.
Od pewnego czasu jednak, na ścianie lokalu wisi baner, informujący o możliwości wynajęcia lokalu. Na stronie internetowej spółdzielni także pojawiła się informacja, że 17 kwietnia odbędzie się ustny przetarg na wynajem rzeczonego lokalu.
"Wyborcza" próbowała się skontaktować z właścicielem, jednak nie udało się potwierdzić, że kończy on działalność. Również właściciele spółdzielni nie komentują sprawy. Jedyne co wiadomo, to fakt, że właściciel regularnie opłacał rachunki oraz to on zdecydował się na rozwiązanie umowy.