Największy problem po wojskowej defiladzie w Katowicach to rozjeżdżone przez ciężki sprzęt krawężniki oraz zniszczona przez widzów zieleń, łącznie z systemami nawadniającymi. Miasto nie zażąda pieniędzy od MON, ale inne instytucje mogą to zrobić.
Zniszczone są również znaki drogowe i tablice - część osób, które przyszły oglądać wojskową defiladę z okazji Święta Wojska Polskiego wspinała się na nie, by lepiej widzieć żołnierzy. Byli i tacy, którzy dokonali abordażu dużych zielonych tablic pokazujących kierunek jazdy.
Przez katowickie ulice przetoczyło się ok. 190 ciężkich maszyn wojskowych. Część z nich zniszczyła krawężniki - te są już ponoć wymieniane na nowe. Najbardziej ucierpiała jednak roślinność.
Najbardziej ucierpiała skarpa pomiędzy Muzeum Śląskim i al. Roździeńskiego. Tysiące ludzi zadeptały rosnące tam rośliny. Uszkodzone są też umocnienia skarpy i system nawadniania – pisze portal Katowice24.info. Miasto nie będzie występowało o zwrot kosztów jej rekultywacji do Ministerstwa Obrony Narodowej.
Wiadomo, że ucierpiała też zieleń przy Muzeum Śląskim. Rachunek za jej naprawę sięgnie 120 tysięcy złotych. Niewykluczone, że Muzeum wyśle go do MON. Kwota jest spora, bo widzowie - których przybyło łącznie ok. 200 tysięcy - nie tylko zniszczyli rośliny, ale też system nawadniania. Wyrwane zostały też plastikowe elementy, które podtrzymują ziemię na skarpie.
Defilada czy wyborczy piknik?
Jeszcze przed defiladą, miasto wycięło część krzewów rosnących w pasie zieleni na al. Roździeńskiego. Urząd nie zgodził się za to na demontaż ekranów akustycznych, co byłoby nie tylko kosztowne, ale też doprowadziłoby do zniszczenia porastającej je roślinności - przypomina portal Katowice24.info.
Defilada z okazji Święta Wojska Polskiego była dotąd organizowana w stolicy. Nic dziwnego, wszak tego dnia obchodzimy rocznicę Bitwy Warszawskiej. W tym roku rządzący przenieśli defiladę do Katowic. Okazało się, że wielu mieszkańców województwa nie mogło dojechać pociągiem na uroczystości.