Jeśli spodziewaliście się, że po wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej bankierzy będą masowo ewakuować się z Polski, by uciekać przed bankructwem – myliliście się. Z drugiej jednak strony można spodziewać się zawirowania na giełdach i rynku walutowym. Na to czekają właśnie wytrawni gracze, którzy wiedzą, że wyrok TSUE zmieni na razie niewiele i na pewno nie w ekspresowym tempie.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, iż w zawartych w Polsce umowach kredytu indeksowanego do waluty obcej, nieuczciwe warunki umowy dotyczące różnic kursowych nie mogą być zastąpione przepisami ogólnymi polskiego prawa cywilnego.
Jeśli frankowicze otwierają szampana, to jest to zdecydowanie przedwczesne. Wyrok TSUE na razie niewiele zmienia. Po pierwsze – w Polsce jest aktywnych około 450 tysięcy kredytów tzw. frankowych. Opiewają one na sumę 110-120 miliardów złotych. Ale frankowiczów, którzy walczą dziś w sądach jest stosunkowo niewielu - mowa o 8-10 tysiącach osób. Według danych Związku Banków Polskich problemy z kredytami zgłasza jedynie 2 proc. kredytobiorców.
Oczywiście nie znaczy to, że reszta jest zadowolona ze wzrostu kursu franka szwajcarskiego. Ale wielu z nich nie ma na co narzekać, bo niski kurs franka kilka - kilkanaście lat temu sprawił, że i tak nieźle na tym wyszli.
Po drugie – wyrok TSUE dotyczy tylko jednej konkretnej sprawy. I o tym samym mówił wcześniej rzecznik Trybunału, choć wiele osób wzięło jego słowa za naprawdę dobrą monetę dla frankowiczów.
– Już kilka dni temu rzecznik TSUE stwierdził, bardzo zresztą logicznie, że jeśli jakaś klauzula w umowie - tu chodzi o klauzulę indeksacyjną - jest niedozwolona (takie klauzule nazywa się abuzywnymi), to należy ją z tej umowy usunąć. Ale dodał też, że to do sądu krajowego należy ocena, czy taka umowa dalej może istnieć. I tu jest clou sprawy. Rzecznik wypowiedział się więc po prostu o konsekwencjach, jakie czekają nas gdyby te klauzule zostały uznane za niedozwolone – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl dr Piotr Zegadło, ekspert w dziedzinie finansów z Akademii Leona Koźmińskiego.
– Trybunał zrobił nam jednak sporą niespodziankę. W tekście, który nie jest jeszcze pełnym orzeczeniem, znajduje się zapis wskazujący na to, że polskie sądy prawdopodobnie powinny unieważniać umowy kredytowe, jakimi zajmował się TSUE. Pierwotnie rzecznik TSUE mówił o tym, że model postępowania mógłby wyglądać tak: usuwamy klauzulę abuzywną, zostaje nam umowa w złotych oprocentowana szwajcarskim LIBOR-em. Oczywiście w jego opinii był zapis, że do polskiego sądu należy decyzja, czy taka umowa może być ważna. Teraz jednak w dokumencie wydanym przez TSUE czytamy, że "taka zmiana wydaje się niemożliwa w prawie polskim". Dalej sędziowie piszą o tym, że dyrektywa unijna "nie stoi na przeszkodzie unieważnienia spornej umowy przez polski sąd" – mówi nam dr Zegadło.
– Trybunał zaleca więc kształtowanie linii orzeczniczej w taki sposób, by unieważniać umowy zawierające klauzule indeksacyjne uznane za abuzywne. A w Polsce dopiero w lipcu tego roku mieliśmy do czynienia z prawomocnym wyrokiem sądu orzekającym unieważnienie umowy. Do tej pory toczą się spory, jak w takim przypadku postępować i jak to wszystko rozliczać – przypomina ekspert.
Sprawa państwa Dziubaków Unijny trybunał zajął się sprawą kredytów "frankowych" przez pytania wysłane przez polski sąd. W całej sprawie chodzi o kredyt państwa Dziubaków. Zaciągnęli go w 2008 roku a jego wysokość była indeksowana do franka szwajcarskiego. Zasady indeksowania ustalono w regulaminie towarzyszącym umowie kredytowej.
Bank przeliczał saldo zadłużenia oraz raty na podstawie kursu określonego w wewnętrznej tabeli. Kredytobiorcy kilka lat po zaciągnięciu kredytu zwrócili się do Sądu Okręgowego w Warszawie o unieważnienie całej umowy. Podstawą było twierdzenie o niedozwolonym charakterze fragmentów umowy, dających bankowi możliwość jednostronnego kształtowania przeliczników.
Sprawa nie dotyczy wszystkich frankowiczów
Dr Piotr Zegadło zwraca uwagę na fakt, że wyrok TSUE dotyczy tylko jednej konkretnej sprawy – chodzi o kredyty indeksowane we frankach szwajcarskich. Tymczasem modeli udzielania tychże było przynajmniej kilka – na przykład kredyty udzielane i spłacane bezpośrednio we frankach albo denominowane w tej walucie. Co z pozostałymi? O nich również będzie musiał się wypowiedzieć polski sąd.
– Ciężar wnioskowania w tych trudnych i skomplikowanych sprawach pozostaje na polskich sądach. Tu mamy przynajmniej jedną dodatkową komplikację. W tej chwili nie wiadomo, czym tę klauzulę zastąpić. Nie można tu zastosować tzw. kreatywnej interwencji, czyli wpisać jakiegoś rozwiązania opartego na ogólnych zasadach współżycia społecznego. To musi być propozycja bardzo konkretnego rozwiązania bazującego na polskim prawie, które nie naruszy interesów konsumenta – takie są ogólne zasady, ale sposób ich realizacji będzie spoczywał na barkach sądu krajowego, który nie bardzo ma się na czym oprzeć – przypomina Piotr Zegadło.
Po trzecie – na dziś nic się nie zmienia. Sprawy przed polskimi sądami potrwają jeszcze wiele lat.
– To do sądu krajowego należy ocena, czy dana umowa przestaje obowiązywać. Sąd musi się wypowiedzieć, czy usunięcie tej klauzuli powoduje wypowiedzenie umowy, czy możemy np. stosować w takim razie zasady kredytu złotowego oprocentowanego LIBOR-em – mówi nam Zegadło.
Jego zdaniem dzisiejszy wyrok może być zachętą dla kredytobiorców, by korzystać z drogi sądowej i walczyć o pewne ułatwienia w spłacie kredytu. Wiceszefowa Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu stwierdziła wręcz, że teraz banki czeka "tsunami sądowe".
– To się wiąże z olbrzymim obciążeniem dla naszego sądownictwa. Możemy się spodziewać lawiny spraw. Będzie musiało dojść do tego, że w sprawie wypowie się Sąd Najwyższy, bo natłok spraw, wyroków, apelacji i kasacji będzie olbrzymi. Dodatkową trudnością jest fakt, że każda sprawa jest indywidualna, jest inny moment zawarcia umowy, inne warunki, sposób ustalania kursu etc. I to dla sektora bankowego jest ułatwieniem – komentuje Piotr Zegadło.
– Proszę zauważyć, że gdyby wyrok TSUE był rozstrzygający i wiążący dla polskich sądów, bez możliwości interpretacji, skutkowałby natychmiastowym "przewalutowaniem" kredytów frankowych do złotowych i banki musiałyby natychmiast wycenić ponownie te kredyty. W ten sposób zanotowałyby olbrzymie straty w krótkim czasie. Jednak wydaje się, że wszystko będzie się rozgrywało podczas indywidualnych procesów, rozłożonych w czasie. Ewentualne straty będą więc rozciągnięte, co dla całego sektora bankowego będzie korzystne – dodaje.
Dziś najwięcej frankowych kredytów ma PKO BP (22,1 mld zł), Millennium (15 mld zł), mBank (14,8 mld zł) i Getin Noble Bank (9,4 mld zł). Największy problem może mieć ostatni z nich, bo w całym portfelu kredytowym Getina należności we frankach mają 23 proc. udziału. Dla porównania, w PKO BP to niecałe 12 proc.