NAUKA

Faceci mają u nich bana. Oto niesamowity projekt studentek z Politechniki

Nie narzekają, że dziewczyny mają trudniej, nie mówią, że są dyskryminowane, tylko działają! Z chłopakami chcą rywalizować jak równy z równym. Właśnie pracują na projektem elektrokonwersji gokarta spalinowego, czyli mówiąc prościej: przerabiają jego napęd ze spalinowego na elektryczny. W maju pojadą nim na międzyuczelnianych zawodach we Francji.
W zakamarkach Politechniki Warszawskiej, w warsztacie, w Międzynarodowy Dzień Kobiet i Dziewcząt w Nauce rozmawiałam z Dominiką Jarosz z Politechniki Warszawskiej o tym, jak to jest być dziewczyną na politechnice, dlaczego Koło Naukowe Elektra, któremu przewodniczy, jest tylko dla dziewczyn i jak wygląda praca nad elektrycznym gokartem. 

Baby w warsztacie

Macie tu niezły bałagan, wszystko w częściach. Zdążycie go złożyć?
Musimy. W maju jedziemy na międzyuczelniane zawody do Francji. W trakcie prac wychodzą jeszcze jakieś drobne elementy, które trzeba kupić. Zamawiamy na bieżąco i składamy. Tak naprawdę to już jest tylko kwestia montażu wszystkiego.
Pojedziecie tym gokartem?
(śmiech) Nie, przetransportujemy go wynajętym busem.
Skąd się wziął ten pomysł?
Gokart przyjechał do nas sam. Pewien pan skontaktował się z opiekunem naszego koła i powiedział, że ma do oddania stary gokart spalinowy i czy nie chcielibyśmy coś z nim zrobić.
Zwykły przypadek?
Tak. Miał do nas przywędrować ze sponsorem. Na początku plan był taki, że dostajemy gokart, finansowanie na niego i nie musimy się o nic martwić – możemy się bawić i działać przy innowacjach. Wersja idealna! Niestety, sponsor się wycofał i musiałyśmy znaleźć inne źródło finansowania.

Ile kosztuje taka zabawa?
Całość projektu wyniesie około 20 tys. zł. Dużo kosztów tak naprawdę zredukowałyśmy. Bazujemy na starym gokarcie, który dostałyśmy. Została cała rama. Niestety, nie jest tak, że pieniądze idą tylko na elektrokonwersję. Musimy też wymienić bardzo dużo części, które się po prostu zużyły.
A to sam gokart, kolejne kilka tys. to wyjazd na zawody. Właśnie znalazłyśmy sponsora, żeby kupić kombinezony i koszulki na tę okazję, jednak sfinansowanie wyjazdu na zawody to dalej niewiadoma.
Do kogo się idzie po takie pieniądze?
W kole mamy dwie osoby, które zajmują się kontaktem z partnerami, pozyskiwaniem funduszy od firm zewnętrznych oraz różnych współpracy, szkoleń. Jeśli chodzi o dofinansowania z uczelni – to tutaj mamy pewne ograniczenia.
Jest pewna pula na projekty do podziału między wszystkie koła na Politechnice, jednak pozyskanie jakichkolwiek funduszy z uczelni jest problematyczne.
Co było najtrudniejszym elementem w tej układance?
Hmmm… Trudno powiedzieć, na pewno dużo czasu i energii kosztowało nas znalezienie sponsora projektu. To bardzo demotywujące, gdy są pomysły, wszystko jest już zaplanowane, ale brakuje środków na finalizację projektu.
Kolejnym etapem, który wymagał dużego zaangażowania, był zakup wszystkich niezbędnych elementów. 
„Każda najdrobniejsza śrubka, konektor czy przewody muszą mieć odpowiednie parametry, trzeba to wyszukać, zamówić i czekać na dostawę. Już dawno nie odbierałam tylu paczek co w minionych miesiącach”.

Kobiecy pierwiastek projektu

Mój wzrok przyciąga ten lśniący, różowofioletowy element.
Tak, to obudowa gokarta.
Wykonałyście ją same?
Tak. Formę wdrukowałyśmy w drukarce 3D, następnie laminowałyśmy ją przy użyciu włókna szklanego i żywicy epoksydowej. Na końcu powierzchnia została wyrównana szpachlą i polakierowana, tak, jak w przypadku kompozytowych elementów karoserii samochodowej.
Kształt zaprojektowała jedna z dziewczyn na swoją inżynierkę, bo część zadań w kole realizuje się właśnie w ramach prac dyplomowych.
A ten dziewczyński kolor coś znaczy? Razem podjęłyście te decyzję?
Było o niego trochę sporów. Każda chciała przepchnąć swój kolor. Początkowo był plan, że będzie różowy, na co wszystkie przystałyśmy. Uznałyśmy, że to fajnie, bo żeńskie koło i warto to podkreślić.
Później pojawiło się trochę innych głosów. Projektantka chciała, żeby był czerwony, kolejna dziewczyna widziała go w czerni... Ostatecznie został w kolorze różowo-fioletowym.

Ban na mężczyzn to nie dyskryminacja

Wasze koło liczy obecnie 15 osób i są to same kobiety. Rozumiem, że bycie dziewczyną to warunek konieczny przystąpienia do koła?
Tak, i bycie studentem Politechniki Warszawskiej.
Dlaczego właściwie tylko żeńskie?
Koło powstało przede wszystkim po to, żeby motywować dziewczyny do działania, robienia czegoś poza samym studiowaniem. Na studiach przez 2,5 roku jest prawie sama teoria. Praca w kole pozawala zdobyć praktyczne umiejętności.
Mamy co prawda laboratoria, jednak przekazują zupełnie inną wiedzą. W kole uczymy się takiej myśli inżynierskiej. Podejścia do pewnych rozwiązań. Tu szukamy czegoś nowego, laboratoria skupiają się raczej na tych utartych schematach, które często nie są już nawet nigdzie stosowane.
Koło uczy też samodzielności, bo te laboratoria to często jest jakaś instrukcja, jakieś konkretne parametry do zbadania, do wyliczenia, a tu musimy same myśleć o tym, jak to wszystko poskładać, jak dobrać i dopasować.
Nie dałoby się tego zrobić w męsko-damskim kole?
Byłoby trudniej, bo dziewczyny mają często taką blokadę. Panuje trochę taki strach, obawa przed pracą przy takich technicznych rzeczach. Myślą, że faceci lepiej takie rzeczy ogarniają, a one by tylko przeszkadzały.
Wiem i z własnego doświadczenia, i jako przewodniczą, która zajmuje się rekrutacją, że bardzo trudno pozyskać do koła dziewczyny z pierwszego roku, bo one myślą, że jeszcze nic nie umieją.

Przecież macie tę samą wiedzę?
Wszystko zależy tak naprawdę od tego, ile w przeszłości robiło się rzeczy technicznych. I może faktycznie częściej faceci są zaciągani przez ojców do warsztatów. Ola jest w sumie dość świeżym członkiem. Przyszła dopiero w tym roku, czyli na swoim trzecim, a i tak miała poczucie, że przy reszcie nic nie będzie umiała.
Warsztat, w którym jesteśmy, dzielicie z facetami. Kibicują wam czy wręcz przeciwnie?
Raczej kibicują. Może czasem pojawia się jakieś niedowierzanie, ale to dlatego, że jest duży projekt, który trudno byłoby zrealizować nie tylko w żeńskim kole, lecz w ogóle. Jest taka trochę niepewność, czy to się na pewno uda.
Dlatego czasem żartobliwie pytają: „Czy ten gokart naprawdę pojedzie?”. Nie spotkałam się jednak z niczym nieprzyjemnym.
Rywalizujecie?
Raczej nie, zobaczymy, jak będzie na zawodach. Czasami oni coś u nas podpatrzą, czasami my u nich. Tak było z obudową. Kiedy ją wykonałyśmy i efekt był zadowalający, od razu zapytali, jak to zrobiłyśmy.

Jest taki stereotyp, że dziewczynom na politechnice jest za trudno. Czy wy też się z nim mierzyłyście?
Myślę, że to się już zmienia i nasze pokolenie już tego tak nie odczuwa. Aczkolwiek znam kilka takich historii. Jak byłam na praktykach, to jedna z pań robiła właśnie podyplomówkę na PW i była jedyną kobietą w grupie. Prowadzący cały czas pytał się jej, czy na pewno pani wszystko rozumie. Mimo że ona była już po inżynierskich studiach, a na sali było też sporo mężczyzn, którzy byli np. po ekonomicznych studiach.
Kobiety są chyba bardziej konsekwentne w realizacji swoich postanowień i choć znacznie więcej jest mężczyzn na politechnice, to procentowo studia kończy więcej kobiet?
Jak szłam na politechnikę, to przeliczyłam wszystko (śmiech). Byłam totalnie nieświadoma, że to jest taki „typowo męski” kierunek. Na 230 przyjętych na studia było 30 studentek. Na drugim roku zostało ok. 170 osób, w tym 29 dziewczyn.
Faktycznie, wydaje mi się, że kobiety są bardziej konsekwentne, jeśli już się zawezmą i wytrwają.

Izabela Wojtaś
Maciej Stanik





Autorzy artykułu:

Izabela Wojtaś