
Reklama.
Jak pisze poniedziałkowa "Rzeczpospolita", dyrektorzy szpitali mają gigantyczne problemy z obsadą dyżurów. Tylko w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie ok. 100 pielęgniarek i 60 lekarzy złożyło zaświadczenia o opiece nad dziećmi. Oznacza to, że w ciągu najbliższych 2 tygodni na pewno nie pojawią się w pracy.
Najgorzej jest w najbardziej sfeminizowanych zawodach: brakuje pielęgniarek, diagnostów laboratoryjnych czy farmaceutów. Gazeta cytuje m.in. wypowiedź kierowniczki jednej ze stołecznych aptek sieciowych, która codziennie sama musi odbywać 12-godzinne zmiany, ponieważ wszystkie jej pracownice poszły na zasiłek.
Oprócz tego, jak zauważa "Rz", dla części pracowników służby zdrowia zwolnienie to równocześnie kwestia ochrony własnego zdrowia. I nie ma się tutaj czemu dziwić, w końcu "zapas masek, gogli i kombinezonów ochronnych w wielu placówkach istnieje wyłącznie na papierze".
Zasiłek opiekuńczy
Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się koronawirusa w ubiegłym zamknięto szkoły. Dla wielu rodziców okazało się to nie lada problemem, ponieważ aby zaopiekować się swoimi dziećmi, część jest zmuszona wziąć wolne w pracy.Z tego powodu rząd w specustawie dotyczącej koronawirusa przewidział specjalny, 14-dniowy zasiłek opiekuńczy dla rodziców dzieci do lat ośmiu. Jak informuje ZUS, dodatkowy zasiłek opiekuńczy nie wlicza się do limitu 60 dni pobierania zasiłku opiekuńczego w roku kalendarzowym. Dodatkowy zasiłek przysługuje łącznie obojgu rodzicom w wymiarze do 14 dni, niezależnie od liczby dzieci wymagających opieki w związku z zamknięciem placówki z powodu wirusa.
Początkowo minister rozwoju Jadwiga Emilewicz zapowiadała, że granica wiekowa zasiłku ulegnie zmianie i obejmie on również dzieci do 12 roku życia. Jednak po konsultacjach rządowych okazało się, że forma zasiłku pozostanie niezmieniona. Szefowa resortu rozwoju dokonała korekty swojej wcześniejszej wypowiedzi i stwierdziła, że na razie rekompensata będzie wypłacana jedynie rodzicom z młodszymi latoroślami.