To, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni na akcjach spółki Biomed Lublin, przypominało prawdziwy roller-coaster i zdruzgotało wielu jej akcjonariuszy. Początkowo, przez kilka dni akcje firmy rosły jak na drożdżach (z poniżej 1 do ok. 6 zł), by finalnie, na jednej sesji w ciągu 2-3 godzin, osunąć się z 6 do ok. 3 zł.
Wielu nowych akcjonariuszy Biomedu, zachęconych perspektywą zarobku na spółce produkującej szczepionki i surowice, czyli towar jak najbardziej na czasie, potraciło spore pieniądze, wielu uciekło w popłochu tracąc tysiące czy dziesiątki tysięcy złotych, bo panika i strach przeważyły nad chłodną analizą sytuacji.
Internetowe fora giełdowe rozgrzały się do czerwoności, gdyż sytuacja była dla wielu akcjonariuszy zaiste podbramkowa i wysoce niepewna.
Zaskakujące komunikaty Biomedu
I nagle sytuacja częściowo się wyjaśniła, bo w miniony czwartek pojawił się komunikat ze spółki o sprzedaży akcji przez prezesa Marcina Piróga (w przeszłości m. in. prezesa LOT-u), który tanio kupione udziały (po ok. 1 zł), sprzedał na samej górce notowań, za łączną kwotę ponad 6,5 mln zł.
Widać, że Piróg bardzo się spieszył, zrobił to w ciągu dwóch dni. Czy można to określić jako złoty strzał lub interes życia?
Można, jak najbardziej. Ale pojawia się inne pytanie - czy insider mający dostęp do informacji i znający sytuację w spółce może sobie ot tak po prostu takie złote strzały wykonywać?
Nie trzeba chyba mówić jak zareagowała większa część akcjonariuszy, którzy zaufali Biomedowi Lublin. Jeszcze nie ochłonęli po pierwszym ciosie, gdy zaniemówili po raz drugi, bo okazało się, że prezes zarobione na innych akcjonariuszach ekspresowe miliony pożyczy właśnie Biomedowi, czyli spółce, którą kieruje. Ale nie za darmo, nie, pożyczka w kwocie 5 mln zł jest oprocentowana. I to na 8 proc.
Spółka wydała oczywiście komunikat w którym podała, że zawarcie umowy pożyczki ma zapewnić jej dalsze finansowanie mogące być w najbliższym czasie dość mocno ograniczone z uwagi na wstrzymanie procesów udzielania produktów finansowych przez banki oraz w świetle zatorów płatniczych i wzmożoną konieczność zabezpieczenia surowców do produkcji wywołaną sytuacją epidemii Covid-19.
Fora zawrzały ponownie. - Dawno takiego numeru nie widziałem - napisał jeden z akcjonariuszy.
Żeby było jeszcze goręcej, w piątek podano komunikat o innej kontrowersyjnej transakcji - osoba blisko związana z dwoma członkami rady nadzorczej Biomedu sprzedała 400 tys. akcji po ok. 4,5 zł za sztukę, co również oznacza duży zarobek dla tej osoby - można go liczyć na ok. 1,3 mln zł. I również niestety kosztem małych na ogół akcjonariuszy nazywanych dość pogardliwie "leszczami".
Wszystko to przełożyło się na dzisiejsze otwarcie i dalsze spadki Biomedu, który rano tracił już nawet 15 proc. (spadek poniżej 3 zł) doprowadzając do rozpaczy kolejne zastępy akcjonariuszy nerwowo obserwujących spadającą wartość swoich udziałów.
Dodać jednak należy, że akcje kupiła też spora grupa akcjonariuszy długoterminowych, którzy planują "zakopać" je na pewien czas, gdyż wierzą w dobre czasy spółki, które mogą nadejść bardzo szybko, tym bardziej, że firma jest na dobrej drodze do realizacji lukratywnego, wartego 40 mln zł kontraktu w Turcji (chodzi o sprzedaż produktu leczniczego BCG mającego łagodzić przebieg zakażenia Covid-19).
Tak czy inaczej Biomed jest od dobrego tygodnia najgorętszą spółką na GPW i taką zapewne jeszcze czas jakiś pozostanie.
Sobiesław Kozłowski, Dyrektor Departamentu Analiz i Doradztwa Noble Securities i Makler Papierów Wartościowych tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl, że transakcje insiderów są szczególnie śledzone przez inwestorów, ponieważ osoby z władz spółki są traktowane jako podmioty mające szczegółową wiedzę o spółce.
– W dłuższym terminie efektywność inwestowania zgodnie z transakcjami insiderów nie daje pewności sukcesu, ale może być jednym z elementów zwiększających szanse na sukces na rynku – wyjaśnia.
– Warto też podkreślić, że silne oddziaływanie na dany podmiot ma nie tylko to, co dzieje się wewnątrz spółki, ale również jej otoczenie. Zarówno zachowanie dostawców, odbiorców, konkurentów czy regulatorów, choć i tutaj dobrze zorientowani powinni być insiderzy – mówi INNPoland.pl Mateusz Namysł, analityk mBanku.
– Warto też ruchy insiderów oceniać poprzez zajmowaną przez nich pozycję. Odnosiłbym to nie tylko do zarobków prezesów, lecz także do kapitalizacji danego podmiotu – kwituje.
Ciężkie życie inwestora
Większość akcjonariuszy oburzona jest zachowaniem i działaniami Biomedu, ale są też głosy mówiące, że prezes zrobił dobrze pozyskując w ten sposób kapitał na rozwój firmy i dalszą jej działalność, bo w obecnym czasie ma ona bardzo dobre perspektywy, na które trzeba będzie jednak wcześniej trochę wydać.
Te perspektywy faktycznie wydają się być obecnie dobre i mogą zachęcić potencjalnych inwestorów do nabywania akcji spółki. Ale większość z nich będzie musiała bardzo uważać, bo Piróg ma jeszcze sporo akcji i nie wiadomo kiedy "rzuci" je w rynek.
Tym bardziej, że inwestor na GPW nie ma obecnie praktycznie żadnej ochrony, bo ani regulator rynku, czyli KNF, ani sam zarząd GPW nie piętnuje i nie przeciwdziała zachowaniom patologicznym, czego najlepszym przykładem są ostatnie historie Getbacku, Kani czy kilku innych finansowych afer dość głośnych na naszym podwórku.
Tak czy inaczej inwestowanie w akcje perspektywicznej spółki Biomed, podobnie zresztą jak i wielu innych na polskim rynku, obciążone jest bardzo dużym ryzykiem.