Sytuacja na rynku pracy zmienia się dynamicznie. Jeszcze niedawno prognozy ekspertów zakładały wzrost bezrobocia do nawet 10 proc. Po kilku tygodniach pandemii widać jednak, że sytuacja jest bardziej optymistyczna, a czynnikiem ograniczającym skalę wzrostu bezrobocia w Polsce będą miejsca pracy zwalniane przez imigrantów zarobkowych.
Bezrobocie w Polsce nie wzrośnie tak drastycznie, jak spodziewa się tego m.in. Komisja Europejska - uważają analitycy rynku pracy.
Z jej prognoz wynika, że przez kryzys wywołany koronawirusem stopa bezrobocia w tym roku może wzrosnąć ponad dwukrotnie z 3,3 proc. (Eurostat, 2019) do 7,5 proc. Tym samym Polska znalazłaby się w czołówce krajów z najwyższym wzrostem tego wskaźnika, a silniejsze tąpnięcie nastąpiłoby tylko w Czechach.
Krzysztof Inglot, prezes zarządu Personnel Service uważa, że czynnikiem ograniczającym skalę wzrostu bezrobocia w Polsce będą miejsca pracy zwalniane przez imigrantów zarobkowych. Ci, ze względu na utrudniony ruch graniczny, nie przyjadą do nas do pracy. Ich miejsca zajmą Polacy. Ale czy będą chcieli?
Zastój na granicy
– Z różnych analiz wynika, że każdego roku w Polsce przebywa ok. 1,2 mln imigrantów zarobkowych, w tym głównie z Ukrainy. Ze względu na obostrzenia w ruchu granicznym, nie będą oni tak licznie przyjeżdżać do Polski – tłumaczy Inglot.
To wydaje się być dobrą informacją dla polskich pracowników, którzy są zagrożeni utratą pracy lub już ją stracili. Wielu z nich może znaleźć pracę w tych sektorach rynku, w których dotychczas dominowali Ukraińcy i gdzie są nadal potrzebne ręce do pracy.
– Tym samym, jak się okazuje, imigracja zarobkowa jest najlepszą poduszką powietrzną dla polskiego rynku pracy i chroni polskich pracowników przed kryzysem wywołanym COVID-19 – dodaje Inglot.
Wolą zostać w kraju
Zdaniem ekspertów dodatkowym buforem na rynku pracy będą pracownicy z Polski, którzy nie zdecydują się na wyjazd do pracy sezonowej za granicę. Zazwyczaj już od kwietnia wiele osób wyjeżdżało m.in. do Niemiec czy Holandii na zbiory różnych warzyw i owoców.
W tym roku, ze względu na utrudnienia w ruchu granicznym oraz wirusowe obawy, pracownicy wolą zostać w kraju i to tu będą szukali pracy. A tej w niektórych sektorach rynku nadal jest sporo. Dotyczy to m.in. kurierów, pracowników magazynów czy pracowników w sektorze przemysłu spożywczego.
– Choć nie należy się spodziewać drastycznego wzrostu poziomu bezrobocia w Polsce, to na pewno wpływ koronawirusa będzie widoczny w wynikach polskiego PKB. W poprzednich latach w dużej mierze na jego wzrost pracowali m.in. Ukraińcy, których teraz będzie zdecydowanie mniej – twierdzi Inglot.
Chcemy pracowników z Ukrainy
Z badania „Barometr Polskiego Rynku Pracy” wynika tymczasem, że co dziesiąta firma w Polsce zatrudnia pracowników z Ukrainy. I również co dziesiąta chce ich dalej poszukiwać.
Głównym powodem, dla których pracodawcy wybierają kadrę ze Wschodu jest pracowitość (62 proc.) oraz szybka adaptacja (47 proc.) – wynika z badań.
Wiemy jednak już, że w związku z trwającą epidemią COVID-19 liczba ukraińskich pracowników w Polsce się zmniejszy. Ich miejsca zajmą Polacy, którzy stracili swoją pracę lub wrócili z zagranicy. Ten trend będzie jednak przejściowy, a Ukraińcy wrócą do Polski.
Na to liczą także polscy pracodawcy, którzy chętnie zatrudniają Ukraińców i liczą na to, że ci, którzy wyjechali będą chcieli do Polski wrócić, o czym także niedawno pisaliśmy w INNPoland.pl.
Tymczasem w I kwartale 2020 roku pracownicy z Ukrainy pracowali w 35 proc. dużych, 12 proc. średnich oraz 10 proc. małych firm. Zdecydowana większość pracodawców ma pozytywne lub neutralne nastawienie do Ukraińców – 89 proc.. Negatywny stosunek zgłasza tylko 2 proc. przedsiębiorców.