Pod koniec ubiegłego roku UBS Wealth Management podawał, że większość najbogatszych inwestorów na świecie spodziewa się dużej wyprzedaży akcji w 2020 roku. Ale to, co się stało, zaskoczyło każdego. Indeksy nagle runęły, by szybko się potem odbijać. Co jednak będzie, kiedy skończy się optymizm i pieniądze, a pandemia powróci?
Ankieta UBS oparta była na opiniach ponad 3400 inwestorów, z których każdy zarządzał co najmniej 1 milion dol. aktywów. Okazało się, że 55 proc. spodziewało się w tym roku znacznego spadku indeksów.
Z badania wynikało, że większość inwestorów (ok. 65 proc.) widzi powody do ostrożności, twierdząc, że rynki napędzane są bardziej różnymi wydarzeniami geopolitycznymi niż fundamentami, takimi jak rentowność, przychody czy potencjał wzrostu, na co narzekał nawet słynny inwestor Warren Buffett, o czym także pisaliśmy w INNPoland.pl.
Blisko 80 proc. inwestorów posiadających znaczący majątek spodziewało się większej zmienności rynku, twierdząc, że środowisko inwestycyjne jest trudniejsze niż pięć lat temu.
Przełożyło się to też na ich opinię dotyczącą tego, czy jest to dobry czas na inwestowanie - w okresie zmienności posiadanie gotówki jest postrzegane jako pewniejsza opcja.
Krach i odbicie
Jednak tego, co się stało w marcu, nie przewidział nikt, bo i trudno byłoby coś takiego przewidzieć.
W związku z obawami związanymi z pandemią koronawirusa i zamknięciami najważniejszych gospodarek Zachodu indeksy giełdowe i wyceny akcji runęły jak domki z kart, a panika ogarnęła cały świat, który do tej pory nie otrząsnął się po wirusowych ciosach.
Takiego krachu światowe giełdy jeszcze nie przeżyły - polski WIG20 zjechał z poziomu 2100 pkt 20 lutego br., do ok. 1300 pkt 12 marca, a wciąż najważniejsze indeksy w USA runęły jeszcze solidniej - SP500 19 lutego notowało jeszcze wartość ok. 3400 pkt, a w poniedziałek 23 marca już tylko 2237 pkt.
Wtedy do akcji wkroczyły banki centralne, które bez umiaru zaczęły "sypać groszem" na lewo i prawo, co dość szybko zupełnie zmieniło obraz rynku. SP500 zbliża się już do blisko 3100 pkt.
Nawet nasz WIG20 zaczął odbijać i dochodzić do 1750 pkt, choć o polskiej giełdzie trudno było przez ostatnie lata coś dobrego powiedzieć. Podobnie dzieje się na innych rynkach.
Ale czy są ku temu podstawy? Przecież ten rok będzie dla wszystkich praktycznie krajów świata bardzo trudny.
Zasoby wolnych środków
Marcin Materna, doradca inwestycyjny i dyrektor Departamentu Analiz DM Millenium zwraca uwagę, że rynki znajdują się obecnie blisko szczytów z początku roku, a już wtedy mówiło się, że są przewartościowane.
– W obecnej sytuacji to anomalia, spowodowana tylko i wyłącznie drukiem pieniędzy przez FED, który skupując obligacje spowodował, że na kontach inwestorów pojawiły się ogromne zasoby wolnych środków, z którymi musieli coś zrobić, stąd właśnie te inwestycje giełdowe – ocenia.
Obawa o to, jak wkrótce zachowają się rynki, wydaje się obecnie niewielka, a optymizm z końca maja i początku czerwca narasta wraz z ponownym otwarciem globalnych gospodarek i nadzieją na potencjalną szczepionkę przeciwko Covid-19.
Tymczasem znana firma biofarmaceutyczna Merck twierdzi, że nawet 18 miesięcy to za mało na stworzenie szczepionki i w najlepszym razie zajmie to dwa lub trzy lata. A nawet więcej.
Wystarczy przypomnieć, że do dziś nie mamy szczepionki na HIV, ebolę czy SARS1. Co zatem będzie kiedy nadejdzie druga fala pandemii lub uderzy w nas inny, podobny wirus?
Działania banków centralnych
Mateusz Namysł, analityk mBanku mówi, że trudno jednoznacznie stwierdzić co będzie, a jeżeli spojrzymy na ilość dziennych zakażeń na świecie to jest ona zdecydowanie wyższa, niż wtedy, kiedy mieliśmy do czynienia z dołkiem na indeksach giełdowych.
– To, jak będzie się zachowywał rynek akcyjny, jest zależne nie tylko od tego, jak będzie się rozwijała w przyszłości pandemia, ale też jaka będzie odpowiedź na nią władz publicznych, czyli wprowadzanie różnego rodzaju obostrzeń, ale też pakietów pomocowych – ocenia.
I dodaje, że oprócz tego duże znaczenie w takiej sytuacji będą miały działania banków centralnych, które obecnie pomagają indeksom giełdowym.
Quercus TFI trzeźwo jednak ocenia, źródło kryzysu nie zostało dotychczas zażegnane – i jak dotąd nie mamy żadnej klarownej wizji permanentnego rozwiązania problemu wirusa.
– Tymczasem akcje amerykańskie praktycznie wymazały marcowe spadki i powoli zaczynają notować pozytywne stopy zwrotu za 2020 rok. Zagraniczne obligacje korporacyjne (zarówno high yield jak i investment grade) są nieco bardziej ostrożne, ale również one odrobiły znaczną część strat – oceniają analitycy.
Nawet ropa naftowa, po kwietniowej aberracji związanej z brakiem powierzchni magazynowej, zaczęła wykazywać oznaki stabilizacji. Czy w takich warunkach zachowanie ryzykownych aktywów jest zaskakujące?
– Z jednej strony nie. Rządy i banki centralne uruchomiły bezprecedensowe, skoordynowane akcje stymulacyjne, które pomogą gospodarkom przetrwać pierwszą, płynnościową fazę kryzysu, a wiele firm uniknie dzięki temu szybkiego bankructwa i wytrzyma do momentu odmrożenia gospodarki – uważają analitycy Quercusa.
Powrót do normalności
Z drugiej strony nie ma jednak gwarancji, że po szumnym odmrożeniu gospodarek szybko wrócimy do starych nawyków konsumenckich. Powrót do normalności w branży turystycznej, lotniczej czy gastronomicznej potrwa długo, motoryzacja i producenci dóbr luksusowych również muszą liczyć się z dłuższą słabością.
Powstaje zatem pytanie, czy po szoku płynnościowym nie przyjdzie czas na kryzys wypłacalności, który wymusi weryfikację modeli biznesowych i wyrzuci część przedsiębiorstw z rynku?
– W związku z tym, pilnie przyglądamy się danym z gospodarek, które łagodzą obostrzenia. Przykładowo, zachowanie chińskich konsumentów zaczyna się stabilizować i powoli zmierzać do normalności – tłumaczą eksperci Quercus TFI.
I dodają, że gdyby podobne trendy wystąpiły w krajach zachodnich, byłby to dla nas sygnał, że gospodarka może nieco szybciej wrócić na ścieżkę wzrostu.
Ale jak bardzo krucha jest to równowaga, tego nie wie nikt. Wystarczy, że przyjdzie mocna druga fala i z kłopotów możemy się już nie wygrzebać. I nadejdzie potencjalny kryzys wypłacalności. To będzie wielkie wyzwanie.
Polska – "too good to be true"
I jeszcze Polska, która w ocenie analityków zdecydowała się na podjęcie agresywnych działań na wczesnym etapie epidemii, co pozwoliło ograniczyć liczbę zachorowań w porównaniu z państwami strefy euro, ale uderzyło w mały biznes.
Nie uda się nam tym samym uniknąć gospodarczej recesji, nawet mimo tego, że rząd ogłosił relatywnie duży pakiet fiskalny, a RPP kolejny raz obniżyła stopy procentowe do jedynie 0,5 proc.
Marcin Materna nie jest optymistą. Uważa, że ewentualna druga fala epidemii, wykupienie rynku w najbliższych tygodniach - bo inwestorom skończą się wolne środki - będą powodem kolejnej fali spadkowej.
– Parafrazując sytuację na rynkach, „it is too good to be true” – podsumowuje.