Zaproponowanego przez prezydenta dodatku solidarnościowego nie będzie można pobierać w tym samym czasie co zasiłku dla bezrobotnych. Wsparcie nie będzie też przysługiwało osobom, które pracowały na umowach cywilnoprawnych – ale już podczas pobierania dodatku będzie można dorabiać na umowie o dzieło. Eksperci zwracają uwagę na szereg niedociągnięć złożonego przez Andrzeja Dudę projektu.
Zgłoszona przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawa wprowadzająca dodatek solidarnościowy dla bezrobotnych w ekspresowym tempie przemknęła przez Sejm. W planowanym wsparciu dla osób, które straciły pracę przez pandemię koronawirusa, ukrytych jest jednak wiele pułapek.
Bez dodatku do zasiłku
Przede wszystkim, jak zauważa "Gazeta Wyborcza", "dodatek" wcale nie będzie dodatkiem do zasiłku dla bezrobotnych: tych dwóch form wsparcia nie będzie można pobierać równocześnie.
Dodatek będzie przysługiwał tylko i wyłącznie osobom, z którym rozwiązano umowę o pracę – co automatycznie wyklucza wszystkie osoby, które przed pandemią pracowały w oparciu o umowy cywilnoprawne. Ciekawe jest jednak to, że dodatek będzie można pobierać... dorabiając na umowie o dzieło.
– Bezrobotny pracownik będzie więc musiał zdecydować, czy woli dorobić na umowie o dzieło i skorzystać z dodatku solidarnościowego, czy pozostać przy zasiłku – stwierdza w rozmowie z "Wyborczą" Katarzyna Siemienkiewicz, ekspert prawa pracy Pracodawców RP.
Mniejsze statystyki bezrobocia
Zgłoszona przez prezydenta ustawa przy okazji może też zniechęcać do rejestracji w Urzędzie Pracy. Jak zwracają uwagę ekonomiści mBanku, dodatek wypłacać będzie ZUS, zaś pobierające go osoby automatycznie zostaną ubezpieczone: w ten sposób znika motywacja do zarejestrowania się w UP, a oficjalna stopa bezrobocia jeszcze przez kilka miesięcy pozostanie niższa niż w rzeczywistości.
Warto przy tym zauważyć, że ustawa podwyższa od 1 września zasiłek dla bezrobotnych do 1200 złotych brutto przez pierwsze 90 dni (potem zasiłek zmniejsza się do 942,30 zł). Dodatek solidarnościowy wynosi natomiast 1400 zł brutto. Późniejsza rejestracja jak najbardziej się więc opłaca.
Tymczasem, jak pisaliśmy w INNPoland.pl, bezrobotnych w Polsce jest w tym momencie znacznie więcej niż pokazują to oficjalne statystyki. Gdyby uwzględnić osoby, które nie szukają pracy z powodu utrudnień, stopa bezrobocia byłaby już ponad dwa razy wyższa niż przed pandemią koronawirusa.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w kwietniu stopa bezrobocia wyniosła 5,8 proc. i była o 0,4 proc. wyższa niż w marcu. Tymczasem raport Diagnoza+, stworzony m.in. przez badaczy z UW, pod koniec kwietnia bez pracy było o 660 tys. osób więcej niż w grudniu. Jak dodają, prawdziwa stopa bezrobocia w kwietniu wyniosła 10,3 proc.
Oprócz tego, w kwietniu z rejestru ZUS zniknęło aż 165,5 tys. osób, za które przedsiębiorcy przestali płacić składki na ubezpieczenia emerytalno-rentowe. Oznacza to, że w pierwszym miesiąca kryzysu spowodowanego przez koronawirusa pracę straciła co setna osoba z ponad 15 mln ubezpieczonych. Jak zauważają eksperci, skala utraty pracy jest w tym momencie pięciokrotnie większa niż po pierwszym miesiącu kryzysu z 2008 roku.