Umówmy się, w większości klubów fitness prewencyjne zasady higieniczne, z dezynfekcją sprzętów i zachowaniem odległości włącznie, to wydmuszka, nieprzestrzegana ani przez obsługę, ani ćwiczących. Zachodzi zatem jakieś ryzyko zakażenia i na tej podstawie czytelnik chce rozwiązać umowę z siłownią bez kar, ta naturalnie odmawia. Kto ma rację? Sprawa może być precedensowa dla wielu innych klubowiczów.
Pan Marek (imię zmienione) jest klientem jednego z gdyńskich obiektów sieci Calypso Fitness. Umowę na 12 miesięcy z klubem zawarł jeszcze w ubiegłym roku. Placówkę do której uczęszczał, zamknięto w marcu w trakcie powszechnego lockdownu. Po zamknięciu siłownie zwykle zamrażały karnety użytkowników, czekając na to, co się wydarzy. Po zdjęciu lockdownu karnety odmrożono.
Po ponad dwóch miesiącach zawieszenia działalności obiektu, pan Marek postanowił wypowiedzieć umowę z siecią. Powołał się przy tym na zapis regulaminu umożliwiający rozwiązanie umowy przy nieświadczeniu usług przez lokal przez ponad 7 dni.
– Jako, że jest ciepło i mogę jeździć rowerem, postanowiłem zrezygnować z uczęszczania na siłownię. Zajrzałem do regulaminu - jest prawo odstąpienia od umowy, jeśli obiekt będzie nieczynny dłużej, niż siedem dni, ale jakby był jakiś remont czy inne nieprzewidziane okoliczności - to nie można. Czyli jak wysadzą centrum handlowe w powietrze, co by było niespodziewaną okolicznością, to też by nie można było. Pomyślałem więc, że to absurd. Pisało też, że trzeba zrezygnować listem poleconym. Więc zrezygnowałem, jak regulamin kazał. I... dostałem odpowiedź, że mam się cmoknąć tam, gdzie nie sięga wzrok – denerwuje się.
Otrzymaliśmy fragmenty pisma, które pan Marek dostał od klubu fitness. Choć klient w rozmowie z nami wypowiedział się dość dosadnie, to klub - o wiele grzeczniej - rzeczywiście odmówił odstąpienia od umowy.
– W przypadku Pana umowy, nie zaszły jednak ani żadne ważne powody
wypowiedzenia z umowy, ani żadne inne ważne powody w rozumieniu ustawy,
które mógłby stanowić podstawę do wypowiedzenia umowy przed upływem
okresu, na jaki została zawarta – czytamy.
W liście zwrócił uwagę, że choć taki zapis istnieje, to zgodnie z nim możliwość rozwiązania umowy jest wyłączona w przypadku, gdy usługi są niedostępne z powodu prac konserwatorskich, remontów lub innych koniecznych działań. Takim właśnie koniecznym działaniem było - ich zdaniem - dostosowanie się do wymogów państwowych związanych z pandemią.
Dodatkowo sieć zwróciła uwagę, że ograniczenie w dostępie do usług miało charakter tymczasowy (trwało do czerwca) i na tle całości zobowiązania jest to niedługi okres, który nie uniemożliwiał realizacji celu umowy.
Standardy sanitarne w siłowniach? Wolne żarty
Ponad kwestie poruszone powyżej, Pan Marek wyraził zaniepokojenie możliwością zachowania rygoru sanitarnego przez obiekt. Jego zdaniem mała powierzchnia obiektu i jego pomieszczeń uniemożliwia mu komfortowe korzystanie z klubu, bez obaw o możliwość zakażenia się koronawirusem.
– Siłownia nie posiada otwieranych okien, które mogłyby służyć do wietrzenia
pomieszczenia, ma mikro szatnię męską (gdzie pięć osób to już tłok), proszę się więc
nie dziwić, że uznałem za bezpieczniejszą przesiadkę na rower, niż uczęszczanie na
treningi – powiedział nam mężczyzna.
– Naprawdę nie chodzi o pieniądze, tylko o uczciwość. Bo kiedy się zakażę w obiekcie, to siłownia rozłoży ręce, albo wzruszy ramionami. Taki będzie finał – dodaje.
Nie znamy faktycznego przestrzegania sanitarnych obostrzeń w placówkach wyżej wspomnianej sieci. Jednak z rozmów z licznymi członkami różnych warszawskich klubów możemy śmiało stwierdzić, że zalecenia Ministerstwa Zdrowia są często przestrzegane jedynie na papierze. Zachęcamy do lektury wrażeń z treningu dziennikarki siostrzanego naTemat.pl.
O ile jeszcze klub rozciąga się na dużej powierzchni, jakoś to działa, przynajmniej, jeśli chodzi o odległość od innych ćwiczących. W reszcie przypadków już nie za bardzo.
Ćwiczący nie zachowują odpowiednich odstępów, rzadko korzystają z płynów do dezynfekcji, nie martwią się czyszczeniem używanego przez siebie sprzętu. Dlatego nie dziwi strach przed zakażeniem koronawirusem.
Ale miejmy to jasno powiedziane - wina jest obopólna, tak pracowników, że nie napominają niezdyscyplinowanych ćwiczących, jak i tych drugich, którzy z lenistwa nie dezynfekują sprzętów, nie myśląc o innych.
Stanowisko rzecznika konsumentów
Do sprawy na prośbę pana Marka dołączył Miejski Rzecznik Konsumentów w Gdyni. Zauważył, że klub na podstawie swojego regulaminu miał prawo do zawieszenia świadczenia swoich usług, ale nie dłużej niż do 7 dni. Po tym okresie pan Marek, zdaniem instytucji, mógł żądać rozwiązania umowy z placówką.
Czasy pandemii rządzą się swoimi, trochę odmiennymi od dnia codziennego prawami. Rzecznik przywołał pojęcie siły wyższej. Jeśli pandemię koronawirusa określić takim pojęciem, to strony mogły w trakcie łączącej ich umowy zawrzeć porozumienie, odnoszące się do ich oczekiwań. Nikt zawierając umowę, nie wiedział o tym, że po kilku miesiącach jej trwania, sytuacja w kraju ulegnie takiej zmianie.
Zdaniem instytucji, przedsiębiorca nie może przerzucać na klienta ryzyka związanego z prowadzeniem działalności gospodarczej w trakcie panowania koronawirusa.
Co na to siłownia?
Możemy zrozumieć niechęć klubów fitness do rozwiązywania umów długoterminowych. Dzięki pewności, że klient będzie uiszczał abonament przez wiele miesięcy, siłownie mogą mu zaoferować lepsze warunki cenowe. Bezskutecznie próbowaliśmy się skontaktować z siecią Calypso Fitness. Podobnie bez odzewu pozostała nasza prośba o komentarz do sprawy innej znanej sieci siłowni. Gdy sieć zdecyduje się jednak przysłać nam komentarz do sprawy, zaktualizujemy artykuł.
Gdyby panu Markowi udało się rozwiązać umowę z siłownią, to mógłby stanowić przypadek precedensowy w skali całego kraju. Istniałoby prawdopodobieństwo, że jego śladem pójdą nie tylko zdroworozsądkowi klienci, obawiający się o zdrowie, ale też kombinatorzy, którzy pod płaszczykiem obawy przed koronawirusem próbowaliby rozwiązać swoje umowy. Tym samym przynieśliby klubom fitness dodatkowe kłopoty finansowe ponad te, spowodowane pandemią koronawirusa i wymuszonym lockdownem.
Z drugiej jednak strony, należy pamiętać, że nie jest winą klienta, że nie może korzystać z usług siłowni. Zawierając umowę nie przewidywał i, biorąc pod uwagę, że tegoroczna sytuacja jest wyjątkowa od dziesięcioleci, nie mógł przewidzieć, że nie będzie w stanie korzystać z usług klubu fitness z powodu jego zamknięcia, a później z obawy przed zakażeniem koronawirusem.