Nowelizacja ustawy o ochronie praw zwierząt, czyli tzw. Piątka dla zwierząt została dziś przegłosowana. Projekt nie tylko wywołał emocje w Sejmie i doprowadził do rozbicia w partii rządzącej. W konsekwencji mocno uderzy w polski eksport, a konkretniej - hodowców zajmujących się ubojem rytualnym oraz pracowników ich zakładów.
Piątka dla zwierząt, oprócz szeroko omawianego problemu dotyczącego hodowli zwierząt futerkowych, wymierzona jest również w producentów mięsa, którzy stosują ubój rytualny.
Wedle przegłosowanej nowelizacji ustawy o ochronie praw zwierząt ubój rytualny będzie możliwy, ale tylko na potrzeby krajowych związków wyznaniowych. Największą kontrowersję budzi zakaz przeznaczania takiego mięsa na eksport.
Dlaczego? Klienci zagraniczni stanowią liczną grupę odbiorców tego typu mięsa dla polskich hodowców. Sprawę dokładniej tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl Piotr Soroczyński, główny ekonomista w Krajowej Izbie Gospodarczej.
– Niektórych producentów dotknie ta ustawa, ponieważ my w ostatnim czasie dosyć mocno specjalizowaliśmy się w tego typu dostawach. Większa część odbiorców to nie byli odbiorcy krajowi, a zagraniczni. Osób, które potrzebują dostępu do takiego mięsa, nie mamy aż tak bardzo dużo na terenie naszego kraju, ale obsługujemy liczne rynki zewnętrzne – wyjaśnia.
Jak podkreśla, głównymi odbiorcami naszego mięsa pochodzącego z uboju rytualnego są kraje Bliskiego Wschodu. Eksportujemy wołowinę, baraninę oraz drób.
– Dla hodowców, którzy byli wyspecjalizowani i nastawili się na rynki zagraniczne to może być bardzo poważny kłopot. Nie jest też łatwo taką produkcję rolną uplasować gdzie indziej. Taka hodowla jest inaczej prowadzona, to nie jest tylko kwestia samego uboju – dodaje Soroczyński.
Jak wyjaśnia, tego typu produkcje są nastawione na inwestowanie i korzystanie z przeprowadzonych inwestycji przez długi czas.
– Jeśli ktoś, zwłaszcza niedawno zainwestował w tego typu hodowlę, to będzie w bardzo poważnych tarapatach. To stawia pytanie, czy będzie w stanie się przebranżowić – tłumaczy ekonomista.
Niepewna pomoc
Uchwalona nowelizacja ustawy wedle zapisu nie pozostawia przedsiębiorców samych sobie. Hodowcy, którzy prowadzili gospodarstwa nastawione na ubój rytualny będą mogli ubiegać się o rekompensaty od Skarbu Państwa z tytułu zamknięcia przedsiębiorstwa – informuje "Wprost".
Dokładnie nie wiadomo, jak miałyby wyglądać same rekompensaty i jak byłby wyliczane. Nie pomaga w tym wszystkim pośpiech działań Sejmu. Jak podkreśla ekonomista KIG, inną sytuacją jest wprowadzenie zakazu z dnia na dzień, a inną, jak jest wprowadzony dziś, ale ma obowiązywać za ileś lat.
– Jeśli coś jest zrobione z wyprzedzeniem, to wiadomo, że dzisiaj nikt nie będzie inwestował w coś, z czego nie będzie mógł korzystać za 2-3 lata. Z kolei ci, co zainwestowali, będą mieli kilka lat amortyzacji tego, co już mają – zauważa Soroczyński.
Zakaz uboju religijnego w Polsce spowoduje, że zakłady, które dotychczas go wykonywały, będą musiały zrezygnować z tej dużej części swojej działalności. Według szacunków organizacji skupiających hodowców i producentów drobiu aż co piąta sztuka drobiu w Polsce jest ubijana koszernie lub zgodnie z zasadami halal. Stanowi to 40 proc. eksportu polskiego drobiu.
Jednak to nie koniec kłopotów drobiarzy, gdyż ograniczenia w ustawie futerkowej to nie tylko problem uboju rytualnego. Zakaz hodowli zwierząt na futra trafi rykoszetem w ich branżę, gdyż oddają oni futerkowym hodowcom odpady po wytwarzaniu mięsa.
Zmuszenie producentów do utylizacji zwiększy koszty ich działalności. W efekcie pozbawionych pracy może zostać tysiące pracowników.
Długi spór
Ustawowy zakaz uboju rytualnego w zasadzie nie uwzględnia półśrodków - takie działania będą dopuszczone jedynie w naszym kraju, eksport zostanie ograniczony. Ale nawet to budzi sporo kontrowersji, ponieważ ubój rytualny, zgodny z zasadami religijnymi judaizmu i islamu, wymaga zabijania w pełni świadomych zwierząt bez powszechnie stosowanego ogłuszania, co dla środowisk prozwierzęcych jest barbarzyństwem.
– To jest długi spór środowisk zaangażowanych w ochronę zwierząt z hodowcami. Zwolennicy ochrony zwierząt wskazują, że niektóre formy uboju są "gorsze" i nie powinny być stosowane. Do tematu trzeba podejść z dużą dozą delikatności, rozsądku i rozwagi. To są bardzo trudne sprawy. Obecna sytuacja to skrajna reakcja, bo coś się wydarzyło i na ułożenie tego od strony gospodarczej i ochrony zwierząt nie ma odpowiednio dużo czasu – kwituje główny ekonomista KIG.