Pandemia koronawirusa to mocny cios dla wszystkich samorządów, a przede wszystkim ich budżetów. Tym bardziej, że koszty „życia” miasta stale rosną, zaś dochody drastycznie spadły. Przyjrzyjmy się temu, jak i gdzie polskie miasta chcą szukać dochodów.
Zawinił nie do końca przemyślany, wprowadzony w marcu i trwający blisko 3 miesiące, lockdown. To przełożyło się na drastyczny spadek dochodów samorządów, który zmusza polskie miasta do natychmiastowego szukania dochodów. I uderzenia nas po kieszeni, bo inaczej się nie da.
Więc miasta szukają i liczą, by choć częściowo zasypać ogromną dziurę w dochodach. I tak np. stolica, która w przeciwieństwie do innych miast, cen za bilety komunikacji miejskiej czy parkowanie od wielu lat nie zmieniła, teraz je podniesie.
Bo w komunikacji miejskiej od prawie 7 lat zmian tu nie było. Od 2013 roku bilet normalny 20-minutowy kosztuje 3,4 zł, czyli tyle samo co w Krakowie. A np. w Poznaniu za bilet 15-minutowy zapłacimy już 4 zł, a w Gdańsku za bilet jednoprzejazdowy 4,6 zł.
Bilety okresowe
Różnice widoczne są również, jeżeli porównamy bilety okresowe - od 2014 roku za 30-dniowy bilet normalny w Warszawie płacimy 110, a posiadając Kartę Warszawiaka 98 zł (wtedy bilet długookresowy ważny jest w obydwu strefach biletowych).
Dla porównania w Gdańsku ceny wahają się od 125 (w zależności od konfiguracji), w Poznaniu 149 (119 ze zniżką metropolitalną), a w Krakowie od 121 do 158 zł (za bilet sieciowy, miasto Kraków i aglomeracja). Warszawa jest zatem dość tania, bo dopłaty do transportu wnosi też warszawski samorząd.
Poza tym, jako jedyne miasto w Polsce posiada rozwijającą się sieć metra, której rozbudowa i utrzymanie pochłania miliardy złotych. Podwyżka cen biletów nie powinna więc nikogo w stolicy zaskoczyć, tym bardziej, że w porównaniu z cenami zachodnioeuropejskimi jest stosunkowo tanio, a ceny przejazdów (podobnie jak opłaty za parkowanie) to najpewniejsze wpływy do (pustych obecnie) miejskich kas.
Strefy płatnego parkowania
W Poznaniu strefa płatnego parkowania obowiązuje od poniedziałku do soboty (strefa śródmiejska), a parkowanie w niej kosztuje od 7 zł. W Krakowie (również poniedziałek-sobota) ceny wahają się od 4 do 6 zł, a w Gdańsku strefa obowiązuje cały tydzień (strefa śródmiejska), natomiast za parkowanie zapłacimy od 3,9 do 5,5 zł za pierwszą godzinę.
Warszawa na tle innych dużych miast pobiera najniższe opłaty za postój (od 2008 roku płaciliśmy za pierwszą godzinę postoju 3 zł), a zmiany pojawiły się dopiero w tym roku - po konsultacji z mieszkańcami rozszerzono strefę płatną o część Woli i Pragi Północ. Wzrosła też kara za brak opłaconego postoju.
Było to zapowiadane przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego. - Nie może być tak, że wysokość kary za brak biletu w komunikacji miejskiej jest kilkukrotnie wyższa od kary za nieopłacenie postoju. Uczciwi kierowcy mogą spać spokojnie, wyższa kara nic dla nich nie zmienia - mówił Trzaskowski.
Przypomnijmy, że do tej pory opłata dodatkowa wynosiła 50, a od początku września wzrosła do 250 zł.
Zmiany globalne
Podsumowując, opłaty za parkowanie i przejazdy to, poza podatkami, najważniejsze pozycje w budżecie polskich miast. Dlatego to na nich skupiliśmy się próbując pokazać sytuację związaną z ich przychodami.
I choć idealnie byłoby gdyby opłaty miejskie były niskie, to nasze miasta nie mają obecnie wyjścia, muszą szukać dochodów. Niestety wiele wskazuje na to, że ich problemy mogą się pogłębiać, bo pandemia, jak sami dziś widzimy, nie odpuszcza.
I może okazać się, że ten rok zdemoluje finanse miast i samorządów na całym świecie, a dopóki nie powstanie szczepionka na COVID, świat będzie w poważnych tarapatach, które mogą doprowadzić do destabilizacji i zmian, których obecnie jeszcze nie potrafimy sobie wyobrazić.