Jak się okazuje kontrola laboratoriów chcących wykonywać testy na Covid-19 jest co najmniej zastanawiająca. Fakty wskazują, że decyzje zatwierdzające podejmuje uznaniowo jedna osoba w Ministerstwie Zdrowia, na podstawie złożonych dokumentów, a nie wizytacji. Chętnych jest dużo, bo badania genetyczne na koronawirusa to żyła złota.
Za każdy wykonany laboratoryjny test genetyczny na koronawirusa NFZ płaci 280 zł, podczas gdy w Niemczech jest to jedynie ok. 180 zł. Chętnych na taki złoty interes jest dużo, dlatego rośnie liczba laboratoriów chcących uzyskać certyfikat sanepidu. To jak urząd sprawdza chętnych pozostawia jednak nieco do życzenia – pisze gazeta "Wyborcza"
Powołany przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego zespół ds. koordynacji sieci laboratoriów Covid sprawdza czy laboratorium ma śluzy i zabezpieczenia przed skażeniem próbek – tylko na podstawie złożonych przez placówkę dokumentów. Jak mówi anonimowy informator "Wyborczej" z rzeczonego zespołu, w praktyce opinie wydaje jedna osoba – Justyna Marynowska.
– Niczego z nami nie konsultowała. Wydawała opinie całkowicie po uważaniu – wskazuje anonimowe źródło. Marynowska jeszcze niedawno była wiceprezeską Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych.
"GW" wskazała, że istnieją podejrzenia o konflikt interesów Marynowskiej. Wydała ona opinię o laboratorium mieszczącym się w kontenerze przy szpitalu Vito-Med w Gliwicach. Potem wyszło na jaw, że Vito-Med zatrudnił ekspertkę jako kierownika ds. jakości. Sama zainteresowana twierdzi, że to insynuacje. Ministerstwo Zdrowia podaje, że opinia dla Vito-Med powstała przed zatrudnieniem Marynowskiej przez tę firmę.
Po pozytywnej opinii zespołu ds. koordynacji wystarczy, że laboratorium prześle do Państwowego Zakładu Higieny po pięć zbadanych próbek ujemnych i dodatnich na Covid-19. Jeśli powtórzone w PZH wyniki się zgadzają, to laboratorium jest zatwierdzane.
Co prawda w ministerstwie zdrowia leży od jakiegoś czasu projekt rozporządzenia wskazującego na standardy laboratoriów, który zakłada m.in. kontrolę pracy placówek przez PZH co trzy miesiące. Jak na razie to fikcja, bo dokument nie został opublikowany.
Zmiana w raportach zakażonych Covid-19
Jak opisywał serwis naTemat.pl, od środy powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne dostały zakaz publikowania liczby zakażonych na danym terenie. Taka decyzja rodzi poważne zagrożenie.
Taką decyzją podjął Główny Inspektor Sanitarny, a nowe wytyczne weszły w życie natychmiast. Raporty publikowane będą jedynie w sposób scentralizowany – wyjaśnia sanepid. Pierwszy raport, za wtorek, trafił na odpowiednią stronę gov.pl dopiero o 23:00.
To reakcja rządu na wpadkę, którą musiał w poniedziałek wyjaśnić Główny Inspektorat Sanitarny. Chodzi o rozbieżności w danych dotyczących liczby zakażonych koronawirusem, które podawały powiatowe sanepidy, a tymi, które trafiały do centralnego raportu GIS.
W ten sposób "nazbierało" się ponad 22 tysiące przypadków, które we wtorek Ministerstwo Zdrowia jednorazowo dodało do ogólnej liczby zakażeń w kraju. W ten sposób tej doby przybyło nie 10 tys. zakażonych, a 32 tys.