Lepiej unikać korzystania z kas samoobsługowych w Biedronce, zwłaszcza, jeśli nie prezentuje się w oczach ochrony "ideału polskości". Według opowieści poszkodowanego klienta ochroniarz zaczął zachowywać się agresywnie po tym, jak usłyszał wschodni akcent. Mężczyzna został oskarżony o kradzież i podduszony, mimo że w kieszeni miał paragon.
Dramatyczna historia pojawiła się na profilu Georgiia Stanishevskiiego w serwisie Facebook, szybko została udostępniona prawie dwa tysiące razy. Opisuje on zajście z 23 listopada, które miało miejsce w krakowskiej Biedronce przy ul. Joselewicza 28.
Brutalna interwencja ochroniarza Biedronki
W dniu piętnastych urodzin swojej siostry Georgii chciał jej sprawić mały prezent i wybrał się z rana do dyskontu. Za kwiaty i słodycze zapłacił w kasie samoobsługowej, zachował paragon jak ma to w zwyczaju i wolnym krokiem udał się w stronę przystanku przy Starowiślnej.
Niespodziewanie ktoś trzy razy mocno uderzył go w plecy. Klient zauważył, że ok 25-letni mężczyzna ma na stroju napis ochrona. Stanishevskii zapytał się "co się w ogóle tutaj dzieje". Według jego wpisu rozjuszyło to ochroniarza, który powalił go na ziemię bez słowa i zaczął mu zakładać kajdanki. Dalej poszkodowany opisuje, że mimo jego krzyków nadal był przyduszany, a nikt na ulicy nie zainteresował się jego losem. Ot, typowa polska znieczulica.
Zareagował natomiast ochroniarz. Mimo tego, że podejrzany był przyduszony, ten warknął do bezbronnego "zamknij się ty k**wa Ukraińcu" po czym obficie spryskał mu oczy gazem pieprzowym. Od momentu zdania sobie sprawy z problemu Stanishevskii miał usilnie prosić swojego oprawce o to by sprawdził paragon, który klient miał przecież w kieszeni.
Georgii wylądował w pomieszczeniu na zapleczu. Kolejnymi inwektywami zachęcono go do pokazania paragonu, ochroniarz sprawdzał go około minuty, po czym zdjął kajdanki i wypchnął najwyraźniej oczyszczonego z zarzutów klienta. Oczywiście bez przeprosin czy zadośćuczynienia. Obsługa sklepu miała mu też odmówić dostępu do umywalki, by mógł choć przemyć oczy z piekącego wciąż gazu. Zgodzili się dopiero po telefonie na policję. Funkcjonariusze zrugali go za brak maseczki – ta była zalana gazem pieprzowym. Jak można się domyślić, nieco utrudnia oddychanie.
Patrol spisał obie strony zajścia, ale dalsze składanie zeznań nie było łatwe. Od poniedziałku Stanishevskii był już dwa razy na komisariacie, za każdym razem odsyłano go z kwitkiem lub informowano o kolejnej biurokracji. Tymczasem ze strony krakowskiej biedronki nie usłyszał żadnych przeprosin.
Oficjalny komunikat sieci Biedronka
O stanowisko zapytaliśmy się biuro prasowe sieci sklepów Biedronka. Otrzymana przez nas odpowiedź jest krótka, ale pojawia się w niej magiczne słowo, którego zabrakło wcześniej.
"Ta sytuacja nie powinna się zdarzyć, a klienta przede wszystkim przepraszamy. Natychmiast po otrzymaniu pierwszego sygnału poddaliśmy to zdarzenie gruntownej analizie. Nie ma i nie będzie naszej zgody na takie zachowanie, a pracownik zewnętrznej agencji ochrony Argus nie będzie więcej pracował w naszych sklepach" – pisze biuro prasowe sieci dyskontów.
Dramat w sklepie
To niejedyna dramatyczna sytuacja w polskich sklepach w ostatnim czasie. W INNPoland.pl opisywaliśmy historię pobicia w Żabce. Tu jednak Michał K. brutalnie poturbował ekspedientkę sklepu, łamiąc jej m.in. kości twarzoczaszki.
Powodem było to, że kobieta nie chciała mu sprzedać papierosów. Teraz podejrzany ma ukrywać się poza Polską, a kobiecie grozi trwałe zniekształcenie twarzy.