
Reklama.
Sytuacja karpiarzy w pandemii
– Przez trzy lata karmimy i dbamy o rybę, która na polskim stole gości właściwie raz w roku. Jeśli karp się nie sprzeda, to wielu hodowców zostanie bankrutami – mówi dla Polityki Lech Stypuła, właściciel marki Karp z Oksy.Do tej pory handlowcy kontaktowali z hodowcami zakupy i ustalali ceny do końca października. – Ja do dziś nie wiem, ile i po ile sprzedam. Handlowcy bali się, że rząd w ostatniej chwili wprowadzi jakieś ograniczenia w sklepach albo w sprzedaży i zostaną z rybą, której nie będą mogli sprzedać – dodaje.
Zamówienia mają pojawić się na początku grudnia, ale wielu hodowców obawia się, że zostaną zmuszeni do sprzedaży poniżej kosztów. Już teraz wiadomo, że samych zamówień będzie i tak zdecydowanie mniej. Nie działają restauracje, nie ma firmowych imprez - a to byli jedni z głównych kontrahentów.
Czy karp nie może poczekać w stawie na przyszłoroczne święta? Hodowcy zaznaczają, że to nie takie proste. Za rok ryba będzie ważyła ponad 2 kilogramy a to zdecydowanie za dużo. Raczej nikt jej nie kupi.
Tradycja rodem z PRL
Karpia, na główną gwiazdę kolacji wigilijnej, wylansowała Polska Ludowa. Masową hodowlę uruchomił komunistyczny minister przemysłu i handlu Hilary Minc. Pod hasłem „karp na każdym wigilijnym polskim stole” zaczął tworzyć Państwowe Gospodarstwa Rybackie.
Tradycja rodem z PRL
Karpia, na główną gwiazdę kolacji wigilijnej, wylansowała Polska Ludowa. Masową hodowlę uruchomił komunistyczny minister przemysłu i handlu Hilary Minc. Pod hasłem „karp na każdym wigilijnym polskim stole” zaczął tworzyć Państwowe Gospodarstwa Rybackie.Reliktem PRL-u jest też robienie karpiowi “stawu” w wannie. Zabieg ten miał nie tylko przedłużyć żywot karpia. Chlorowana woda miała go także "oczyścić".
Na szczęście dziś coraz więcej sieci handlowych rezygnuje ze sprzedaży żywego karpia. Przeciwko bestialskiej tradycji wypowiadają się też celebryci.