W Black Friday nie brakuje ofert okazyjnych tylko z pozoru. Co zrobić, by nie dać się porwać szałowi zakupów i obudzić się z niepotrzebnymi produktami, za które w dodatku przepłaciliśmy? Mogą nam w tym pomóc internetowe narzędzia, ale nic nie zastąpi zdrowego rozsądku – tłumaczy nam ekspertka.
Black Friday w pełni, ale najwytrwalsi zakupoholicy zapewne buszują po promocjach od 00:01. Nie zawsze jednak wyhaczona promocja jest tak piękna, jak mogłoby się wydawać. Jak nie dać się nabrać?
Działa już tegoroczna edycja strony Fake Friday. Już kolejny raz użytkownik serwisu Wykop.pl @TylkoNieOn podzielił się z innymi stroną zbierającą ceny popularnych produktów z ostatnich sześciu miesięcy.
Na Fake Friday wystarczy wpisać odpowiedni produkt w wyszukiwarkę i można przekonać się, czy ceny telewizorów i innych sprzętów elektronicznych były sztucznie pompowane, by potem pochwalić się większa obniżką.
W bazie są czołowe sklepy z elektroniką oraz markety RTV i AGD. Autor podzielił się także największymi przekrętami, jakie jego zdaniem zaszły w tegorocznej edycji. Rekordzistą jest tu telewizor OLED marki LG, który można kupić za drobne 23 999 zł. Problem w tym, że w ciągu ostatniego półrocza był już oferowany prawie 7,5 tys. zł taniej.
Historie cen różnych produktów oferowanych w sklepach internetowych można znaleźć również w porównywarkach takich jak Skąpiec czy Ceneo. W Ceneo dostępne dane obejmują ostatnich 6 miesięcy, zaś w Skąpcu - 12 miesięcy.
Fake Friday to wspaniałe narzędzie jak na jednoosobową akcję, ale klientów ostrzega też Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Instytucja podobnie jak porównywarka ostrzega przed żonglerką cenami, czyli windowaniem cen, by "bardziej" obniżyć je na Black Friday.
Drugim trikiem są promocyjne przynęty, polegające na szumnym ogłaszaniu "drugi produkt -50 proc.", lecz informowanie już jedynie drobnym druczkiem, że promocja dotyczy tyko określonych marek, czy wybranych produktów a nie asortymentu.
UOKiK wskazuje też, że sprzedawcy uciekają się czasem do niejasnego naliczania rabatów, przez co płacimy przy kasie wyższą cenę niż powinniśmy lub anulowania opłaconych zamówień i zasłanianiem się dość enigmatycznym "błędem systemu".
Jak to się dzieje, że "-70 proc.!" działa na Polaka jak pistolet startowy? Zapytaliśmy ekspertki.
Skąd się wziął Black Friday
– Black Friday trafił z USA do innych krajów, w tym Polski, jak wiele innych rzeczy – przez kopiowanie amerykańskiej kultury. Tam od dawna czyszczono tak z magazyny z zalegających kolekcji czy sprzętów – wskazuje nam dr Jolanta Tkaczyk, ekspertka w dziedzinie marketingu i zachowań konsumenckich z Akademii Leona Koźmińskiego.
Doktor mówi nam, że z punktu widzenia konsumenta jest to okazja do zakupienia tańszego produktu, często z myślą o prezentach pod choinkę. Interesujemy się także sprzętami, o których myśleliśmy już od dłuższego czasu i ta obniżka w Czarny Piątek jest ostatnim impulsem do transakcji.
– Wyprzedaże znane z relacji z USA to w Polsce fikcja. U nas ludzie nie tratują się, by dostać jedyny telewizor obniżony o 95 proc. To nie ta skala promocji, rodzimy nabywca może zapomnieć o wyprzedażach na poziomie z USA, po 50-60, a nawet 80-90 procent. Teraz po prostu inaczej gospodaruje się zapasami, a rozwiązania logistyczne działają coraz sprawniej. Powoli konieczność wietrzenia magazynów będzie odchodzić do lamusa – wskazuje.
Czy Polak jest łasy na promocję bardziej niż inni? Ekspertka nie ma wątpliwości.
– Polak lubi kupić taniej, czy przy okazji. To prosty fakt. Jesteśmy jeszcze społeczeństwem na dorobku, niezbyt bogatym jako całość. Jesteśmy więc podatni na wszelkie obniżki i inne tego typu instrumenty promocyjne – ocenia.
Co ciekawe, naturalną tendencję znad Wisły mogła spotęgować pandemia Covid-19. – W epidemii i kryzysie gospodarczym spadła siła nabywcza konsumenta na świecie i w Polsce, szczególnie w krajach mocno dotkniętych przez Covid-19. Jesteśmy jeszcze bardziej wyczuleni na szukanie oszczędności i Black Friday idealnie tu pasuje – wskazuje Tkaczyk.
Doktor tłumaczy, że te same potrzeby które zaspokajaliśmy kiedyś łukiem i strzałą dziś zastępujemy portfelem z kartą kredytową.
– Tzw. hunting ekonomiczny ma wiele wspólnego z prawdziwym polowaniem. Dawniej przychodziło się do domu z upolowanym zającem czy jeleniem. Dziś zadowolony z siebie klient przychodzi z telewizorem czy mikserem, który "upolował" taniej – mówi nam ekspertka.
Czemu dajemy się nabrać w czasie Black Friday?
Powstaje kluczowe pytanie. Skoro mamy narzędzia, m.in. porównywarki cen czy Fake Friday.org to czy ktoś jeszcze nabiera się na manipulacje cenowe ?
– Te sposoby działają, bo gdyby było odwrotnie żadna firma by tego nie robiła. To nie są "sztuczki" czy triki. Nazwijmy rzeczy po imieniu: to nieuczciwe praktyki sprzedażowe. Co prawda, nikt nie będzie za nie ścigał z urzędu, ale jeśli klient pozwie sprzedawcę, to spór rozstrzygnie sąd – wskazuje nasza rozmówczyni.
Tworzenie tzw. korzystnego kontekstu dla ceny odbywać się może na parę sposobów. To popularna technika, ale można ją wykorzystywać uczciwie albo nieuczciwie.
– Mówimy o tzw. kotwicy cenowej. Przykład czystej gry to produkt z przekreśloną ceną np. 150 zł i nową 100 zł. Wskazuje to, że cena była wyższa i ile oszczędzamy na nowej. Pokażemy i uzmysłowimy wielkość rabatu, co może zachęcić do włożenia produktu do koszyka – tłumaczy doktor.
Jak wskazuje ekspertka, za nieuczciwą uchodzić może zaś manipulacja ceną wyjściową. Czyli z faktycznych 150 zł robimy 200 zł dwa tygodnie przed promocją, a potem szumnie ogłaszamy obniżkę do 100 zł.
– Inny sposób to ciągłe promocje. Dajmy na to, przez 11 miesięcy w roku w sklepie zawsze jest promocja 20 procent. Nagle znika, czyli ceny faktycznie się podnoszą, ale potem na Black Week mamy powrót do tych minus 20 procent. Czyli mamy stan będący dla sklepu codziennością, a ogłasza się to jako wielkie obniżki. Nic się nie zmieniło, a sprzedaż rośnie – wyjaśnia.
Jak nie dać się nabrać na Black Friday
Co więc robić, by z Black Weeku wyjść z produktami których naprawdę potrzebujemy i nie żałować potem zakupu?
– Poradzić mogę powstrzymywanie się przez zakupami impulsowymi. Jeśli wchodzimy do sklepu po bułki i wychodzimy z telewizorem to coś jest nie tak. Jeśli chcemy coś kupić to chwilę się nad tym zastanówmy, a może pojawi się pytanie "ale czy ja właściwie tego potrzebuję" – wskazuje Tkaczyk.
Black Friday to jednak tylko 24 godziny. A sprzedawcy nakłaniają przecież hasłami podkreślającymi ulotność promocji. Jak żyć?
– Nawet do Black Week można się przygotować konsumenckim rachunkiem sumienia. Spisać listę rzeczy, których naprawdę potrzebujemy i jesteśmy gotowi kupić. Potem śledzimy ich ceny i jeśli faktycznie będą niższe w Czarny Piątek, to je kupimy. Jeśli będą porównywalne, to można to zrobić kiedy indziej – wyjaśnia ekspertka.
Dodaje też, że inną metodą jest ustalenie określonego budżetu i nie wydanie ani złotówki więcej. – Wszelkie planowanie jest wrogiem promocyjnego szaleństwa. Wszystko to pozwala panować nad swoimi finansami i nie wpadać w rozpacz obserwując stan konta po zakończonych promocjach – uśmiecha się.
– Nie należy też ulegać informacjom, że produkt jest wyjątkowy, dostępny tylko teraz, tylko dla mnie, że zaraz go nie będzie. To wszystko złudzenia, a świat naprawdę się nie zawali, jeśli nie kupimy tego produktu akurat w Black Friday – podsumowuje ekspertka z Akademii Leona Koźmińskiego.