Jest wiele hobby, które polegają na zbieraniu przedmiotów. Znaczki pocztowe, czy monety to klasyki, inni celują w pocztówki albo magnesy na lodówkę. Patryk Przybylski zdecydował się zaś na nieco mniej typową kolekcję – puszek 330 ml. Robi to od 15 lat i powoli zbliża się do 4 tys. rodzajów. Nowe znaleziska z dalekich krajów publikuje zaś na blogu Cans of memories.
Można łączyć hobby podróżnicze i kolekcjonerskie? Jasne, że tak!
Patryk Przybylski ma w swojej kolekcji aluminiowe puszki z całego świata
Kolekcjonuje je niczym wspomnienia z podróży i dokumentuje na blogu Cans of memories
Marzy o zaprezentowaniu swoich zbiorów nie tylko w internecie, ale też na żywo
Ile puszek liczy kolekcja? To skomplikowane pytanie!
Ściany pokoju Patryka pokryte są od podłogi po sufit aluminiowymi puszkami po napojach o pojemności 330 ml. Sukcesywnie powiększa ogromną kolekcję z wielu krajów świata, co dokumentuje na blogu Cans of memories na Facebooku i Instagramie (@cansofmemories).
Kolekcja tak nam zaimponowała, że musieliśmy się dowiedzieć więcej o jej właścicielu. Odpowiedzi na nasze pytania pozyskaliśmy u źródła.
Ile lat zbierasz puszki? Jak się zaczęła ta przygoda?
Patryk Przybylski: Będzie już 15 lat, dokładnie w tym roku mamy okrągłą rocznicę. Zacząłem w 2006 r., jako trzynastoletni dzieciak. W sumie wszystko zaczęło się od zabawnej sytuacji. Jako nastolatek oczywiście miałem bałagan w pokoju i mama dopraszała się, żebym w końcu posprzątał.
Przy porządkach jakoś tak wyszło, że zostawiłem trzy puszki – po Sprite, Fancie i Coca-coli. Poszły na półkę, a nie do śmietnika. I tak już zostały. Szybko dołączyła do nich jeszcze Mirinda.
Brzmi to trochę śmiesznie, ale kolejny przełom to była rodzinna wizyta... w kebabie. Pochodzę z Wrześni i to był jedyny lokal w mieście prowadzony przez prawdziwego Turka. Właściciel miał kilka puszek, których nigdy nie widziałem w Polsce. Zapewne sprowadzonych z jego rodzinnych stron. Strasznie mnie one zafascynowały, zwłaszcza winogronowa Fanta, więc kupiliśmy 3-4 kolejne. To był początek kolekcji.
Obecnie kolekcjonuje już puszki 330 ml z całego świata. Mam frajdę zwłaszcza, jeśli mogę gdzieś sam pojechać na wypad, złapać ciekawe "okazy" i przywieść je do kolekcji. Stąd właśnie nazwa – Cans of Memories – bo każda z nich przypomina mi o jakimś momencie z życia, przyjemnym wspomnieniu. Jeśli nie moim, to przyjaciół.
Co Cię skłoniło do założenia Facebooka, Instagrama i dzielenia się tym hobby z innymi?
Po prostu zauważyłem, że ludziom podoba się to co robię. Gdy patrzy się na taką półkę pełną puszek, jednak koło drugiej i tak zapełniona cała ściana, to jest to fascynujące.
Szybko poszczególne osoby ze znajomych zaczęły mi robić za "zwiadowców". A to ktoś był na wakacjach w Egipcie, albo na Chorwacji, patrzył jakie tam mają ciekawe puszki i dawał mi znać, przywoził. Każdy się ciekawił, więc postanowiłem zacząć wrzucać moją kolekcje do internetu.
Właśnie napisała do mnie koleżanka, że ma dla mnie sześć puszek z Izraela. To bardzo ciekawe, bo hebrajski ma zupełnie inne pismo. Bardzo ciekawie wygląda z nim nawet podstawowa Coca-cola czy inne znane w Polsce napoje.
Powiem szczerze, że mam nawet dalsze plany, jak moją kolekcję pokazać "światu".
Nie trzymaj mnie w takiej niepewności! Co masz na myśli?
W tym momencie kolekcja znajduje się w moim domu rodzinnym we Wrześni. Wiadomo, można zaprosić tam znajomych, pokazać, jak to wygląda – półki z puszkami są już na każdej ścianie. Ale nie jestem w stanie zaprosić wszystkich zaciekawionych ludzi do domu, to niewykonalne.
Na Instagramie czy Facebooku obserwuje mnie dużo osób, które obecnie mają nikłe szanse, by zobaczyć moje zbiory na żywo. Powstał więc plan stworzenia takiego miejsca, które by to umożliwiało.
Oprócz wyeksponowanej kolekcji goście mogliby się na przykład napić ciekawych napojów czy alkoholi z różnych zakątków świata, pogadać o podróżach. Taki nie do końca pub, ale też nie do końca sklep z importami. Na razie jestem w fazie planów, wiadomo że to większa inwestycja.
Jakie masz najdziwniejsze puszki? Przez tyle lat musiały się trafić jakieś ciekawe przypadki.
Sporo puszek jest od piwa, choć mają 330 ml. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do półlitrowych. Kolejny duży odłam to napoje gazowane, potem są jeszcze soki, zdrowe napoje bez cukru. To jest większość.
Ale zdarzają się perełki. Mam na przykład puszki po wodzie gazowanej, w Polsce ciężko o taką i wydaje się to nieco dziwne. Hitem jest puszka po wódce. Z akcyzą i wszystkim. 330 ml to więcej niż polskie małpki, a pomysł trzymania wódki w aluminium jest co najmniej niecodzienny.
Mam też jedną puszkę z jedzeniem. Były w niej orzeszki, ale to standardowa puszka do napojów, ten charakterystyczny profil, a nie specjalny pod przekąski. To jest wielka rzadkość. Kolejną wyjątkową jest ta, która dostałem bezpośrednio od Coca-cola Polska. Dowiedzieli się o moim hobby i wysłali specjalnie przygotowaną puszkę z dedykacją. Nie ma takiej drugiej na świecie.
A co z Covid-19? Skoro puszki są z podróży, pewnie miałeś niemało utrudnień przez epidemię.
Tak, w zeszłym roku miałem kilka odwołanych podróży, ale nie zaliczyłbym 2020 r. do nieudanych. W styczniu ubiegłego roku, okazało się, że inny kolekcjoner musi się rozstać ze swoją kolekcją. Skontaktowałem się z nim na Instagramie i przekazał część puszek pod moją opiekę.
Niestety niektóre plany przepadły przez epidemię koronawirusa. Odwołane loty i inne nieprzyjemności, ale także w tamtym czasie nie wydawało się to bezpieczne. Jestem jeszcze studentem, więc większość podróży po puszki organizuje z niewielkim budżetem.
Na liście wypadów "po kosztach" mieliśmy z narzeczoną wyjazd do Norwegii i Portugalii, które niestety nie doszły do skutku. Udało mi się też wylosować bilety na mecze polskiej reprezentacji w Hiszpanii i Irlandii – też nic z tego. Pewnie sporo puszek podczas tych czterech wyjazdów bym znalazł.
Ale w zamian w samej końcówce roku udało się nam przeprowadzić wyjazd na Islandię. Kraj miał otwarte kanały lotu z Wielką Brytanią, gdzie obecnie mieszkamy. Z tego wypadu mam dobre 125 nowych puszek. Więc zeszły rok nie był stracony.
Jak wygląda powrót z takiej podróży? Pewnie masz pełno historii.
Oj tak. Przygód z podróży i takich śmiesznych sytuacji mam na pęczki. Jakoś w 2011 r. byłem na wyjeździe do Barcelony, miałem ok. 80 puszek do zabrania. Pod koniec wyjazdu zorientowałem się, że nijak tego nie zmieszczę. Musiałem lecieć i kupić na szybko dodatkową walizkę.
W 2016 roku byliśmy w Tajlandii i okazuje się, że tam też lubią to hobby. Totalnie się zgubiliśmy i przypadkiem wstąpiliśmy do baru w malutkiej miejscowości. Jak się później okazało, trafiliśmy do domu człowieka, który ma trzecią pod względem ilości kolekcję puszek w tym kraju. Od razu znaleźliśmy wspólny język, wymieniliśmy się puszkami i muszę powiedzieć, że bardzo miło wspominam ten dzień. Ta sama pasja, a człowiek przecież z drugiego końca świata.
Mam też mnóstwo historii ze sklepów. Ja często siedzę nawet pół godziny przy półce i wybieram. Pewnego razu w prywatnym sklepie, właściciel zagrodził mi drzwi wyjściowe ciałem, ponieważ podejrzewał, że "coś kombinuję". Zawsze wszystko wyjaśniam i kończy się śmiechem.
Czy ochrona na lotniskach się dziwi, jak widzi na skanerze walizkę pełną puszek?
Akcje na lotnisku to już standard. Jeśli sprawdzają mi plecak, to zawsze pytają czy wyrzucić puste puszki. Grzecznie odmawiam.
Mam w pamięci taką jedną historię, gdzie przez chwilę powiało grozą. Na lotnisku w Londynie jakoś przekroczyliśmy dopuszczalną wagę. Miałem bagaż podręczy pustych puszek i większy, taki do 30 kg. Tam większość pojemników była pełna. W obu walizkach przekroczyłem wagę o 500-600 gram.
Ochroniarz się zapytał, co ja właściwie tam wiozę. Odpowiedziałem, że kolekcjonuje puszki. Po angielsku "collecting cans" może jednak oznaczać kolekcjonera jak ja, albo osobę, która niesie aluminium na skup.
Od razu stwierdził, że muszę dopłacić 40 euro za moje bagaże. My za to po prostu otworzyliśmy bagaż i wypiliśmy zawartość puszek, by zmniejszyć wagę bagażu. Chyba przez to nas znielubił.
Zaczął się mnie drobiazgowo pytać co zamierzam z nimi robić, czy będę je dalej sprzedawał, czy mam paragon na każdą z nich. Zrobiło się mało przyjemnie. Zaraz przyszedł drugi ochroniarz. Uratowała nas miła pani z lotniska. Pokazałem jej kolekcje na zdjęciach z Instagrama i kazała kolegom odpuścić. Powiedziała też, że zadba o to by dotarły całe.
Usłyszałem słowo "narzeczona", więc muszę zapytać. Co sądzi o puszkowym hobby?
Wsparcie Natalii jest ogromne. Jesteśmy ze sobą już wiele lat i od zawsze jakoś mi pomaga. Na początku naszej znajomości z wyjazdu z Chorwacji przywiozła mi ponad 40 puszek.
Nie dosyć że nie ma nic przeciwko to mnie wspiera i nawet pomaga, w wybieraniu, robieniu zdjęć. Co więcej, jest projektantką wnętrz w firmie w UK. Myślę, że jej ręka będzie bardzo widoczna w planowanym przez nas miejscu dla fanów puszek. Mam nadzieje że pomoże mi w tworzeniu tego wnętrza.
Więc mieszkacie w Wielkiej Brytanii. A gdzie są puszki?
Te, które zebrałem już w 2021 r., są w naszym mieszkaniu w UK, to ok. 30 sztuk. Większa część kolekcji jest w moim domu rodzinnym we Wrześni. Wspomniałem o ścianach z puszkami – są w moim dawnym pokoju.
Po wielu latach przekonałem moją siostrę Martę, by w jej pokoju postawić kolejne półki na ok. 500 "okazów". Mama odżałowała też dla mnie kolejną ścianę na korytarzu. Ale robi się trochę ciasno, a też nie chcę zalać całego jej domu swoim hobby.
Na koniec zostawiłem najważniejsze. Ile jest puszek?
Wstyd przyznać, ale.. straciłem rachubę. Jest ich na pewno 3 700, różnych rodzajów. Wszystko przez to, że nie są w jednym miejscu. Czekamy jeszcze na paczkę puszek z Islandii, trochę jest w Wielkiej Brytanii, reszta w Polsce. Planuje zrobić remanent w lutym i wszystkie dokładnie policzyć.