"Każdy chce unikać podatków" – powiedział Piotr Müller, rzecznik prasowy rządu, komentując środowy protest mediów. Nowy podatek ma obejmować cyfrowych gigantów oraz duże podmioty medialne. Kto z nich płaci podatki w Polsce, a kto tego unika? Sprawdzamy.
W swojej wypowiedzi Müller "składkę z tytuły reklamy internetowej i konwencjonalnej" nazywa podatkiem cyfrowym, choć nie spełnia ona kryteriów podatku cyfrowego. W założeniu Unii Europejskiej i OECD podatek cyfrowy składa się z trzech części: podatku od reklam, podatku od e-handlu i podatku od e-usług, o czym pisaliśmy już w INNPoland. Ma on dotyczyć firm osiągających globalnie roczne przychody w wysokości 750 mln euro i co najmniej 50 mln euro w państwach UE.
Nowa składka, zaproponowana przez PiS, ma owszem obejmować cyfrowych gigantów (chociaż dotyczy tylko jednego założenia przewidywanego przez UE), ale ma też obejmować duże podmioty medialne, bo, jak twierdzi Müller, "bardzo często cyfrowi giganci i duże firmy unikają opodatkowania". I o ile cyfrowi giganci tacy jak Google czy Facebook faktycznie opodatkowania sprytnie unikają, to koncerny medialne, działające w Polsce. które należyte opłaty uiszczają.
Słowom tym wtórują paski umieszczane w TVP, z których można się dowiedzieć, że: "Koncerny medialne nie chcą dzielić się z Polakami swoimi wielomilionowymi zyskami”, lub też, że "Niemieckie media dla Polaków - nie chcą płacić składki na polską służbę zdrowia, kulturę i zabytki” (przypomnijmy, że Polsat, który płaci najwięcej podatku CIT, jest polską grupą, tak samo jak Agora).
I choć zapewne prawdą jest, że szefowie medialnych koncernów medialnych zarabiają miliony, to nieprawdą jest już stwierdzenie, że koncerny te unikają płacenia podatków w Polsce. Należy też zaznaczyć różnicę między dużymi koncernami medialnymi a gigantami cyfrowymi.
Jednak w swoich wypowiedziach przedstawiciele rządu celowo mieszają dwie te dwie kwestie, ponieważ dzięki temu mogą zasugerować odbiorcom, że duże koncerny medialne unikają płacenia podatków w Polsce, co jest po prostu kłamstwem.
Media w liście otwartym wymieniły szereg opłat na rzecz państwa, które ich dotyczą. "Co roku płacimy do budżetu Państwa rosnącą liczbę podatków, danin i opłat (CIT, VAT, opłaty emisyjne, organizacje zarządzające prawami autorskimi, koncesje, częstotliwości, decyzje rezerwacyjne, opłata VOD itd.)” – napisano.
Nadawcy radiowi i telewizyjni, żeby prowadzić swoją działalność musza posiadać odpowiednią koncesję. Zgodnie z ustawą o radiofonii i telewizji, opłata za jej udzielenie, nie może być wyższa niż:
Dla rozpowszechniania programu radiowego w sposób analogowy rozsiewczy naziemny – 12 317 570 zł
Dla rozpowszechniania programu TV w sposób analogowy rozsiewczy naziemny – 25 890 000 z
Dla rozpowszechniania programu radiowego w sposób cyfrowy rozsiewczy naziemny w multipleksie – 6 158 785 zł
Dla rozpowszechniania programu TV w sposób cyfrowy rozsiewczy naziemny w multipleksie – 25 890 000 zł.
Dodatkowo, nadawcy co roku muszą wnosić opłatę za prawo do dysponowania odpowiednią częstotliwością.
Opłata audiowizualna
Od 1 lipca 2020 r. obowiązuje nowa opłata audiowizualna dla dostawców VOD (Video on Demand – wideo na żądanie). Opłata w wysokości 1,5 proc. przychodu uzyskanego z opłat za dostęp do usług audiowizualnych ma być przekazywana do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Jak czytamy w press.pl, w czwartym kwartale 2020 r. wpłata wyniosła łącznie prawie 5 mln zł. Wpłat dokonały: Cyfrowy Polsat SA, CDA SA, Grupa Interia, VIMN Poland (spółka ViacomCBS), Telewizja Polska, Canal+ Polska, Amazon Digital UK Ltd, Ringier Axel Springer Polska, HBO Europe s.r.o, Google Ireland Limited, Google Commerce Limited, Netflix International BV, Radio Muzyka Fakty Grupa RMF, Agora SA, Orange Polska SA, TVN, Wirtualna Polska Media SA, Eave A.s.b.l. (European Audiovisual Entrepreneurs) i Fratria.
Giganci cyfrowi
Inaczej wygląda sprawa gigantów cyfrowych, którzy podatki w Polsce płacą, ale nie tyle, ile powinni. Obszerną analizę na ten temat opublikowała Fundacja Instrat.
Rynek reklamy cyfrowej w 2018 r. w Polsce osiągnął wartość 4,5 mld zł, z czego 50 proc. należało do Google i Facebooka. Jednak w 2018 r. Google wykazało w Polsce przychody na poziomie 382 mln zł, a Facebook na poziomie 52 mln zł. Jak podaje Instrat, są to liczby niespójne i nieoddające rzeczywistego udziału w rynku. Wynika z nich, że łącznie obie firmy wygenerowały 434 mln przychodu, podczas gdy mając na uwadze udział tych dwóch korporacji w rynku, wygenerowane przychody powinny wynosić ok. 2,3 mld.
W związku z tym, mimo swojej dominującej pozycji na rynku reklamy cyfrowej w Polsce, płacą one polskiemu państwu z tytułu CIT niewspółmierne pieniądze, ponieważ cyfrowi giganci część zysków sztucznie transferują do rajów podatkowych lub do państw umożliwiających łatwe przeniesienie zysków do takowych.
Podatek cyfrowy w Polsce
Latem 2019 r. w Ministerstwie Finansów toczyły się prace nad założeniami ustawy wprowadzającej podatek cyfrowy, a firmy Big Tech miały być nim objęte od stycznia 2020 r.
Ostatecznie podatek ten nie wszedł w życie, mimo że wcześniej podczas konwentu partii i prezentacji "piątki Kaczyńskiego", wyliczano, że po jego uchwaleniu wpłynie do budżetu państwa nawet 1 mld zł rocznie. Powodem wycofania podatku z agendy politycznej miała być wizyta wicepremiera Stanów Zjednoczonych Mike'a Pence'a, który "niespodziewanie wypalił, że Stany z głęboką wdzięcznością przyjęły odrzucenie przez nasz kraju projektów podatku od usług cyfrowych" – czytamy naSpidersweb.pl.
Istnieją zatem mechanizmy, które pozwalały wprowadzić podatek cyfrowy już dawno temu, jednak rząd z nich zrezygnował. Prawdziwy podatek cyfrowy, składający się z trzech części i obejmujący podmioty o globalnych obrotach powyżej 750 euro, przyniósłby Polsce ok. 1 mld zł. Ten w okrojonej wersji przyniósłby Polsce także około 1 mld zł, tyle że tylko 200 mln przypadałoby na cyfrowych gigantów, a reszta na koncerny medialne, które podatki przecież już płacą.
A na co mają być przeznaczone te pieniądze? Połowa z nich, co szumnie wybrzmiewa w TVP, ma pójść na NFZ. Tyle że rocznie NFZ wydaje 100 mld zł. Wobec tego kwota, którą dostanie służba zdrowia, to zastrzyk w wysokości... 0,4 proc. rocznych wydatków.
Pozostałe 35 proc. ma trafić do Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów. Istnieją uzasadnione wątpliwości, co do przyszłego działania tego tworu, ponieważ o przyznawaniu środków z Funduszu będzie decydować komisja w pełni kontrolowana przez rząd.
W jej skład mają wchodzić: trzy osoby wyznaczone przez ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego, jeden przedstawiciel ministra właściwego do spraw informatyzacji i jeden przedstawiciel ministra właściwego do spraw finansów publicznych.
Pozostałe 15 proc. ma być przeznaczone na Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków.