Jak można było ostatnio przeczytać w brytyjskich mediach, m.in. w dzienniku The Guardian, Wyspy przywracają bobra przyrodzie. W tym roku, na terenie pięciu hrabstw, ma zostać wypuszczona rekordowa liczba ssaków - głównie w miejscach, gdzie gatunek był uznawany za wymarły od setek lat. Powód? Bobrze tamy i rozlewiska tworzą unikalne ekosystemy, które umożliwiają życie setkom gatunków owadów, płazów, ptaków, ryb i roślin.
Niestety, w Polsce nie jest tak kolorowo. U nas te pożyteczne zwierze wciąż jest uważane za szkodnika. I musi bardzo ciężko walczyć o swój dobry wizerunek.
Jedną z osób, które pomagają mu w budowaniu PR-u jest Andrzej Czech - doktor nauk przyrodniczych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od urodzenia mieszka w Bieszczadach, gdzie prowadzi przyjazne naturze gospodarstwo Ecofrontiers oraz znany bieszczadzki browar rzemieślniczy Ursa Maior.
Jaka jest polska polityka wobec bobrów?
Andrzej Czech: Z punktu widzenia polskich urzędników, bobry są mocno kłopotliwym zwierzęciem, bo za ich działalność trzeba wypłacać rolnikom odszkodowania. Za bobrami nie przepadają również Wody Polskie, które nie bardzo wiedzą co z nimi robić a zbyt często po prostu i bez większego sensu zajmują się rozwalaniem tam bobrowych.
Bo chociaż te ssaki załatwiają za nich sporo problemów związanych z małą retencją, to mam wrażenie, że oni woleliby zajmować się tym tematem sami. Więc bóbr to naturalna - i niezwykle skuteczna konkurencja (śmiech).
Jakie konkretnie problemy z gospodarką wodną “załatwiają” bobry?
Poprzez swoją codzienną działalność związaną z budowaniem rozlewisk, bobry - zupełnie za darmo - tworzą przestrzenie zatrzymujące wodę w glebie. Nawet jeżeli policzymy sumę wypłacanych odszkodowań dla rolników, to okazuje się, że ta kwota jest znikoma w porównaniu z tym ile bobry robią dobrego dla przyrody i gospodarki.
To musiały zresztą przyznać nawet Wody Polskie. Bobry gromadzą rocznie około 70 milionów metrów sześciennych wody plus co najmniej drugie tyle w glebie, podczas gdy wielki, szumnie ogłoszony program małej retencji “Moja Woda” zakłada gromadzenie przez ludzi miliona sześciennego wody. Za 100 milionów zł. Bobry załatwiają temat na dużo większą skalę właściwie za darmo, nawet wziąwszy pod uwagę odszkodowania. To są bardzo konkretne liczby, z których na szczęście coraz więcej osób zaczyna sobie zdawać sprawę.
Zresztą szkocki guru bobrologów Derek Gow, koordynujący akcję wypuszczania bobrów w Wielkiej Brytanii, wyznał mi, że dzieło polskich bobrów jest dla niego wielką inspiracją i mocno nam zazdrości tak silnej i wpływowej populacji. A w Szkocji wiele bobrów pochodzi właśnie z Polski. Tych o wyjątkowym, smoliście czarnym umaszczeniu.
A w Polsce do bobrów cały czas się strzela. Co i rusz słychać o rolnikach, którzy walczą o zezwolenia na odstrzał. I o zgodach, które się w tym celu wydaje…
Tak, takie zgody są wydawane przez Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska. Na szczęście jednak - co do zasady - nie są one realizowane.
Myśliwi nie bardzo się do tego garną. Bóbr to nie jest cenione zwierzę łowne - żadne z niego trofeum. A poza tym, że mało atrakcyjny, jest też ogromnie trudny do upolowania. Więc w praktyce wygląda to tak, że zezwolenia są wydawane, ale potem nie ma komu strzelać. Cała akcja ze zgodami wydaje się mieć działanie wyłącznie PR-owe. Uspokaja się rolników, że coś jest robione w związku z ich “bobrzym problemem”.
To dość zaskakujące, że urzędy mają do tego aż taki luźny stosunek…
Mają, bo polowania na bobry są zupełnie bez sensu. Nawet większość myśliwych zdaje sobie sprawę, że takie działania kompletnie mijają się z celem. Ostrzały pojedynczych osobników nie sprawiają, że szkody wyrządzone przez rodzinę są mniejsze.
A jakie “szkody” może tak realnie wyrządzić bobrza rodzina?
Przede wszystkim bobry ścinają drzewa blisko wody. Do tego budują tamy, które spowodują zalanie części działki. Mogą też podkopać teren, albo zrobić jakiś dodatkowy rów…
To w ogóle nie przeszkadzało panu. Pan swoja działkę po prostu bobrom oddał.
Tak, to było około 20 lat temu. Przez moją działkę przepływa ciek wodny i bardzo się ucieszyłem, gdy osiedliły się na nim bobry. Teraz mieszkają tam dwie rodziny, w sumie około 20 osobników. Zbudowały sobie tamy o różnej wielkości, zatopiły kawałek terenu i nagle zaczęły się dziać niesamowicie ciekawe rzeczy.
Po pierwsze, retencję wody widać gołym okiem. Pojawiły się piękne, już trwale wpisane w krajobraz stawy. Gleba zaczęła gromadzić wodę na lato. Po drugie, zwiększyła się bioróżnorodność. Mam teraz “na ogródku” gatunki, których wcześniej nie było. Na przykład rzekotki, traszki, zimorodki, mnóstwo gatunków kaczek.
Obserwuję to wszystko od samego początku i widzę, że im starszy jest staw, a bobry mają więcej terenu i spokoju, tym ciekawsze robią rzeczy.
Ale kosztem pana parceli…
To prawda, ale to naprawdę niewielka cena. Jeżeli człowiek zda sobie sprawę, że warto odpuścić walkę i odstąpić zwierzętom kawałek przyrody, to okazuje się że one dają nam spowrotem dużo, dużo więcej.
Ja z resztą na bieżąco prowadzę na mojej działce badania. Doktoryzowałem się z bobrów i cały czas wnikliwie obserwuję ich oddziaływanie na przyrodę. Więc mam takie minilaboratorium przyrodnicze pod samym domem.
Oceniam m.in. wpływ działalności bobrów na pojawianie się nowych gatunków ptaków, bezkręgowców, ryb. Albo nowe gatunki roślin, które są zaszczepiane przez liczne - dzięki bobrzym stawom - kaczki …
Stop - rośliny zaszczepiane przez kaczki?
Kaczki są znane z tego, że na swoich łapkach albo pierzu przenoszą do nowych zbiorników fragmenty roślin albo ich nasion. Działają jak takie wodne “zapylacze”. I w ten sposób w nowych miejscach pojawiają się gatunki, których wcześniej nie było. Również chronione. To naprawdę niesamowity i fascynujący proces.
Jak bardzo zdążył się pan ze swoimi bobrami zżyć przez te 20 lat?
Można powiedzieć że jesteśmy bardzo blisko - często podchodzą na odległość zaledwie dwóch czy trzech metrów (uśmiech). Przez chwilę wychowywałem nawet małe bobry, które zostały uratowane z powodzi. To było strasznie fajne - karmiłem je butelką, a później wypuściłem do przyrody.
Moje bobry mogę obserwować każdego wieczora. Czasami na przykład przypływają do kąpiących się psów - albo dla zabawy straszą, albo wokół nich krążą. To jest bardzo śmieszny widok. Niesamowicie fascynujące też jest podglądanie ich przy codziennej pracy - budowaniu czy uszczelnianiu tam.
A na ile taki bóbr “kuma”?
To są bardzo inteligentne zwierzęta. Wystarczy spojrzeć na tworzone przez nie konstrukcje. To majstersztyk, jeśli chodzi o inżynierię. Do tego wybór miejsc, w których stawiają tamy w jasny sposób pokazuje, że mają to jakoś “przemyślane”. Wystarczy dokładnie przyjrzeć się bobrowym stawom i widać, że to nie jest chaotyczne, niszczycielskie działanie. W tym wszystkim jest głęboki sens. I maksymalna efektywność w przystosowywaniu środowiska do swoich potrzeb.
Ale czy posiadanie bobrów na działce, poza oczywistymi walorami przyrodniczymi, “spina się” finansowo? Dużo mówi się o stratach, jakie powodują bobry. A czy Pan na tym jakoś zarabia?
Bobry zajęły teren, który i tak nie byłby jakoś specjalnie wykorzystywany gospodarczo. To jest kilkadziesiąt arów, które mógłbym pewnie jakoś wykorzystywać czy pozyskać na nie dopłaty. Jednak korzyści, które bobry dają mi przez to, że tam po prostu mieszkają, są absolutnie wyższe i po prostu niepoliczalne.
Ale patrząc na to wszystko z wyłącznie biznesowego punktu widzenia, to na bobrowym sąsiedztwie można faktycznie zarobić. Miałem już kilka grup turystycznych, które przyjeżdżały specjalnie po to, żeby wybrać się na “bobrowe safari”.
Wyobrażam sobie, że dla osoby prowadzącej gospodarstwo agroturystyczne bobrowe żeremie może być dodatkową atrakcją - i źródłem utrzymania. Wystarczy kilka takich eko-grup rocznie i robi się kilka tysięcy złotych z samego podglądania zwierząt. A dopłaty za taki niewielki kawałeczek ziemi potrzebny do życia bobrzej rodzinie byłoby może pięćset złotych.
Bobry mają u pana na działce w Bieszczadach prawdziwy raj. A co zrobić, żeby pomóc bobrom w innych miejscach Polski?
Musimy zdać sobie sprawę, że jest to zwierzę, które może nam bardzo pomóc. Coraz bardziej dotykają nas susze i powodzie, a bobry są naszymi sprzymierzeńcami w radzeniu sobie z ich negatywnymi skutkami. Mogą retencjonować wodę, ograniczyć odpływ wód powierzchniowych, mogą zwiększyć bioróżnorodność, której wszyscy potrzebujemy. Wilgotna dzięki bobrom woda wiąże gazy cieplarniane, podczas gdy przesuszona - oddaje.
Potrzebna jest zmiana paradygmatu - ze zwierzaka, który po prostu pływa i robi szkody, na sojusznika w walce ze zmianami klimatycznymi, które będą w przyszłości coraz bardziej dotkliwe.